Strony

2010-12-29

Mosuo i psy 摩梭人和狗

Lud Mosuo (ten, o którym już pisałam wielokrotnie, że matriarchat i że są wspaniali) podbił moje serce z wielu przyczyn. Jedną poznałam niedawno. Otóż: czczą oni psy.

W okolicach Jeziora Lugu jest taka legenda: na początku świata, gdy niebo oddzieliło się od ziemi, Władca Niebios Abaduo stworzył ludzi i zwierzęta. Początkowo żyły one wiecznie; kiedy jednak zaczęło się na ziemi robić ciasnawo, Abaduo stwierdził, że trzeba im ograniczyć długość życia. Pewnej nocy, gdy wszystkie zwierzęta posnęły, zaczął liczyć na głos - w zależności od tego, czy kto się obudził szybko, czy późno, miał żyć albo dłużej, albo krócej. Władca Niebios zaczął liczyć od pięciu tysięcy. Gdy doszedł do czterech i pół, obudził się feniks - dlatego żyje tyle właśnie lat. Gdy doliczył do 150, obudził się słoń, który w związku z tym może dożyć 150 lat. Na 100 obudził się żółw. Gdy doliczył do 60, obudził się pies, a człowiek obudził się dopiero wtedy, gdy na liczniku było trzynaście. Poniżej roku odezwały się tylko owady.
Ech, biorąc pod uwagę cykl życia człowieka, gdyby miał żyć tylko 13 lat, to ludzkość by wyginęła. Zaczęli więc ludzie błagać boga, żeby dał im jeszcze jedną szanse. A Abaduo powiedział, że jeśli znajdą frajerów, którzy pójdą na wymianę, to on nie ma nic przeciw temu. Biedny człowiek chodził więc od zwierzęcia do zwierzęcia, prosząc, żeby się z nim ktoś zamienił - jednak wszystkie zwierzęta pukały się w czoło. Nikt przecież nie chce oddać długiego życia za krótkie. I tylko pies stwierdził, że pomoże człowiekowi, który jednak ma złożyć uroczystą przysięgę, że zawsze będzie psu wdzięczny. I dlatego właśnie ludzie żyją 60 lat, a psy 13. Odtąd lud Mosuo czci to poświęcenie w każdy Nowy Rok. Wówczas pierwszą miskę, wypełnioną wszystkim, co w domu najlepszego, dostaje właśnie pies. Dopiero kiedy on się naje do syta, cała rodzina zasiada do stołu. Z czasem z kolejności tego, za co się pies zabiera - za mięso, ryż czy zupę - nauczono się wróżyć obfitość przyszłorocznych zbiorów, przepowiadać pogodę itd.
Dzięki, kudłate pieszczochy...

Szanghaj 上海

No przeciez nie bede sie w Sylwestra nudzic w Kunmingu... Jade wiec do jednego z tych miast, ktore nigdy nie spia, z ktorym wiaza sie mile wspomnienia, w ktorym mam Przyjaciol i w ktorym stawie czola pierwszemu Azjacie, w ktorym bylam nieprzytomnie zakochana ;)
Pobede z tydzien i wroce, zeby zdazyc wyprac ciuchy przed Wietnamem :)
Szczesliwego Nowego Roku!!!

2010-12-25

jaselka 圣诞据


Zaszalalam z okazji Wigilii. Skoro bez barszczu, uszek i innych ciast drozdzowych, to chociaz strawa duchowa winna byc bogata.
Msza chinska wyglada podobnie do naszej - najglosniejsze sa stare babcie, drace sie nie do rytmu. Zaskoczyl mnie ksiadz - kazanie wygloszone bylo w duchu mocno nowoczesnym (bo wiecie, tyle tam tych ohydnie brzmiacych imion obcokrajowcow, ze ten synem tego a ten nastepnego, i jak tak sobie myslisz, co te wstretne laowaje wlasciwie maja ze mna wspolnego, musisz zrozumiec, ze Jezus nie zjawil sie znikad. O, nie! On byl najdluzej wyczekiwanym dzieckiem swiata!!), poza tym ksiadz zagrozil, ze nie pozwoli odejsc w pokoju, jak ludzie dalej beda niszczyc krzesla, i zeby uwazali, w jaki sposob zdejmuja tylki z krzesel, bo przeciez mamy rece i krzesla nie musza lupac o oparcia za kazdym razem, prawda?
Troche to bylo szokujace, ale w sumie szybko sie przyzwyczailam. Aha, i muzyczka taka jakby bardziej pentatoniczna - choc przeciez wiele dawnych melodii koscielnych tez nie mialo niz wspolnego z poczciwa heptatonika, to i tak wrazenie azjatyckosci bylo silne.
A potem zaczely sie jaselka.
W kulturze europejskiej czasow sredniowiecza, wladze koscielne z czasem zaczely zakazywac tych przedstawien, poniewaz zaczelo do nich przenikac za duzo elementow swieckich. W grobach by sie poprzewracali, gdyby zobaczyli to, co ja ujrzalam wczoraj: tybetanska potancowke, chor spiewajacy z playbacku (ale playback sie zacial i wtedy wszyscy zrozumieli, dlaczego chor nie powinien spiewac na zywo), chinscy Flip i Flap (tradycja dialogow komicznych 相声), 80letnia staruszka, ktora zaspiewala wszystkie zwrotki chinskiego Kiedy ranne wstaja zorze, Lulajze Jezuniu z akompaniamentem fortepianu i tanczaca Indonezyjka, polonez w wykonaniu Polki, Szkota i Indonezyjczykow plci obojga (niektorzy w tradycyjnych strojach indonezyjskich) i utrzymana w konwencji dyskotekowej opowiesc o tym, ze Bog jest silniejszy od Szatana...
No. ^.^

2010-12-22

piknik klasowy 野餐

Wybraliśmy się jakiś czas temu. My, czyli nasza klasa. No, część w każdym razie. Głównie tajska ta część, ale o tym później. Głównym zajęciem, jak to na pikniku, było:
Mimo, że cel spotkania był tak zacny, nie wszyscy poszli po dobroci:
Swoją drogą, widok muzułmanki uganiającej się za Brytyjczykiem chwyta za serce :)
Jak widać na załączonym obrazku
większość ma skośne oczy. I na tym polegał mój największy problem w trakcie tej wycieczki...
To jest fenomen, który w Europie się nie zdarza. My, wstrętne egoistyczne białasy, gdy trafiamy w międzynarodowe towarzystwo, zupełnie naturalnie przestawiamy się na angielski albo na jakikolwiek inny język większości. W Azji to nie działa. Jeśli jest chociaż dwójka Wietnamczyków, będą gadać po wietnamsku, Tajowie po tajsku itd. Mają w nosie, jak się czują ci, którzy siedzą jak na tureckim kazaniu. Jest to wpieniające o tyle, że teraz już wszyscy moi współstudenci mówią (albo powinni mówić) dość biegle po chińsku. Przecież studiujemy w tym języku, mamy po chińsku pisać prace magisterskie! Ale oni, głusi na żarty, na uwagi, ślepi na barani wyraz twarzy, gdy znowu się śmieją z czegoś, czego ja, nieznająca tajskiego, kompletnie nie kumam... Ba, według ich pojęcia niegrzecznym byłoby mówienie do swych krajan w obcym języku...
Przypadkiem zupełnie absolutnie wyjątkowym i jeszcze gorszym jest ten ze zdjęcia poniżej:
Wbrew pozorom niespecjalnie się lubimy. On to udawany Taj (udawany, bo choć legitymuje się tajskim paszportem, rodzice pochodzą z Kunmingu, a dla niego język chiński jest językiem ojczystym), który ze względu na rewelacyjny poziom języka został klasowym wójtem. Będąc wójtem pilnuje reszty jak Cerber, ale to nie jest największy problem. Problem tkwi w tym, że gardzi wszystkimi, których chiński jest, jego zdaniem, zbyt kiepski. Wyżywa się na studentach, którzy mają wszak pełne prawo nie rozumieć WSZYSTKIEGO - dla nas chiński jest mimo wszystko językiem obcym...
Mnie nie lubi szczególnie, bo ośmielam się wypowiadać w trakcie lekcji, a nie powinnam mieć prawa, bo nie zawsze dobrze rozumiem. To, że wypowiadam się właśnie po to, żeby zrozumieć, jest nieistotne, bo przecież zakłócam tok lekcji, a w dodatku jego, wójta, nudzą tłumaczenia TAKICH OCZYWISTOŚCI.
Czasem zakopujemy topór wojenny, ale...
Grrr...
Dobrze, że chociaż piknik odbył się w miłym miejscu. Patrzcie, jak wygląda Kunming w grudniu:
Piknik odbył się w pięknym parku Haigeng, uwielbianym przeze mnie serdecznie. Za widoki, za czteroosobowe rowery, za ogromniaste eukaliptusy i za miejsca piknikowe :)

2010-12-20

利用中國無產階級 wykorzystywanie chińskich proletariuszy ;)

Lubię tu być. Wszyscy wiedzą, że fascynuje mnie tutejsza kultura, zwyczaje, charaktery tutejszych ludzi. Lubię też Kunming - mimo wszystko. Jest piękna pogoda (opalam się prawie codziennie), leniwy rytm życia, wszystko jak trzeba. Czasem jednak nawet mnie wyprowadzają z równowagi ci ludzie pozbawieni poczucia humoru, patrzący tylko na układziki, interesowni i pewni, że są lepsi od każdego białego. Kiedy jestem już tak zirytowana, że nawet słońce nie pomaga, idę wykorzystywać chińskich proletariuszy, powtarzając sobie, że sami sobie na to zasłużyli, o! Jak to robię?
Kupuję bluzkę z czystego lnu za parę złotych. Idę na mocno wypaśny obiad za 15 złotych. Kupuję kilo bananów za złotówkę. A potem rozsiadam się na krześle, przymykam oczy i pozwalam, by małe chińskie łapki robiły mi trwający ponad pół godziny manicure, żeby przykryły moje paznokcie trzema warstwami lakieru, żeby wymalowały maleńkim pędzelkiem cudne kwiaty czy inne płatki śniegu (nie, ten tutaj wygląda inaczej niż ten drugi, jeszcze raz!), żeby manikiurzystka zabawiała mnie jednocześnie rozmową, a potem płacę te siedem złotych i zachwycona wracam do akademika.

2010-12-19

konkurs wokalny 歌唱比赛

Który odbył się jakiś czas temu, a ja zajęłam wystarczająco wysokie miejsce, żeby liczyć się z nagrodą. To właśnie dlatego zadzwonili do mnie, że nagroda zostanie przelana na konto bankowe. Podałam numer konta i cierpliwie czekałam. Za jakiś czas następny telefon: bo oni to chcą przelać koniecznie na konta w Bank of China i żaden inny bank nie wchodzi w grę. Zapewne dlatego, że tylko przelewy w ramach jednego banku są darmowe, ale to już insza inszość). Bronię się rękami i nogami, mówię, że mam już jedno chińskie konto bankowe i moim zdaniem to wystarczy i żeby mi nie zawracali głowy. W końcu wpadam na pomysł, żeby przelali na konto przyjaciółki, która zawierzyła akurat temu bankowi, co to oni lubią. Mówią, że pomyślą.
Dwa dni później wynikiem myślenia okazało się stwierdzenie, że koniecznie ja, moje konto, a zaufanie do koleżanki mogę sobie wsadzić. Ponieważ zakładanie konta to kłopot i strata czasu, a poza tym nie jest darmowe, zaczynam pytać, jaka jest wysokość nagrody. Może mi się po prostu nie opłaca zakładać konta? Nie odpowiedzieli. Tajemnica państwowa.
W końcu zmusiłam się do pójścia do banku, odstania w kolejce itd. Założyłam konto, opłata 10 kuajów, czyli w przybliżeniu 5 złotych; zmarnowane całe popołudnie.
Czekam.
Nic.
Nie żeby mi na tych pieniądzach zależało, ale, do diaska, konto specjalnie założyłam!
Po czterech dniach telefon, że mam przyjść do biura, poufna i pilna sprawa. Przychodzę, a tam czekają na mnie panienki, które ze skruchą podają mi czerwoną kopertę z oszałamiającą kwotą 50 kuajów (25 złotych) i mówią, że gratulują wygranej...

2010-12-10

Świątynia Konfucjusza w Kunmingu 昆明文廟

Po przyjeździe do Kunmingu kupiłam setki przewodników i książek o miejscach wartych poznania. Chodziłam z mapą, chcąc poczuć magię tego miasta, chcąc zrozumieć, dlaczego jest inne niż wszystkie i próbując odkryć miejsca, w których będę się czuć jak u siebie. Obeszłam cały bez mała Kunming. Znam Dwie Pagody, znam Targ Kwiatów i Ptaków, znam krajobrazy Jeziora Dian i Budynku Wielkiego Widoku. O nich wszystkich, jak i o skomercjalizowanej do granic bólu Wiosce Mniejszościowej, da się przeczytać w każdej książce opisującej Miasto Wiecznej Wiosny. A jednak te wszystkie miejsca wystarczyło odwiedzić raz – a potem nie chciałam już tam wracać. No, może z wyjątkiem Jeziora Dian, bo tam akurat pięknych miejsc jest w bród, a ja uwielbiam wodę.
I właśnie gdy myślałam, że w centrum Kunmingu do patrzenia na tubylców mam tylko zatłoczone Szmaragdowozielone Jezioro, odkryłam Świątynię Konfucjańską.
Świątynia Konfucjusza w Kunmingu powstała za czasów mongolskiej dynastii Yuan. Postawił ją... i tu małe zaskoczonko: muzułmanin irańskiego pochodzenia, wywodzący się z Buchary, miasta dzisiejszego Uzbekistanu. Ten oto muzułmanin został wysłany przez Kubilaj-chana , żeby zrobić porządek w Yunnanie. Porządek zrobił – a przy okazji zaczął zmuszać Yunnańczyków do przyjmowania kultury chińskiej, która wszak nie była kulturą ani samego Sayyid Ajjal Shams al-Din Omara 赛典赤·赡思丁, o którym tu mowa, ani też Kubilaj-chana, który, jak wszyscy wiedzą, był dzikusem, Mongołem znaczy (choć usankcjonowanym, bo będąc piątym Wielkim Chanem Mongolskim został jednocześnie pierwszym cesarzem dynastii Yuan, którą Chińczycy traktują jak swoją). Tak więc właśnie ten irański muzułmanin wysłany przez Mongoła postawił pierwszą w Yunnanie Świątynię Konfucjusza. Dlaczego powstała dopiero wtedy? Powód jest prosty: wcześniej żadnym Chińczykom nie udało się podbić Yunnanu, zrobili to dopiero Mongołowie...
To właśnie tam zaczęło się yunnańskie szkolnictwo. Początkowo studentów było raczej niewielu, ale z czasem Świątynia zaczęła przyjmować nawet 150 studentów w semestrze! Było to miejsce o tyle ważne, że w mury szkoły trafiały również dzieci przywódców poszczególnych mniejszości narodowych (w owym czasie będących jeszcze w większości); tym sposobem nauczyciele świątynni mogli wprowadzać w życie zasadę „ 有教無類”, czyli edukacji dla wszystkich bez względu na status.
Na całe nieszczęście ta najstarsza wersja mojej ulubionej świątyni nie przetrwała do dziś; obecnie oczy nasze cieszy wersja z 1690 roku, co i tak jest imponującym wynikiem w mieście, w którym prawie wszystko jest względnie nowe.
Po co powstaje Świątynia Konfucjusza? Po pierwsze by uczcić pamięć Pierwszego Nauczyciela. Po drugie żeby krzewić konfucjanizm i kształtować charaktery wedle konfucjańskiej matrycy. Jednak w każdym tekście propagandowym na temat tego miejsca znajdziemy setki informacji, jak to świątynia ta stała się miejscem dialogu kultur yunnańskich z kulturą chińską i wypracowywania wspólnego mianownika, tak ważnego w Chinach. Oczywistym jest, że wspólnym mianownikiem mogła się stać jedynie najlepsza z najlepszych kultura chińska. Jednocześnie między wierszami można wyczytać, że dopiero z powstaniem konfucjańskiej świątyni, rdzenni mieszkańcy Yunnanu (a i to tylko wybrani!) poznali pojęcia takie jak moralność, etyka...
Świątynia jest piękna. Wchodzi się do niej jak do zupełnie innego świata. W centrum miasta oaza spokoju, przedsionek nieba. Wszystko jest jak trzeba – jest jeziorko, w środku wielokolorowe karpiki koi, dużo drzew i kwiatów, na ścianach pawilonu herbacianego piękne freski. Czasem udaje się tam podejść tak, że nikt inny nie przeszkadza. Wtedy umiem sobie wyobrazić, że dawniej było jeszcze piękniej.
Po upadku cesarstwa (1911) Świątynią przestali rządzić konfucjaniści, a zaczął dowodzić motłoch. Skończyły się czasy egzaminów cesarskich, więc po co komu miejsce, które do takich egzaminów przygotowywało? Miejsce zaczęło podupadać, przerodziło się w madżongarnię, herbaciarnię, szachogralnię i ogródek działkowy. Po ustanowieniu ChRL nic się nie zmieniło, a jeśli już, to raczej na gorsze. Świątynia została przemianowana na „publiczny ogród sztuki i rozrywki”. W okresie Rewolucji Kulturalnej zniszczono resztki piękna. Z wielkiego kompleksu świątynnego przez lata wykrawano kolejne kawałki, burząc kolejne budynki. Żeby śladu nie zostało, żeby wiatr miał czym poruszać... Teraz powoli władze miasta zaczynają sobie przypominać, że właściwie to dałoby się niewielkim nakładem pracy i środków doprowadzić to miejsce do względnego porządku. Cóż jednak z tego? Dawne tereny świątynne już dawno zostały wchłonięte przez miasto. Tutaj został rzeczony ogród i pawilon herbaciany z malutką herbaciarenką w stylu chengduńskim (herbaty zielone i kwiatowe, gaiwany, termosy z 5 litrami wrzątku, sam sobie zaparzasz wedle uznania i za wszystko płacisz zaledwie kilka kuajów, a możesz tam przesiedzieć cały dzień), jest to również siedziba sekretariatu Miejskiego Domu Kultury, ale niewiele z tego wynika. Tyle, że jest w środku miasta miłe miejsce dla emerytów, uprawiających operę pekińską i grających w rozmaite gry planszowe/karciane. A ja? Zakochałam się w świątynce od pierwszego, zimowego wejrzenia, kiedy jeszcze nie wiedziałam, że będę tam spędzać całe godziny na podpatrywaniu życia Chińczyków. Kiedy poszłam tam po raz pierwszy, w stawie nie było ryb, drzewa dopiero zaczynały kwitnąć, a w środku nie było nikogo. Gdy tam chodzę teraz, ogród tętni życiem. Staruszkowie uprawiają hazard, dzieci biegają, matki plotkując piją herbatę. Ja siedzę, uczę się krzaków, robię zdjęcia, odpowiadam uśmiechem na zaciekawione spojrzenia. Gdy przymknę oczy, wyobrażam sobie, jak dawna arystokracja mandżurska przynosiła tu klatki z ptakami, coby ptaki się od siebie nawzajem uczyły śpiewu, a małe chińskie dzieci grzecznie powtarzały za nauczycielami konfucjański katechizm. A może przychodzili ubrani w czarne peleryny Yi? A może lekcjom przysłuchiwali się szamani? A może?......
Gdy chcę odpocząć od zgiełku, szukam spokoju właśnie w tym miejscu. Które, nie oszukujmy się, dla większości kunmińczyków jest tylko nazwą przystanku autobusowego. Z tymi, którzy kochają to miejsce tak samo jak ja, czuję silną więź. To my, prawdziwi starzy kunmińczycy, którym jest żal każdej starej cegły...




2010-12-09

chiński szpital 2

Tym razem z autopsji. Czasem bywa tak, że nie wystarcza domowa apteczka. Wybrałam szpital uniwersytecki, bo najbliżej, a ja już się ledwo czołgałam. Bez wcześniejszych zapisów, w 15 minut zobaczyłam się z lekarką, która mnie obadała na wszystkie strony, a potem zapisała, co mam ze sobą zrobić i jakie lekarstwa kupić (oczywiście w szpitalnej aptece) i poszłam zawrzeć bliższą znajomość z kroplówką. Przeleżałam 3 godziny i zostałam wypisana do domu z zaleceniem ostrej diety i przyjmowania odpowiednich lekarstw.
Dziś czuję się lepiej, więc chyba poskutkowało. Ale coś, co mnie najbardziej zaskoczyło to wcale nie to, że chińskie pielęgniarki nie poprzebijały mi żył (co jest normalką w polskich szpitalach) ani że przychodziły co pół godziny poprawić mi poduszkę, ale raczej opłaty: 70 groszy za widzenie z lekarzem. 3 złote za łóżko szpitalne. 15 złotych za lekarstwa.
Mogę tu chorować, jak już muszę... :P

2010-12-03

Wietnam

Planuje jechac na ferie do Wietnamu. Moze tez do Kambodzy, Laosu... Nie wiem jeszcze, to w praniu wyjdzie. 
Na Chinski Nowy Rok zaproszona zostalam przez Mojego Ulubionego Wietnamczyka Z Pokoju Na Dole. Opowiada, ze zadzwonil do domu z ta rewelacja:
-Mamo, na nowy rok przyjedzie moja przyjaciolka, Polka.
-Lomatkobosko, ale co ona bedzie jadla??!!
-Wszystko.

A potem jeszcze dyskutowali o tym, po jakiemu sie bedziemy dogadywac, skoro ja ani slowa (no, poza kilkoma przeklenstwami i "kocham Cie", oczywiscie wlasnie ;)) po wietnamsku nie teges. Moj Ulubiony i tak dalej obiecal, ze bedzie mnie pilnowal 24 godziny na dobe... ;)

2010-12-01

Chińskie supełki - finał

Dziś były ostatnie zajęcia z wiązania chińskich supełków. Mam dwie lewe ręce. Dzięki wrodzonemu ekhm perfekcjonizmowi tudzież wielkim ambicjom rękodzielniczym.... owacje... tak, właśnie... więcej proszę... a także dzięki nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Koreą Południową i jej jakże utalentowanymi przedstawicielami, udało mi się stworzyć to żółte, które nie ma żadnego celu, poza tym, że można to gdzieś powiesić, a także to różowe, które, jeśli ktoś nie poznaje (a przecież widać wyraźnie!), jest psem (no, głowę ma... a te pętelki to uszka.... i tułowik też ma... i dłuuuugaśny ogonek, za który można go powiesić przy kluczach, i w ogóle!).
Zdobyłam zaliczenie i tylko to się liczy :)



2010-11-29

Azjaci 2

Dzisiaj zostalam rozbrojona jeszcze bardziej. 
Mam znajomego Japonczyka - jego imie w tlumaczeniu na polski to Naprawde Tez. Wystepowalismy razem w telewizji, stad sie znamy; poza tym studiuje na sasiednim uniwerku ten sam kierunek, wiec jest ta nic porozumienia. Od jakiegos czasu bezskutecznie probowalismy sie umowic na jakies zarcie; zawsze ktoremus cos wypadalo. Tym razem wreszcie sie udalo. Przeczuwalam, ze na pewno splata mi jakiegos figla, wiec na wszelki wypadek umowilam sie z Motylem, ze pojdziemy we dwojke. Uff! Moge sobie wreczyc nagrode Nobla. Naprawde Tez przyprowadzil kolege, imienia nie pomne, tez sushi. Jak sie okazalo, przyprowadzil go w bardzo konkretnym celu.
"Maly Tajfunie, on jest bardzo madry, w Japonii byl reporterem, pracowal w gazecie, lubi czytac, wszystko wie i NIE MA DZIEWCZYNY!!! No popatrz, jaka wspaniala okazja". Japonczyk obok tak samo zazenowany jak ja, na wszelki wypadek przestal sie do mnie odzywac, zebym aby nie miala szans go polubic, absolutnie. Zjedlismy we czworke obiad - Naprawde Tez jak zawodowa swatka znajdowal kolejne punkty wspolne miedzy Japonczykiem i mna:  no wiec oboje uczymy sie chinskiego i oboje nie mamy partnerow, tak? No to swietnie! Na co jeszcze czekamy?! Wymienmy sie numerami telefonow. Naciskany mocno Japonczyk w koncu sie wykrecil mowiac, ze nie wzial ze soba komorki. Ja tez powiedzialam, ze kiedys, w blizej nieokreslonej przyszlosci jeszcze bedzie okazja... 
Biedny Japonczyk. Wystawiony na pastwe dwoch Europejek, ktore trudno nazwac zamknietymi w sobie, oraz na pastwe Naprawde Tez, ktory usilnie stara sie znalezc mu babe - naprawde znalazl sie w potrzasku... 
Jestem przyzwyczajona, ze kobiety dla mojego wlasnego dobra mi przedstawiaja swoich znajomych, bylych, synow - whatever. Takie swaty to po raz pierwszy......

2010-11-24

Azjaci

Ostatnio mnie rozbrajaja.
Przypadek numer jeden: tesciowa mnie lubi i chce, zebym byla synowa. Kilka randek, sympatia, powazna rozmowa. Sluchaj. Podobasz mi sie. Mamy wspolny jezyk, a i te roznice kulturowe nie takie duze. Potrafimy sie dobrze bawic, dogadac na kazdy temat. Ale widzisz, ja juz sie prawie zakochalem, a to niedobrze, bo Ty nie masz jeszcze planow na zycie, a ja to sobie wszystko musze szczegolowo zaplanowac. No bo jak Ty to sobie wyobrazasz? Do Polski z Toba nie pojade, bo stracilbym prace, a w Polsce przeciez nikt mnie nie zatrudni. Ty tutaj nie zostaniesz. Co? Moglabys zostac? Nie wierze! Przeciez masz rodzicow w Polsce! Aha, ze niby jezdzilabys w odwiedziny? No tak, w sumie racja. Ale to jest strasznie drogie. No wlasnie. Zycie drogie jest, a Ty jeszcze przez dwa lata nie bedziesz miala stalych dochodow. To jak Ty sobie wyobrazasz dzieci? Tuz po urodzeniu to nic, ale przeciez trzeba zarobic na ich studia! Ty wiesz, ile to kosztuje? 
No. Wiec wiesz, bardzo Cie lubie i taka jestes inteligentna i sliczna, ale lepiej sie nie spotykajmy, bo, nie daj Buddo, sie zakocham, a przeciez sama widzisz, ze to w ogole nie ma szans.
Przypadek numer dwa: kumpel, apetyczny i z poczuciem humoru. Znajomosc oscylujaca miedzy flirtem a przyjaznia. Moze nawet taka przez duze P. Siedzimy sobie raz, patrzac na rozgwiezdzone niebo, a on zaczyna. Ze ex go dreczy. Ze najpierw go rzucila (rzucila! mysle sobie. Jest wolny! Dobra nasza! :) ), a teraz do niego wydzwania i mowi, ze za nim teskni, a jemu jest tak ciezko, bo wlasnie zaczela mu sie podobac jedna dziewczyna (czekam na ogniste wyznanie), Chinka (sztylet prosto w serce i jeszcze linijka po lapach), co to sie najpierw przyjaznili, ale ona to taka dla niego dobra (ty draniu, ze mna sie tez przyjaznisz, i co, nie jestem dobra?! grrr......), wiec pojawilo sie i uczucie, no i on nie wie, co ma zrobic... Gadka, szmatka, wszystko bedzie dobrze, musisz wybrac, milosc, pla pla pla... Powoli zbieramy sie, bo akademik maja zamykac, a on na pozegnanie: dlaczego wszystkie dziewczyny nie sa takie jak ty? po prostu zeby sie przyjaznic, a nie jakies flirty, romanse, tfu, cholera... Swietny z ciebie kumpel, Tajfunie!
Przypadek numer trzy: facet zapamietal mnie z pierwszej tury konkursu, wiec gdysmy czekali na autobus kampusowy, zaczal mnie emablowac. Och! masz zielone oczy! A zobacz, ja mam fioletowe (soczewki, znaczy). Dalej pokazuje pawie piorka, (jaka szkoda, ze nie lece na ekhm blondynow) tokuje, tokuje, tokuje, ale nie rozumie wyrazu twarzy sarkastycznej Europejki. Rozumie go za to stojaca obok Wietnamka, dostajaca spazmow. Zniechecil sie dopiero po jakichs dwoch godzinach. Obrazil sie znaczy. I na moj widok z pogardliwym usmieszkiem mowil, ze "te Europejki to calkiem gustu nie maja".......
Przypadek numer cztery: poznany wczoraj. Czarne spodnie, czarna kurtka (och, ach!), spiewa z gitara, dobrze spiewa nawet. Poniewaz w czasie przygotowan do wczorajszego konkursu swietnie sie bawilam z moja Wietnamka Czerwonym Figowcem Bengalskim, niespecjalnie zwracalam uwage. Ale on sie smial z naszych zartow, a to nietypowe u Chinczykow. Potem siadl sobie na oboku, wspolnie komentowalismy wystepy, a jak sie okazalo, ze mamy wspolnego znajomego, to juz w ogole. Probowal mnie poderwac - mile to bylo, naprawde. Ale moj niewyparzony jezyk jest w stanie zniszczyc kazdego. Wiec na stwierdzenie: "a po tym konkursie moze nigdy sie juz nie zobaczymy", zamiast zatrzepotac rzesami i zapytac dramatycznie "i coz z tym poczniemy, ach, na Boga?!", a potem wymienic sie numerami telefonow i zyc dlugo i szczesliwie, powiedzialam, zgodnie z chinskim racjonalizmem: "i tak za daleko mieszkasz. A poza tym: wiesz, jak sie nazywam, wiesz, do jakiej chodze szkoly, na jakim jestem wydziale i nawet na ktorym roku, i jeszcze mamy wspolnego znajomego. Co Ci przeszkadza mnie znalezc? Staraj sie!". I poszlam w sina dal. 
No dobrze. Nie bede juz narzekac na brak powodzenia i postaram sie trzymac jezyk na wodzy. Ale co to za zycie?...

konkurs piosenki

Poniewaz przeszlam do drugiej tury, zazadali zdjecia, kilku slow o sobie i podkladu do piosenki, ktora wykonam. Wykonano. Wczoraj wiec zostalam zawieziona na drugi kampus YNU w Chenggongu (jego lokalizacja jest jeszcze gorsza niz lokalizacja tego ujotowskiego) i wzielam udzial w finale. 
Ludzi duzo, krotkofalowki, ochroniarze, sztuczne kwiaty, plastikowe taboreciki na duzej hali sportowej - normalka. W ramach przygotowan kazali kazdemu wejsc na scene i zaspiewac swoj kawalek, zeby bylo wiadomo, czy z podkladem, mikrofonami i swiatlem nie ma jakichs problemow. 
Zostalam skomplementowana na najwyzszym mozliwym poziomie. Spiewam, spiewam, spiewam. Koncze. Organizatorzy podchodza i pytaja, czy nie mam podkladu BEZ glosu glownej wokalistki. Mowie, ze przeciez im dalam. Oni z uporem maniaka trzymaja sie wersji, ze mnie w ogole nie slychac zza glownego wokalu. Po 20 minutach glupich komentarzy kazalam im puscic sam podklad. Sluchaja, sluchaja... Ty... to rzeczywiscie ona spiewa...
Dysponujac ta wiedza, na wszelki wypadek w trakcie konkursu dali mi niewlasciwy mikrofon, ktory zamienili na wlasciwy dopiero po polowie piosenki... Coz sa w stanie zrobic Chinczycy, zeby nie stracic twarzy: przeciez to niemozliwe, zeby laowai spiewal lepiej niz my... :P 
Po konkursie jury powiedzialo jeszcze, ze obnizali punkty za wyglad. W sensie: kazda dziewczyna powyzej 50 kg byla bez szans. Jestem ciekawa, jak by ocenili Arethe Franklin, Elle Fitzgerald, Ewe Bem, albo chocby chinska 韓紅 Han Hong (Tybetanka, sto kilo zywej wagi, na scenie pojawia sie w dresach)...
No. Wiec zajelam piate miejsce, ale i tak czuje sie, jakbym wygrala. Bedzie nagroda pieniezna. I jeszcze wywiadu udzielilam, o! 

Zhuangzi

Czyli klasyk taoizmu. Mowi o tym, ze zycie to sen i ze nie warto sie nim zbytnio przejmowasc. Marnosc nad marnosciami po prostu. Najbardziej znany z tego kawalka, ze nie wiadomo, czy Zhuangzi sni, ze jest motylem, czy motyl sni, ze jest Zhuangzim. 
Dzis podczas zajec z chinskiej literatury omawialismy m.in. wlasnie tego motyla. Wspollawkowiczka pyta: to w koncu wiesz, czy nie wiesz, czy jestes czlowiekiem, czy motylem? Mowie, ze oczywiscie, ze wiem i ze to widac na pierwszy rzut oka, ze jestem motylem. Na potwierdzenie tej tezy zatrzepotalam dosc gwaltownie. Jako, ze siedze w pierwszej lawce, a nauczyciel nie mogl nie zauwazyc, po prostu sturlal sie on z katedry...

2010-11-21

chińskie supełki 中国结

Lekcja trwa sobie w najlepsze. Świetnie mi idzie, dopóki nauczycielka stoi koło mnie, a jak tylko sobie pójdzie, natychmiast zapominam. Co innego 35-letni śliczny Koreańczyk siedzący rząd za mną. Wiąże supełki szybciej niż ja mówię, a w dodatku trudniejsze niż hafty z Koniakowa. Patrzę na jego łapy jak bochny chleba i mówię, że proszę jeszcze raz, tylko wolniej i że jest zaczepisty (faceci łatwiej robią, co się im każe, jak się doda komplement). Patrzy badawczo, żeby stwierdzić, czy się aby nie natrząsam i mówi konspiracyjnym szeptem: u nas w Korei jak chłopiec chce wiązać węzełki i się bawić w prace ręczne, rodzice i nauczyciele tak długo się z niego nabijają, aż mu przechodzi. Na zawsze. Bo to niemęskie.
Na co nasza tajwańska nauczycielka mówi: a u nas każdy chłopiec się tego uczy, dzięki czemu na Tajwanie panuje pełne równouprawnienie. I jeszcze potrafią gotować...

2010-11-16

沒那麼簡單 to nie takie proste

Na dziś piosenka Żółtego Bursztynka (黄小琥 Huang Xiaohu), mojej obecnie ulubionej tajwańskiej piosenkarki.

没那么简单
to nie takie proste
就能找到 聊得来的伴
ot, znaleźć kogoś, z kim Ci się łatwo dogadać
尤其是在 看过了那么多的背叛
a już najtrudniej, gdy widziałeś tyle zdrad
总是不安 只好强悍
nigdy nie czujesz się bezpiecznie, ale musisz być nieustraszony
谁谋杀了我的浪漫
ciekawam, kto we mnie zabił cały romantyzm……

没那么简单
to nie takie proste
就能去爱 别的全不看
pokochać i na nic innego nie patrzeć
变得实际 也许好也许坏各一半
jak już się urzeczywistni, na dwoje babka wróżyła - może być i dobrze, i źle
不爱孤单 一久也习惯
nie kochasz samotności, ale po jakimś czasie da się przywyknąć
不用担心谁 也不用被谁管
nie musisz się o nikogo martwić i nikt Cię nie sprawdza

感觉快乐就忙东忙西
jesteś szczęśliwy, to robisz, co chcesz
感觉累了就放空自己
jesteś zmęczony - wrzucasz na luz
别人说的话 随便听一听
słuchasz tego, co mówią
自己作决定
ale sam decydujesz
不想拥有太多情绪
masz w nosie humory
一杯红酒配电影
kieliszek wina gdy oglądasz film
在周末晚上 关上了手机
w weekend wyłączasz komórke
舒服窝在沙发里
i wylegujesz się na kanapie

相爱没有那么容易
wzajemna miłość nie jest tak prosta
每个人有他的脾气
każdy ma swoje humory
过了爱作梦的年纪
jak wychodzisz z wieku marzeń
轰轰烈烈不如平静
spektakularne uczucia przestają być tak ważne, jak święty spokój
幸福没有那么容易
szczęście nie jest tak proste
才会特别让人着迷
i właśnie dlatego tak urzeka ludzi
什么都不懂的年纪
kiedy byliśmy tak młodzi, że nic nie rozumieliśmy
曾经最掏心
zaliczyliśmy te motyle w brzuchu
所以最开心 曾经
i dlatego byliśmy szczęśliwi

想念最伤心
i tęsknimy za zranionym sercem
但却最动心 的记忆
które wszak dało nam najbardziej wzruszające wspomnienia

2010-11-13

wycinanki i chinskie supelki

Padlo pytanie, jaki jest cel takich zabaw przedszkolnych. Otoz: ja rowniez nie wiem. Podobno ma to wzbogacic nasza wiedze o chinskiej kulturze. Dlatego my, w wieku 24-45, studenci studiow magisterskich, uczeszczamy na te zajecia jako na obowiazkowe. Obojetnie, czy jestes subtelnym dziewczeciem, czy chlopem z lapami jak bochny chleba, MUSISZ umiec wyciac zabe. Krowe. Mysz. A takze zawiazac nieprawdopodobna ilosc supelkow. 
To nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, ze w porownaniu z innymi zajeciami, te wydaja sie calkiem ciekawe...
PS. Jestem dumna, ze Ling Ling udalo sie rozpoznac, ze to zaba...

2010-11-11

Dzień Singla 光棍節

Tak się uroczo składa, że polski Dzień Niepodległości zbiega się w czasie z chińskim mocno współczesnym Świętem Singla. Datę sobie wybrali bardzo skojarzeniowo: przecież dziś jest 11.11 - takiego nagromadzenia jedynek poza nieszczęsnym listopadem po prostu nie ma. Więc mamy te cztery jedynki przedzielone kropką. A że u Chińczyków świętowanie = obżarstwo (nawet w czasie chińskiego Święta Zmarłych się piknikuje) i tego dnia wymyślono szczególną potrawę ku czci. Są to mianowicie cztery youtiao, które faktycznie są zbliżone do jedynek, plus baozi - chińska nadziewana bułka na parze, która pełni rolę kropki w tej dacie.
No więc mamy to nasze święto. Jesteśmy obżarci, a wieczorem idziemy pić. Ale jeśli jesteśmy kobietami, to tak naprawdę nie powinnyśmy się identyfikować, przynajmniej biorąc pod uwagę chińską nazwę święta: 光棍 to bowiem potoczna nazwa nieżonatego faceta, a nie singla płci dowolnej. W dosłownym tłumaczeniu ten kawaler to po prostu "łysa pała", co dość wymownie pokazuje, co Chińczycy tak naprawdę o singlach myślą...
Kolejnym sposobem świętowania jest szał zakupowy ("skoro nie ma mi kto kupić prezentu, to sam sobie kupię, a co!"), jednak - mimo nieprawdopodobnych promocji - jest on zarezerwowany dla burżujów, a nie ubogich studentek, więc spuśćmy na to zasłonę miłosierdzia.
Swoją drogą, pięknym połączeniem jest święto singla i niepodległości. Niby chodzi o niepodległość niepersonalną, ale... może faktycznie tylko single mogą być naprawdę niepodlegli?...

2010-11-07

wycinanki 剪紙

Jestem mistrzem. Tak przynajmniej twierdzą koledzy, dla których te dziewczyńskie zabawy to czarna magia, a ja im pomagam. Mam czas im pomagać, bo szybko kończę własne prace. Szybko kończę, bo to tak piekielnie nudne i ohydne, że nie ma się co zagłębiać. W skrócie zajęcia polegają na tym, że nauczycielka rysuje wzór do wycinania na tablicy, a my to kopiujemy, wycinamy i naklejamy na gazetę albo do zeszytu (w wypadku ambitniejszych uczniów). Ja nawet nie mam nożyczek, o kleju nie wspominając - wszyscy znają mój ekhm wielki talent plastyczny, prawda?
Ale wymiatam. Kopiowanie jest czymś, na czym się świetnie znam. Oto efekty:

Są to zajęcia OBOWIĄZKOWE na studiach magisterskich z zakresu nauczania języka chińskiego na Yunnańskim Uniwersytecie Pedagogicznym - Yunnan Normal University.

2010-11-02

konkurs wokalny

Tak, znowu sie bede wyglupiac. Tym razem nie wkopali mnie nauczyciele, tylko moj 19letni narzeczony, ktory mnie wpisal na liste i zaciagnal na spotkanie organizacyjne. Na spotkaniu organizacyjnym podzielilismy sie mp3 z akompaniamentem, wylosowalismy kolejnosc i juz mielismy znikac, gdy nauczyciel odpowiedzialny za ten cyrk poprosil, bysmy jeszcze sekunde zostali. Powiedzial:
"W zwiazku z obecnie dosc napieta sytuacja miedzy Chinami a Japonia prosze o zrezygnowanie z wykonywania japonskich piosenek. Poza tym pamietajmy, ze to konkurs wokalny, a nie spotkanie polityczne, wiec prosze o wykonywanie obojetnych politycznie piosenek".
...
No.
***
Bede spiewac moj standard, czyli 美酒加咖啡 Teresy Teng - piosenke alkoholiczno-milosna, ktora kocham.
Moj Wietnamczyk: Nie! Nie te piosenke! Nie pozwalam!
Ja: ??!!
Wietnamczyk: przeciez to jest piosenka prostytutki! (w tekscie jest ewidentna zacheta, to prawda ^.^)
Ja:...nareszcie rozumiem!
Wietnamczyk:??
Ja: rozumiem, dlaczego tak dobrze mi wychodzi...

2010-11-01

woda

Jest cudem. Kiedy jest lato, dodajemy do niej lodu i pijemy, sprzeciwiajac sie chinskiej filozofii, my, nieszczesni barbarzyncy. A kiedy jest zima, grzejemy ja, z luboscia ogrzewajac przemarzniete czlonki.
Nie tutaj.
W prywatnych mieszkaniach zdarzaja sie bojlery, choc norma tych biedniejszych sa wielkie termosy, z ktorymi wedruje sie do punktow zakupu cieplej wody - 25 groszy za litr, a w domu miski, do ktorych te wode sie wlewa.
W akademiku jest zimna woda. Miesiecznie na studenta przypadaja 3 tony zimnej wody gratis, za reszte trzeba placic. Mamy tez kurki z ciepla woda. Ciepla woda jest ogrzewana sposobem mocno tradycyjnym, czyli na dachu znajduje sie zbiornik na wode, ktory w sloneczne dni nagrzewa sie, w zwiazku z czym woda nie jest lodowata. Za te wode trzeba placic. W skrocie: place za to, ze slonce raczylo ogrzac zbiornik na dachu :)
W zwiazku z tym, ze jest zimno, szkola postanowila nam dopomoc, rozdajac darmowe bilety do uczelnianej lazni. Uczelniana laznia, wewnatrz kampusu, jest czynna w godzinach 12.30-17.00. Za mniej wiecej 2 zlote mozna sie kapac w cieplej wodzie tak dlugo, jak dlugo sie chce. Uczelnia rozdala nam bilety - i juz sie prawie ucieszylam! - na 4 wejscia w miesiacu...
Jest tez wyjscie dla zdesperowanych. W drugim, mocno wypasnym akademiku uczelnianym, w ktorym mieszkaja studenci z tych waznych panstw, udostepniono nam jedna lazienke, czynna od 20.30 do 23.00. Mozna przyjsc i liczyc na to, za akurat nikogo nie bedzie w srodku, bo zapisy itp. nie sa mozliwe.
Nie ma tutaj tez ogrzewania. Dla uscislenia: w polnocnych partiach Chin ogrzewanie istnieje. Tutaj jednak wszyscy uwazaja, ze przez te zimne trzy-cztery miesiace mozna po prostu chodzic 24 godziny na dobe w grubych ubraniach. Ja juz zaczelam sypiac w dresie i pod dodatkowym kocem; oduczylam sie tez zdejmowania odziezy wierzchniej po wejsciu do pokoju.
Generalnie jestem przystosowana do zycia w cieplejszych rejonach... Tajwan? :D

2010-10-24

pozycja spoleczna

Sala, w ktorej ten nieszczesny szkolny cyrk wystepowal. Koledzy z rownoleglej klasy (szostka czy cos kolo tego) siedza, skladajac zurawie origami. Przykucam, przygladajac sie temu, jak dwudziestoparoletni faceci w skupieniu i z namaszczeniem zawijaja je w te sreberka. Jeden sie zreflektowal jakos po minucie, ze oni wszyscy siedza, a ja nie mam krzesla, zerwal sie po dzentelmensku, przeprosil, ze tak pozno sie zorientowal, usmiechy, cukierki, ciasteczka och ach. A ja nadal kucam i mowie, zeby sie nie przejmowal, ze wiem, jaka jest pozycja spoleczna kobiety w Chinach i nie smiem siadac na rowni z nimi...
A potem zesmy razem spiewali "knockin' on heavens door" ^.^

2010-10-21

oswiadczyny 求婚

Li Yang: Would you marry me?
Bai Xiaotai: No.
Li Yang: (with stronger voice): Would you marry me??!!
Bai Xiaotai: I've said: no!
Li Yang: So would you marry me or not??!!!
Bai Xiaotai: ...... You are 19, we have to wait at least two years...

2010-10-18

zostały mi jeszcze dwa lata...

Chińska tradycja, dokładnie tak samo jak polska, nie pozwala kobiecie nie wyjść za mąż. A jednak tych, które wolą robić karierę, albo po prostu nie lubią głupków, jest coraz więcej. Zamiast jednak ohydnie brzmiącej starej panny, której wiek zresztą jest nieokreślony i bardzo subiektywny, Chińczycy wynaleźli dwa określenia. Otóż kobieta, która dobiła trzydziestki, ale jeszcze się nie związała (zwracam uwagę na to, że dopiero koło trzydziestki!!!) z nikim tzw. świętym węzłem małżeńskim, to shèng​nǚ 剩女, czyli kobieta-resztka, kobieta zostawiona na później, kobieta niedoużyta. I tak sobie jest taką resztką przez mniej więcej dziesięć lat i nie jest jej specjalnie przyjemnie, ale jeśli wytrwa, to w momencie przekroczenia magicznego progu lat czterdziestu, staje się ona...również shèng​nǚ, ale inaczej zapisaną - 聖女, czyli kobietą-mędrcem, kobietą-prawie-świętą.
Nawet jeśli mimo oczywistych wysiłków nie uda mi się wydać za jakiegoś bogatego Chińczyka, to tylko 12 lat dzieli mnie od stania się kobietą-mędrcem! ^.^

konferansjerka

Jako że każda akcja pociąga za sobą reakcję (czyż nie tak, Dom?), szkoła jest w trakcie reakcji. Za trzecie miejsce na konkursie recytatorskim żadnych gratulacji, braw ani uśmiechów, ale za to we czwartek, przebrana za bezę, będę wraz z innymi Pięknymi Białasami prowadzić konferansjerkę na szkolnej uroczystości. Prowadzić... to znaczy dukać to, co wcześniej napisali chińscy studenci i miło się uśmiechać, starając się powstrzymać prychanie... Jak do tego doszło? W piątek Panda przyszedł i zapytał, czy chce. Powiedziałam, że nie chcę. Że mogę śpiewać, tańczyć, recytować,... i gotować, ale konferansjerka to nie mój żywioł. Panda przyswoił, więc sądziłam, że po kłopocie.
Po telefonie od czwartego nauczyciela się złamałam. Stwierdziłam, że wolę przeboleć jeden wieczór niż ciągłe błagalne telefony.
***
Z nowości to jeszcze zima zła hu hu ha, bez ciepłej wody brrrr, niezłomne bieganie i... aha, zapomniałabym o najważniejszym - zostałam zabita, mało się nie utopiłam w gorącym kociołku.
W ostatnią sobotę Moja Ukochana Nauczycielka, będąca na całe nieszczęście jednocześnie mamą Niecierpliwej Rzeki, zaprosiła mnie na kolację. Poszliśmy całą rodziną... ekhm... to znaczy, poszli całą rodziną, a ja na przyczepkę, do wypaśnej knajpy z huoguo moim ulubionym. Niecierpliwa Rzeka okazał się być bardzo cierpliwy - przemilczał pełne trzy godziny (potem go cichcem spytałam, czy przypadkiem nie dostał nagłego ataku martwicy ust, bo było to co najmniej niecodzienne). Zostałam nakarmiona (lubisz rybne kulki? no to zjedz jeszcze kilogram!...), wypytana o rodzinę (o, Twoja Mama musi być fascynującą osobą, galeria sztuki, no no no...), nawet mrukliwy cokolwiek Głowa Rodziny się rozgadał, jak mu powiedziałam, że jeszcze pamiętam smak przyrządzanych przezeń potraw. Miły wieczór. Aż do momentu, w którym na moje stwierdzenie, że najbardziej to mi brakuje miejsca, w którym mogłabym sobie pogotować, usłyszałam: "to przychodź do nas, kiedy tylko będziesz miała czas. Przecież powinniśmy się zacząć przyzwyczajać do polskich smaków...".

2010-10-15

francuska salatka 法式沙拉

Nauczyciel Czerwony Blask pojechal na rok do Iranu, uczyc chinskiego w Instytucie Konfucjusza. Wracajac przywiozl ze soba iranska zone, ktora tak naprawde wcale nie jest Iranka, tylko mieszancem rosyjsko-tureckim (to nieprawdopodobne, ale Jej rodzice sa jeszcze bardziej zakreceni niz moi). Wrocili dokladnie wtedy, kiedy i ja sie pojawilam w Kunmingu. Zaczelismy sie widywac - bo Udawana Iranka i ja bardzo przypadlysmy sobie do serca.
Ostatnio jestem dosc zajeta, recytacje, slawa, te rzeczy, wiec czas jakis sie zesmy nie widzieli. Iranka dzwoni do mnie: Sluchaj, zrobilam pyszna salatke, Czerwony Blask Ci troche przyniesie, wreszcie udalo mi sie stworzyc ten smak! Nie odmawiaj, prosze, jak Ci nie bedzie smakowac, to po prostu wyrzuc.
Czerwony Blask przynosi siatke. Wazyla ze trzy kilo. A w srodku:

Dwa typy chleba, kilo salatki, limonki i sol do doprawienia, lyzka (na wszelki wypadek, gdybym nie miala czym jesc) itd. No zabili mnie.
W akademiku nie mam lodowki, wiec natychmiast poszlam do Mojego Ulubionego Pokoju Na Parterze, zeby sprawiedliwie obdzielic Przyjaciol.

Wietnamczyk zaczal wydawac takie odglosy rozkoszy, ze trzeba bylo drzwi otworzyc, zeby ujawnic, ze chodzi o jedzenie...

Chinczyk z poczuciem humoru

-Mały Tajfunie, byłaś kiedyś na chinskim weselu?
-no ba, wielokrotnie!
-jak się bawiłaś?
-beznadziejnie, cały czas jecie i jesteście głośni.
-...przynajmniej jeśli chodzi o jedzenie to nie ustępujesz nam ani odrobinę!
***
-Mały Tajfunie, to jak z tym weselem?
-?
-no idziesz ze mną, czy nie?
-ekhm... a nie boisz się, że Ci przyniosę wstyd?
-cóż, jeśli się będziesz źle zachowywać, powiem, że Cię nie znam. Że spotkałem Cię właśnie tuż przed weselem i że wyglądałaś na głodną, dlatego Cię przyprowadziłem. Ale nie martw się, chińska policja na pewno Cię odwiezie prosto do akademika...
***
Boli mnie dłoń. Niecierpliwa Rzeka mówi, że mi zrobi masaż. Miejsce jest publiczne, z zaskoczenia, że Chińczyk się nie wstydzi mnie dotknąć, pozwalam. Masaż trwa, jest przyjemny, ból dłoni faktycznie ustępuje.
-Mały Tajfunie, Twoja ręka jest taka... (czekam na: miękka, delikatna, jedwabista, whatever) pełna! No wiesz, nie wiedziałem, że na dłoni może się gromadzić tkanka tłuszczowa......

2010-10-12

隨地吐痰 charkanie

Odkąd Chińczycy stwierdzili, że się ucywilizują przed olimpiadą, w co większych miastach za charkanie i spluwanie na ziemię zaczęto egzekwować kary. Dziś ładnie to "cywilizowanie Chińczyków" skomentował mój ulubiony doktor:
Kara za plucie to 5 yuanów. Stróż przyłapał charkającego i zażądał 5 yuanów. Charkający wręcza 10. Stróż mówi, że nie ma wydać, więc prosi, żeby tamten sobie charknął jeszcze raz...

konkurs recytatorski

Zdobyliśmy trzecie miejsce w konkursie grupowym (przed nami tylko chińscy studenci dziennikarstwa i aktorstwa), a reprezentanci solowi (Taj mój ulubiony i Anglik) zajęli ex aequo drugie miejsce (przed nimi tylko chiński łzowyciskacz).
Ale niektórzy się naprawdę wysilili, założyli nawet stroje z epoki...



2010-10-10

biegam 跑步

Zaczelam. Nieideologicznie. Po prostu znalazlam ludzi (na razie dwojke), ktorzy biegaja ze mna - a raczej pozwalaja mi z soba biegac. Oni wymiataja. Ja na razie nie wymiatam, powolutku sie przystosowuje. Pare kilometrow juz moge. A ze potem i w miedzyczasie sie jeszcze rozciagam i wbiegam i zbiegam ze schodow (podobno swietnie ksztaltuje posladki ;)), to lacznie zabiera mi to godzine.
Dzis pierwszy raz biegalam bladym switem. Prawdziwym bladym switem, a nie tym, ktory zaczyna sie kolo poludnia. Siodma rano budzik, piejo kury piejo, Tajfun mknie, sluchajac wietnamskiej opery pekinskiej, celin agata better i innych hitow. Natknelam sie na gromade staruszkow taichi. Jak nie bedzie mi sie chcialo biegac, dolacze do nich :) Potem sniadanie (chinskie sniadania sa cudowne i nie skladaja sie z drozdzowek), powrot do akademika i... zimny prysznic. Cholera, nie pamietam, kiedy ostatnio czulam sie tak zaczepiscie...
Dzis byl jeszcze spacer, trzy godziny ping-ponga, a za chwile ide na masaz.
Powinnam byla byc sportowcem. Cala ta nauka to zawracanie glowy.
我有新習慣. 每天都要跑步. 以前下午才跑, 但今天我七點就起來了, 跑一個小時的步, 吃早點, 回宿舍用冷水洗澡 - 感覺很爽. 我可能每天都要這樣. 除非下大雨...... 原來我應該做運動員囉......

spanie 睡覺

Dwóch facetów, dwie senne teorie.

A: co będziesz robić?
moje małe moi: zamierzam sobie uciąć poobiednią drzemkę.
A:i słusznie! piękno dziewcząt bierze się ze snu!
A:你想幹嘛?
白小颱: 睡午覺
A: 對, 美女是睡出來的.
***
B:co będziesz robić?
moje małe moi: zamierzam sobie uciąć poobiednią drzemkę.
B: pamiętaj! śpi się we dwójkę, w pojedynkę można co najwyżej poodpoczywać...
B: 你想幹嘛?
白小颱: 睡午覺
B: 注意!睡覺是兩個人的事情, 一個人叫休息...

Która Wam się bardziej podoba? :)

三字經 Klasyk Trzech Znaków

Występ w telewizji zaowocował uroczystą kolacją z dziekanem,

który, będąc pod wrażeniem moich och ach zdolności i ech uch rewelacyjnego chińskiego (orkiestra tusz!) zaproponował mi wzięcie udziału w konkursie recytatorskim. Wyśmiałam go od stóp do głów, po czym wypiłam flaszkę wina i powiedziałam, że jeśli zorganizują mi lekcje recytacji chińskiej poezji klasycznej, to idę :D
No i takim oto uroczym sposobem wkopałam się w recytowanie wierszyka, który wszystkie chińskie dzieci znają jak katechizm:

Tutaj wersja po współczesnemu chińskiemu i po angielsku. Generalnie chodziło o sprzedanie idei konfucjańskich (brrrr!... ) małym dzieciom w przystępny sposób.
No i właśnie nasza szóstka - bo bierzemy udział w recytacji grupowej - będzie najpierw recytować wyjątki z Konfucjusza, a potem ten "konfucjański katechizm".
Termin przesunięto na poniedziałek. Nie mogę się doczekać! :D

2010-10-08

BIển nỗi nhớ và em - Đàm Vĩnh Hưng


Jestem zwietnamiona doszczetnie. Slucham wietnamskich smutow i cieszy mnie mamlatosc tego jezyka. Kiedys sie go naucze, skoro mam zamiar na emeryturze przeniesc sie gdzies w tamte rejony ;)
A tu slowa, gdybyscie nie rozumieli, o co w piosence chodzi:

Em xa anh, trăng cũng chợt lẻ loi thẫn thờ
Biển vẫn thấy mình dài rông thế
Xa cánh buồm, một chút đã cô đơn
Gió âm thầm không nói
Mà sao núi phải mòn
Anh đâu phải là chiều
Mà nhuộm em đến tím
Sóng có nghĩa gì đâu
Nếu chiều nay anh chẳng đến
Dù sóng đã làm em nghiêng ngả vì anh

2010-10-07

自我介绍 self introduction

"Tak, wiesz, pracuję już osiem lat w tej firmie turystycznej. W sumie fajna praca, współpracujemy ze Stanami Zjednoczonymi i Australią, ale zaczyna mnie to już nudzić. Pomyślałem więc, że zainwestuję w rolnictwo. Kupiłem nawet kawałek ziemi, posadziłem banany. Nic z tego nie wyszło, teraz sadzę warzywa. Stosujemy najnowszą tajwańską technologię, ale wiesz, jak jest - w Chinach nieważne, czy produkt jest dobry, czy zły, ważne, czy znasz właściwych ludzi. Wy, biali, nie rozumiecie guanxi (relacji). My wiemy, kogo trzeba zaprosić na wódkę, postawić dobrą kolachę, zaprosić na karaoke. Tutejsze grube ryby lubią karaoke, hehehe. Wiesz, które hotele karaoke upadają? Te, w których nie można zamówić dziwki. Jak jakiś szefo chce iść pośpiewać, to wiadomo od razu, o jakie śpiewanie chodzi. A ty, jeśli chcesz zrobić biznes, to musisz zapraszać na wódkę, na żarcie, na dziwki. I razem z nimi pić, jeść... i śpiewać. [...] No ale rozumiesz, że ta branża turystyczna nudna jest! Ja po prostu chcę spróbować czegoś innego i muszę sobie wyrobić te guanxi..."

muzykologicznie 音樂理論


Mały Wnuk spacerując słucha muzyki. Swoim zwyczajem niecnie podkradam się i kradnę jedną słuchawkę. Piękne głosy, śliczne melodie, nie pop, ale i nie klasyka, nie wiem, o co chodzi. Pytam. Mały Wnuk myśli, myśli i stwierdza ze znawstwem: to jest wietnamska opera pekińska!
小孫聽的音樂很有意思. 有一次我跟他一起聽時, 我猜不出來是甚麼樣的音樂. 越南語, 但不是流行歌曲,又不算古典. 我問他到底是啥呀, 他想著想著就說"這是越南的京劇"!

2010-10-06

dialog z qq qq的对话

Siedze sobie, klepie na pamiec poezje chinska na sobotnie wielkie przedstawienie (pozniej, pozniej), wlaczone qq (chinskie gg), jakis matolek pyta, mimo ze widzi zielone koleczko obecnosci i aktywnosci:"Jestes?". Na co ja, niemal automatycznie, odpowiadam: "Nie ma mnie. Znaki wklepuje za mnie moj pies".
我用qq的时候大家看得出来我在 - 那时候忧绿灯在左边, 对不对? 那这个傻瓜干嘛还问我:
A:在吗?
我很自然就这么回答这个傻傻的问题:
白小颱: 不在
白小颱: 我的小狗替我输入

2010-10-04

w oparach absurdu

Mieszkanie w akademiku ma swoje dobre strony. Jedna to ta, ze poznaje dziwnych ludzi. Nalogowo. Na parterze na przyklad jest czteroosobowy pokoj meski, w ktorym mieszka dwoch Wietnamczykow, Tajwanczyk i Chinczyk. Troje z nich ma poczucie humoru; w zasadzie tylko ten Wietnamczyk przy drzwiach jest jakis taki dretwy. Za mlody pewnie...
Z Malym Wnukiem, Wietnamczykiem nr 1, zaprzyjaznilam sie w telewizji, gdy polnagi (w stroju Yi) spiewal i tanczyl piosenke alkoholiczno-weselna (slicznie spiewal zreszta). Gdy po sutej, zakrapianej kolacji wracalismy do akademika, okazalo sie, ze nadajemy na tych samych falach (pol godziny zesmy sie przekomarzali, dlaczego i kiedy ktore z nas bedzie nioslo to drugie na plecach do pokoju i do czyjego pokoju...). Potem wykorzystalam go raz do wniesienia baniaka wody pitnej na moje trzecie pietro - i sie zaczelo. Zawsze, gdy piore (to znaczy gdy pralka pierze, a ja sie nudze), laduje w ich pokoju. Ja ich w zamian karmie, a oni mnie probuja rozpic. Maly Wnuk mowi, ze gdybym jeszcze seksownie palila papierosy, bylabym jego idealem. Wielki Brat (Tajwanczyk) twierdzi, ze w poprzednim zyciu bylam Tajwanka. Chinczyk A Fei nazywa mnie "Biala Panienka" i gapi sie na mnie bezwstydnie, pokazujac pawie piorka, ale poniewaz poza tym jest w porzadku, w zasadzie sie lubimy.
Razu pewnego siedze, a A Fei ni stad ni zowad wrecza Malemu Wnukowi forse. Wyciagam wiec reke i mowie, ze tez chce. A Fei kreci glowa i mowi, ze to oplata za to, ze poprzedniej nocy Maly Wnuk z nim spal. Patrze wiec Malemu Wnukowi na rece i licze, po czym poklepuje go po ramieniu i mowie, ze chyba jest nie za dobry w te klocki, skoro zarobil zaledwie 60 kuajow. Na co Maly Wnuk patrzy na mnie z wyrzutem i odpowiada - przeciez to moj wspollokator, w imie przyjazni dalem mu znizke!
***
Dzis byl pingpong z Jednym Krzykiem Ptaka. Jak zwykle zlosliwosci, duzo smiechu, duzo sportu. Kiedy Maly Wnuk podszedl, coby do nas dolaczyc, akurat zamykali sale, cholera. Z Krzykiem Ptaka juz wczesniej bylam umowiona na obiad, ale stwierdzil, ze sie szarpnie i zaproponowal Malemu Wnukowi, zeby poszedl z nami. Maly Wnuk, w mocno chinskim grzecznosciowym stylu probowal odmowic, ze niby niedawno jadl i ze nie chce robic klopotu, na co Jeden Krzyk Ptaka - przypominam, nauczyciel i regularny Chinczyk! - odpowiada: swietnie sie sklada, ze juz jadles, dzieki temu bedzie wiecej dla nas!
***
Po tym trojosobowym obiedzie idziemy sobie, cieszac sie z pelnych brzuchow i gadajac o komputerach. To znaczy oni gadali. Jak zaczeli zadawac pytania, usmiechnelam sie slodko a niewymuszenie i powiedzialam, ze komputer to takie cos, co w srodku ma chochliki i ze nigdy nie zrozumiem, jakim cudem siec internetowa jest niewidzialna, skora nie da sie zrobic niewidzialnej sieci. Na co Jeden Krzyk Ptaka krzyknal na pol Kunmingu (co jest nie lada wyczynem, skoro jest to miasto 3x wieksze od Warszawy): nareszcie! Pytam: co nareszcie? A on, z nieklamana satysfakcja: nareszcie znalazlem dowod na to, ze jestes kobieta...

飛鳥與魚 Lecący ptak i ryba


Bylam sobie w nowo utworzonej knajpie o tej wlasnie nazwie. O samej knajpie jeszcze napisze, bo jest o czym, ale teraz zwracam uwage na nazwe. Wiedzialam, ze z czyms mi sie kojarzy, ale nie pamietalam, z czym. Po przyjsciu do akademika wybajdzilam (chinski odpowiednik wyguglania, od nazwy chinskiej przegladarki 百度), ze jest to od dawna znana mi piosenka mojej cudownej Chyi Yu, o ktorej wspominalam juz kiedys. Piosenka lirycznozlamaniosercowa:


飞鸟与鱼
Lecacy ptak i ryba

我是鱼 你是飞鸟
Jestem ryba a Ty ptakiem
要不是你一次失速流离
gdyby nie to, ze kiedys blakajac sie po swiecie straciles rozped
要不是我一次张望关注
gdyby nie to, ze ja raz uwaznie sie rozgladalam
哪来这一场不被看好的眷与恋
jakze moglby sie wydarzyc ten mezalians?
你勇敢 我宿命
tys odwazny ja przesa,dna
你是一只可以四处栖息的鸟
ty jestes ptakiem, ktory gdzie badz moze odpoczac
我是一尾早已没了体温的鱼
a ja jestem ryba, ktora juz dawno utracila cieplo
蓝的天 蓝的海 难为了难为了我和你
ale blekit nieba i ziemi nas polaczyl
什么天地啊!四季啊!昼夜啊!
coz nam niebo i ziemia! coz cztery pory roku! coz noc i dzien!
什么海天一色 地狱天堂 暮鼓晨钟
coz nam blekit morza i nieba, pieklo-niebo, nieszpory i jutrznie

Always Together Forever Apart

什么天地啊!四季啊!昼夜啊!
什么海天一色 地狱天堂 暮鼓晨钟
Always Together Forever Apart

睡不着的夜 醒不来的早晨
nieprzespana noc, przespany poranek
春天的花如何得知秋天的果
wiosenne kwiaty coz wiedza o owocach jesieni?
今天的不堪如何原谅昨日的昏盲
dzisiejsze "nie znosze" jakze moze wybaczyc wczorajsze slepe zauroczenie?
飞鸟如何去爱 怎么会爱上水里的鱼
szybujacy ptak jak moze kochac no jakze moglby pokochac rybe w wodzie?
飞鸟和鱼
lecacy ptak i ryba

Sama piosenka smutna, bo taka chinska... W tej niemozliwej milosci stworzen z roznych miejsc... Ale to wszystko wzielo sie z bardzo starej historii, calkiem niepiosenkowej.
Byla sobie ryba, caly dzien szalejaca w morzu, plywajaca to tu, to tam. Byl tez ptak wedrowny, ktory akurat nad tym morzem konal ze zmeczenia i szukal skrawka ladu, by odpoczac. Ryba nie miala pojecia, dlaczego w bezchmurny dzien pojawia sie cien, dlatego wyjrzala na powierzchnie - ich spojrzenia sie spotkaly i... milosc.
Ptak opowiadal rybie o nieskonczonych przestworzach, rozleglych ziemiach. Ryba opowiadala w zamian o morskich glebinach; otworzyli przed soba nawzajem nieznane dotad swiaty.
Tak naprawde mieli calkiem sporo wspolnych tematow: piekne chmury o brzasku poranka, cudne zachody slonca, piekne gwiazdy co noc, zapach powietrza, inny co minute, drzew, ziemi, wody, cuda wszystkich czterech por roku... Pokochali sie mocno i trwali w tym uczuciu tak dlugo! Mialo byc na cale zycie, ptak mial zapomniec o wysokim niebie, a ryba o morskich glebinach.
Ktoz mogl przypuszczac, ze ryba i ptak nie moga byc razem?
Pewnego razu ptak zobaczyl innego ptaka, przelatujacego nad tym kawalkiem ziemi. Przypomnial sobie, jakie to uczucie wzbic sie w przestworza. Zapytal rybe, czy chcialaby poczuc oddech wiatru, piekno podniebnej wolnosci. Ryba zerknela na swoje pletwy... Nic nie odrzekla. Kiedy indziej zas nadszedl sztorm, ryba schronila sie przed nim tuz przy dnie, a gdy po burzy wychynela na powierznie, rozanielona pytala ptaka, czy widzi, jak pieknie na dnie lsnia korale - ptak zas smial sie z gorycza, nie mogac wzrokiem przebic sie przez powierzchnie morza...
W koncu pojeli: milosc to nie wszystko. Domem ryby jest morze, ptak zas nie moze zyc bez nieba. Rozstali sie. Ptak juz nie wrocil, ryba tez uciekla. Odtad unikaja wzajemnie swoich spojrzen, ryby i ptaki nie moga sie kochac...
Tyle historii.
Ale szukajac ptaka i ryby trafilam tez na wiersz przypisywany Tagore; w Chinach hit absolutny, choc znanych jest piecdziesiat roznych wersji, a kazdy dopisuje cos od siebie. Ja sama widzialam ze 3 rozne powerpointy z tym tekstem:

世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是生与死 to nie odleglosc miedzy zyciem a smiercia
而是我就站在你面前 A odleglosc, gdy stoje przed Toba
你却不知道我爱你 A Ty nie wiesz, ze Cie kocham
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是我就站在你面前 To nie ta, kiedy stoje przed Toba,
你却不知道我爱你 A Ty nie wiesz, ze Cie kocham
而是爱到痴迷 ale wtedy, gdy kocham Cie szalenczo
却不能说我爱你 ale nie moge Ci tego powiedziec.
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是我不能说我爱你 To nie ta, gdy nie moge powiedziec Ci, ze Cie kocham
而是想你痛彻心脾 A ta, gdy chcialbym wyzwolic sie z tej meki
却只能深埋心底 Ale moge ja najwyzej schowac na dnie serca
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是我不能说我想你 To nie ta, gdy nie moge powiedziec, jak bardzo tesknie
而是彼此相爱 Ale ta, gdy chociaz sie kochamy
却不能够在一起 nie mozemy byc razem
世界上最遥远的距离. Najwieksza odleglosc swiata
不是彼此相爱却不能在一起 to nie wtedy, gdy sie kochamy, ale nie mozemy byc razem
而是明知道真爱无敌 ale ta, gdy wiemy, ze jest to najwspanialsze uczucie swiata
却装作毫不在意 ale udajemy, ze to nic takiego
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是树与树的距离 to nie ta miedzy dwoma drzewami
而是同根生长的树枝 Ale ta miedzy dwiema galeziami wyrastajacymi z tego samego pnia
却无法在风中相依 ktore wszak nie moga sie w czasie wiatru nawzajem o siebie oprzec
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是树枝无法相依 to nie ta miedzy nie majacymi w sobie oparcia galezmi
而是相互瞭望的星星 a ta miedzy dwiema mrugajacymi do siebie gwiazdami
却没有交汇的轨迹 Ktore jednakze nie maja wspolnej trajektorii
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是星星没有交汇的轨迹 To nie ta miedzy gwiazdami bez wspolnej trajektorii
而是纵然轨迹交汇 A ta, gdy mimo wspolnej trajektorii
却在转瞬间无处寻觅 w jednej sekundzie znikaja z pola widzenia
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
不是瞬间便无处寻觅 to nie ta, gdy w jednej sekundzie gwiazdy znikaja z pola widzenia
而是尚未相遇 a ta, gdy jeszcze nie zdazylismy sie poznac
便注定无法相聚 a los juz zdecydowal, ze sie nie spotkamy
世界上最遥远的距离 Najwieksza odleglosc swiata
是飞鸟与鱼的距离 To ta miedzy ptakiem a ryba
一个翱翔天际 Jedno szybuje w przestworzach
一个却深潜海底 Drugie skrywa morska glebina

Moze ktos lepiej potrafi wyrazic milosc niemozliwa. Moze ktos potrafi lepiej wyrazic odleglosc, ktora rodzi sie w sercu, a nie na mapie...

2010-10-03

Wen Yiduo 闻一多

Dawno, dawno temu była sobie wojna chińsko-japońska. Tak konkretnie to zaczęła się w 1937 roku i broń Boże nie była pierwszą wojną chińsko-japońską. Tym razem jednak Japończycy stwierdzili, że wykończą chińskich intelektualistów szybko i zdecydowanie. Zaczęli bombardować uniwerki, od Tianjinu bodaj zaczynając, a na dwóch największych potęgach intelektualnych - Uniwersytecie Pekińskim oraz Uniwersytecie Qinghua kończąc. Pozbierało się więc szlachetne grono profesorskie i zabrało swoich uczniów w podróż. Przebrnęli przez całe Chiny, kończąc w Kunmingu. To właśnie tutaj założyli Południowo-Zachodni Połączony Uniwersytet 西南联合大学. W czasie wojennego zamętu uniwersytet kształcił przyszłą inteligencję, korzystając z pomocy najtęższych głów w kraju. Przykładem może służyć choćby przystojniak ze zdjęć - Wen Yiduo. Ten poeta i nauczyciel, kształcony nie tylko w Pekinie, ale i w Chicago, wprowadzający nową jakość do chińskiej poezji, próbował uczyć swoich studentów niezależnego myślenia, krytycznej postawy wobec władzy itd. Nie podobały mu się ani rządy Guomindangu, ani czerwona alternatywa. Współtworzył więc z innymi intelektualistami Chińską Ligę Demokratyczną, proponującą tzw. Trzecią Drogę. Niestety, władzom nie bardzo spodobała się tego typu krytyka. Wen Yiduo i jego syn zostali zastrzeleni przez agentów Guomindangu; ponoć Wen oberwał czterema kulami, z czego trzy zmasakrowały mu twarz. 
Mój obecny uniwerek, Yunnan Normal University, to wnuk owego połączonego uniwersytetu. Po całym kampusie i okolicach rozsiane są pamiątki po Wen Yiduo.

Czyżby obecne komunistyczne władze nie pamiętały, że ten poeta i intelektualista wielkiej klasy przede wszystkim sprzeciwiał się głupocie rządzących i ślepej wierze w to co mówi władza?

2010-09-26

reklama spoleczna cd


Nie wolno po jezdni jezdzic na deskorolce.
BTW: dopiero teraz dowiedzialam sie, ze po chinsku deskorolka to tez jest samochod (車) ^.^

2010-09-20

nowy Li Bai 新李白

Gadałam z Jednym Krzykiem Ptaka, pierwszy raz od dawna. Zakochałabym się, gdyby nie był... sobą. Jesteśmy umówieni na jakieś żarcie i, oczywiście, pingponga. Pytam, co będzie robił w czasie Święta Środka Jesieni (to już za kilka dni). Mówi, że będzie sam (chlip, chlip). Pytam, gdzie się podzieje jego dziewczyna. Pojedzie do domu. No to proponuję, żeby przylazł, bo w innym wypadku będzie sam jadł w trakcie mocno rodzinno-przyjacielskiego święta, "tęskniąc za domem ze spuszczoną głową". To ostatnie to cytat z mocno znanego wierszyka Li Baia:
床前明月光
疑是地上霜
举头望明月
低头思故乡。
(Tutaj zapraszam po anglojęzyczne tłumaczenia)
Generalnie chodzi o to, że facet widząc poświatę księżycową na łóżku, ma wrażenie, że to szron. Gdy wznosi głowę, podziwia księżyc, a gdy ją spuszcza, tęskni za domem.
Chwile po zacytowaniu przeze mnie tego wierszyka, którego zresztą nauczyłam się właśnie od Jednego Krzyku Ptaka, stworzyliśmy bardziej pasującą do realiów wersję:
回家独自忙
中秋进厨房
一个人吃饭
低头思故乡。
Czyli: po powrocie do domu samotnie się krzątam, w środek jesieni wchodzę do kuchni, w pojedynkę spożywam posiłek, tęskniąc za domem z opuszczoną głową...
Jeśli do tej pory nie wiedziałam, za co Jeden Krzyk Ptaka uwielbiam, to już wiem.

2010-09-18

oswajania czesc kolejna


Moje studia to "nauczanie chinskiego dla barbarzyncow", czyli: jak prowadzic zajecia z jezyka, ktory dla studentow nie jest jezykiem ojczystym. Sa to studia magisterskie i wlasnie dlatego trafili tu najprzerozniejsi ludzie. W mojej klasie jest naprzyklad 40letni Koreanczyk ozeniony z Chinka, Tajowie i Wietnamczycy, ktorzy skonczyli tu licencjat, stypendysci z rozmaitych stron itp. Oprocz tego jest jeszcze klasa tubylcow - ucza sie w zalozeniu tego samego, bo sa na tym samym roku i na tym samym kierunku, ale poniewaz sa Chinczykami i nasze zajecia bylyby dla nich nudne, maja swoja wlasna chinska klase. Okazji do spotkania i poznania sie nie mamy zadnej - nie ma ani jednych zajec laczonych, co uposledza obie grupy, ale z polityka uczelniana sprzeczac sie nie bede.
Na czas calej tej akcji telewizyjnej, kiedy grupka laowaiow musiala kursowac miedzy uczelnia i telewizja, nie puscili nas samopas, a chinskim zwyczajem przyporzadkowali nam dwoch chinskich studentow do opieki. Poznalam sie z nimi, polubilam i sadzilam, ze na tym sie to skonczy, bo przeciez nadal nie mamy zadnej okazji sie spotkac. Tymczasem wlasnie dzis jeden uratowal moj humor, a drugi - honor.
Czulam sie fatalnie. Mniejsza o powody - w kazdym razie, kiedy sie zwloklam z lozka, bylo juz prawie poludnie, a mnie sie nawet nie chcialo pojsc nigdzie na obiad, wiec wyladowalam w stolowce. Nie, zeby byla jakas wypasna, ale jest tanio, blisko i calkiem smacznie, wiec niech im bedzie. Wpadlam na malego Zhanga (ten chudy), zagail, dosiadlam sie do niego i jego kolegow, zaprosili mnie na meczyk badmintona. Dziesiatka ludzi, granie na zmiane, pogaduchy. Nic w stylu: alez TY dobrze po chinsku mowisz. Po prostu gadanie o sporcie, o szkole, o facetach i kobietach :) Bylo zaczepiscie, bardzo mi brakowalo sportu zbiorowego i wlasnie takich ludzi od rozmow o niczym i od smiechu :) Humor zostal uratowany.
Wracam z boiska badmintonowego (chyba przy kazdej uczelni w Chinach jest ich duzo; Chinczycy uwielbiaja badmintona! I ja tez zaczynam lubic), marze o kapieli. Caly dzien slonce przygrzewalo, wiec powinna byc ciepla woda. Guzik! Nie ma. Zrezygnowana przekrecam drugi kurek. Dupa. Dzika plaza, pustynia. Zero wody, nawet do splukania kibla, a co dopiero do porzadnego umycia spoconego, smierdzacego, europejskiego ciala. A ja jeszcze wieczorem mam plany... Ratunku! Dzwonie do drugiego (maly, gruby), A-Penga i mowie:"wczoraj twierdziles, ze jesli bede miala jakikolwiek problem, mam do Ciebie dzwonic. Wiec dzwonie. W naszym akademiku nie ma wody". Przychodz - mowi. A chwile potem - wiesz, my mieszkamy w meskim dormitorium, wiec Cie nie wpuszcza, zaraz do Ciebie zadzwonie, na pewno cos wymysle. Chwile pozniej umawia sie ze mna na kampusie. Przyszedl z obstawa i mnie zaprowadzil do uczelnianej lazni publicznej. Drogie cholerstwo - 4,5 yuana (okolo 2 zl), ale za to woda ani czas nie sa racjonowane. Hurra! Idziemy, idziemy, a mocno zarumieniony A-Peng prosi - prosze, nie mow nikomu na uczelni, ze poszlas ze mna do lazni....
Zaczyna mi juz byc dobrze ^.^