Strony
2023-11-29
Kerson Leong 梁乔信
2023-11-26
Smocza Perła
Dawno, dawno temu, królestwem Shu, które było położone na terenie obecnej prowincji Sichuan, rządził skorumpowany i chciwy tyran. Chciwość jego tak była wielka, że doprowadził swych poddanych do nędzy; większość ludu była głodna i spragniona, nie mieli sił życiowych, mogli ledwo wegetować.
Częścią tego zdesperowanego społeczeństwa był wieśniak Nie Lang żyjący wraz z matką w ubogiej chatynce. Każdego dnia wyruszał on na pola, by zebrać jak najwięcej trawy, którą mógł sprzedać na paszę dla zwierząt. Dzięki temu każdego dnia wracał do domu z miską ryżu dla matki i siebie samego. Wkrótce jednak nadeszły gorętsze dni; trawa wysychała i było jej coraz mniej, a matka Nie Langa zachorowała z osłabienia wywołanego głodem. Nie Lang pomyślał: muszę znaleźć jakiś bardziej urodzajny kawałek ziemi, muszę znaleźć miejsce, które dotąd przeoczyłem.
Zdeterminowany by ocalić matkę, wyruszył w daleką drogę, w stronę gór. Kiedy jednak stanął na ich szczycie, czekało go wielkie rozczarowanie: gdzie okiem sięgnąć, wszędzie ten sam widok - wyjałowione, biedne ziemie, tak podobne tej, z której przyszedł. Już gotował się, by zejść z gór i wraz z matką czekać na rychłe nadejście śmierci głodowej, gdy nagle kątem oka zauważył tłustego zająca, kicającego w pobliżu. Podążył chyłkiem za nim, mając nadzieję schwytać zwierzynę. Gdy jednak przecisnął się za zającem przez wąską skalną szczelinę, nagle odurzył go aromat gęstych, obfitych, bynajmniej nie wypalonych słońcem i nie wysuszonych traw na wąskiej łączce między skałami! Zamiast więc zająca zabić, podziękował mu pięknie za zdradzenie mu tego czarownego miejsca, które tak szczodrze obdarzyć go może wszystkim, czego potrzebuje do przeżycia.
Sprzedawszy kilogramy świeżych traw, był w stanie zapewnić matce pożywny posiłek. Postanowił udać się w to samo miejsce, by sprawdzić, czy uda mu się zebrać choć trochę więcej. A może znajdzie jeszcze lepsze miejsce? Doszedł do gór, już wchodzi do szczeliny i widzi łąkę... która, ku jego największemu zadziwieniu, wygląda na nietkniętą ludzką stopą czy dłonią! Bierze więc chłopiec swą kosę i ścina, ile wlezie. I tak minęło kilka dni: codziennie wyruszał w góry i codziennie wracał z obfitą kolacją dla matki i siebie.
Pewnego dnia znużyła go jednak bardzo daleka wędrówka. Pomyślał więc: a może mógłbym przesadzić część tej czarodziejskiej trawy nieopodal naszej chatynki? Nie musiałbym wówczas codziennie tak daleko chodzić. Kiedy zaczął ostrożnie kopać, tuż pod ziemią zobaczył coś wielkiego, ogromnego i błyszczącego. Oczarowany pięknem przedmiotu, zapakował go w swą sakwę i zabrał do domu. Po zasadzeniu bujnych traw na ich nędznym poletku, pokazał matce perłę, mówiąc: Matko, jeśli ją sprzedamy, na pewno dostaniemy za nią niezłą cenę i będziemy mogli przez jakiś czas nie troszczyć się o nic. Jednak matka nie zgodziła się na sprzedaż perły: Synu, ta perła to błogosławieństwo i znak, że niebiosa są nam łaskawe. Zostawmy ją sobie i cieszmy się jej pieknem do końca życia. Wsadziła ją do niemal pustego worka na ryż, mając nadzieję codziennie wyciągać ją stamtąd i cieszyć stare oczy. Tego wieczoru Nie Lang miał nadzieję, że po raz ostatni idzie spać głodny i że dzięki zasadzonej trawie ani on, ani matka nigdy już nie będą musili tak cierpieć.
Jakże smutny okazał się dlań poranek! Gdy chłopiec podekscytowany przybiegł do ogródka, zastał jedynie zwiędłe wiechcie. Padł na kolana i zapłakał: och, dlaczegóż byłem tak leniwy! W tym momencie usłyszał wołanie matki. Kiedy wpadł do izby, matka pokazała mu, że z pustawego zazwyczaj worka na ryż wprost wysypuje się nadmiar ziarna! Nadwyżką postanowili podzielić się z sąsiadami. Z czasem zorientowali się, że to magia perły przynosiła bogactwo i obfitość wszystkiemu, do czego się zbliżyła.
Pewnego dnia o ich niespodziewanym bogactwie dowiedzieli się nie ci co trzeba. Chciwcy - może wysłani przez władcę, a może po prostu podobni doń z charakteru - przyszli wydobyć od matki i chłopca tajemnicę ich nagłego powodzenia. Gdy zniszczyli już prawie cały ich dobytek, matka w końcu się ugiełą i we łzach zdradziła sekret perły. By nie dopuścić, by złoczyńcy ją zabrali, Nie Lang schował ją w ustach. Pech chciał, że przyłapali go na tym rabusie i chcieli przemocą wydobyć perłę. Połknął ją więc, sądząc, że przynajmniej w ten sposób zdoła ją ocalić. Nie przewidział jednak, że nagle poczuje pragnienie tak wielkie, jak gdyby płonęły mu trzewia. Zaczął krzyczeć z bólu i gorąca. Wyrwał się złodziejom i pobiegł do najbliższego strumienia, który, prawie wyschnięty, nie był jednak w stanie ugasić palącego pragnienia. Nagle na czystym dotąd niebie zebrały się czarne chmury i wkrótce błysnęło i zagrzmiało. Lunęło, a woda ogarnęła całą wioskę. Strumień zmienił się w rwącą rzekę. Lud wybiegł z chat, błogosławiąc nadejście deszczu.
I tylko matka Nie Langa stała opodal, roniąc łzy - bo w miejscu, gdzie stał przedtem jej syn, teraz wiło się wielkie, smocze cielsko, które z gracją wzleciało ku niebu. Matka złożyła tylko ręce w pożegnalnym geście wiedząc, że odtąd będzie on strzegł całego królestwa.
Odtąd perła jest symbolem mądrości i mocy, a smok - dobrobytu i szczęścia, a przy okazji bóstwem deszczu.
Smoki goniące perłę w Świątyni Konfucjusza w Jianshui |
2023-11-24
Ferraryzjer
2023-11-22
Koszary rodziny Na 纳家营
Pamiętacie historię o pewnym muzułmaninie z Buchary, który z rozkazu Mongołów został pierwszym chińskim gubernatorem Yunnanu? Jeśli nie, to sobie poczytajcie, bo historia zaiste przednia, a ja tymczasem przejdę bezpośrednio do jego syna, Nasr al-Dina czy też Nasruddina, który w chińskich znakach nazywał się 纳速拉丁. Ponoć nasi yunnańscy muzułmanie o nazwisku Na 纳 pochodzą właśnie od niego. A że obostrzenie dotyczące ilości dzieci pojawiło się w Chinach dopiero kilkadziesiąt lat temu, by parę lat temu zniknąć, było tych Na na tyle dużo, żeby zaludniali całe wioski czy miasteczka. Dotyczy to między innymi "starego miasta Na" 纳古镇 i i wspomnianych w tytule "koszar" - choć oba miejsca rozrosły się tak, że obecnie tworzą całość i opisując koszary mówi się, że znajdują się w północnej części starówki. Może najłatwiej byłoby po prostu mówić "miasteczko Na"?
Zostało ono założone ponoć właśnie przez liczne potomstwo Nasruddina. Początkowo naprawdę były to koszary, ale z czasem rozrosły się ono w regularne muzułmańskie miasteczko, w którym mieszkał nie tylko ród Na, ale również Ma i He. Znajduje się ono u stóp Lwiej Góry 狮子山 i nad brzegiem jeziora Qilu 杞麓湖, na wysokości 1800 metrów nad poziomem morza. Ze względu na ładne krajobrazy, dobrą pogodę i tanie ziemie, chętnych do osiedlania się tu nie brakuje. Większość mieszkańców to muzułmanie (ponad 80% ludności), którzy zachowują swe tradycje i obyczaje, zarówno jeśli chodzi o budownictwo, jak i kuchnię czy zwyczaje ślubne czy pogrzebowe. W miasteczku roi się od meczetów; parędziesiąt lat temu to własnie Meczet Koszar Rodziny Na 纳家营清真寺 był największą muzułmańską świątynią prowincji.
Miasteczko otoczone jest polami ryżowymi, rzepakowymi i lotosowymi. Jest tu szkoła podstawowa, ale już do gimnazjum dzieciaki muszą jeździć do Tonghai (komunikacja autobusowa jest bardzo dobrze rozwinięta, więc nie jest to duży problem). Łącznie w całym miasteczku z przyległościami czy też w całej gminie mieszka zaledwie 10 tysięcy mieszkańców. Mogliby być bardzo biedni, jednak od zawsze stawiają na właściwego konia: w 2021 roku gmina dostała milion yuanów za bycie "wzorem integracji etnicznej"; zaczęły się wielkie remonty, budowanie nowych dróg i parku bagiennego przy jeziorze Qilu. Jednak ich bogactwo zaczęło się już wcześniej. W latach osiemdziesiątych, po otwarciu Chin na świat, powstała tu wielka ilość firm prywatnych; wkrótce okolica wzbogaciła się tak bardzo, że zaczęto ją nazywać "wioską bogatych muzułmanów" 回族富裕村. Sporo rodzin powysyłało młodzież za granicę - po nauki, ale też w celu prowadzenia biznesu. Dlatego z czasem społeczeństwo bardzo się rozwarstwiło: są tu lepianki tuż obok pałaców, a miasteczko Na zaczęto nazywać również "wioską Chińczyków zza mórz" 侨乡. Ale pewna zamożność datuje się na czas jeszcze wcześniejszy - z dawien dawna miasteczko Na słynie z ręcznego wyrobu noży i maczet; przy każdej ulicy można znaleźć zakłady nożowników. Do najpiękniejszych dzieł należą noże herbaciane Nagu 纳古茶刀, które uważane są za najbardziej reprezentatywne i oryginalne. W każdy Ramadan w Koszarach rodziny Na organizowane jest "Święto Delicji" czyli jarmark z muzułmańskimi specjałami ale również rękodziełem.
Wróćmy do meczetu. Budowę meczetu Koszar Rodziny Na 纳家营清真寺 rozpoczęto w 1370 roku. Wzięli się za to potomkowie Nasruddina - Na Sulu (niestety, nie udało mi się znaleźć oryginalnego muzułmańskiego imienia, tylko chińską transkrypcję) 纳速鲁 z synami. Na początku XXI wieku została wyremontowana i rozbudowana. Jest OGROMNA.
Za to na starówce w 1856 roku wybudowano nowy drewniany meczet, który dość szybko spłonął i po dwudziestu latach został odbudowany w tym samym miejscu. Pomniejszych meczetów nawet nie wyliczam, bo jest ich w okolicy sporo. Zrobiliśmy sobie długi spacer po miasteczku; absolutnie urzekające było obserwowanie, jak wpływy muzułmańskie łączą się tu z rdzennie chińskimi. Można też było przyuważyć sklepy związane z muzułmańskimi tradycjami. Już nie mówiąc o tym, że w całym mieście nie przyuważyłam ani jednej niehalalowej restauracji!
rzeźbienia na oko podobne do tych, które znajdziemy w każdej chińskiej świątyni, jednak tematyka zupełnie odmienna! I ta kopuła na środku! |
Czy istnieje osobna nazwa na minaret "świecki", który zdobi dom prywatny? Były tu takie w każdym bogatszym domu. |
2023-11-20
Święto Przysmaków w Tonghai 通海美食节
W Tonghai, malutkim (290 tysięcy mieszkańców) miasteczku niedaleko Yuxi, wylądowaliśmy zupełnym przypadkiem. Otóż gdy chcieliśmy wracać już z Jianshui do Kunmingu, pojechaliśmy na dworzec kupić bilety, a pracujący tam bęcwał w bardzo niemiły sposób oznajmił nam, że biletów nie ma i nie będzie, głusi jesteśmy? Przecież mówi, że żadnych. No ale po długich pertraktacjach (ja odeszłam na bok, bo gdybym się na niego rozdarła tak, jak na to zasługiwał, tobyśmy nic nie wskórali) okazało się, że jednak jakieś bilety są. Więc zamiast od razu do Kunmingu, pojechaliśmy najpierw do Tonghai, z którego do Kunmingu już rzut beretem (cóż to jest, tych 125 kilometrów?...). Zostaliśmy w Tonghai zaledwie dobę (a szkoda, bo przez to musieliśmy się straszliwie spieszyć!), ale myślę, że jeszcze kiedyś tam wrócę, żeby wszystko jeszcze raz obczaić, tym razem bez pośpiechu. Chętnie obeszłabym sobie bądź objechała na rowerze jezioro Qilu 杞麓湖 czy wspięła się na Ślimaczy Szczyt 螺峰山; tym razem się nie udało, ale może jeszcze kiedyś?
W szerszym świecie (choć tylko chińskim) Tonghai jest znane głównie z tego, że w 1970 roku miało tu miejsce wielkie trzęsienie ziemi (7.5 w skali Richtera) - zginęło ponad 15 tysięcy ludzi, a dwa razy więcej było rannych. Cóż więcej można o Tonghai powiedzieć? Jest tu parę zabytków (o niektórych w kolejnych wpisach), parę ładnych krajobrazów, a przede wszystkim - Tonghai i okolice są ciekawe pod względem etnicznym. Choć samo miasteczko obecnie zostało zdominowane przez Hanów, okolica tradycyjnie była zamieszkana przez rozmaite mniejszości etniczne, przede wszystkim muzułmanów Hui, ale również Yi, Hani, Dai i... Mongołów! Ba, 3/4 yunnańskich Mongołów mieszka właśnie w Tonghai i okolicach - głównie w miasteczku Xingmeng 兴蒙镇, które ma Mongołów nawet w nazwie (蒙). Z kolei Huiowie mieszkają przede wszystkim w Koszarach Rodziny Na 纳家营 i Koszarach Rodziny Ge 葛家营 (maleńkie mieściny tuż obok Tonghai), w starówce, a także w wioskach, które również nazwę wzięły od grupy etnicznej, która tam mieszka: 大回村、下回村、小回村.
Ponieważ przyjechaliśmy do Tonghai późnym popołudniem, zwiedzanie musieliśmy odłożyć do dnia następnego, a teraz trzeba było się posilić i wyspać. O ile ze znalezieniem hotelu nie mieliśmy żadnych problemów, o tyle z jedzeniem było gorzej. W trakcie spaceru trafiliśmy jednak na ulicę wypełnioną straganami i opisaną jak w tytule. Świetnie! Sprawdźmy, cóż to za przysmaki są w Tonghai! Ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, zawartość straganów nie różniła się niemal niczym od tego, co można znaleźć na każdym kunmińskim targowisku:
Jak widać, tylko w Kunmingu "placek zowie się erkuajem" 烧饵块, tutaj pieczony placek to 烤粑粑 |
rozmaite marynowane grzyby... z Baoshan, które jest w zupełnie innej części Yunnanu |
Lunańskie lufu |
i syczuańskie lufu drętwoostre |
douchi - sfermentowana słona soja, tym razem z Yimen |
chińskie szalotki na ostro-słodko |
sprzedawana na wagę podróbka Ciotuni z Guizhou |
lotosowe kisiele z różnymi dodatkami |
Jak widać, Święto Przysmaków w Tonghai nie zaowocowało naszym obżarstwem. Trzeba było szukać dalej. I powiem Wam - to było moje największe rozczarowanie. Nie udało się nam w Tonghai znaleźć niczego naprawdę smakowitego, niczego, co warto byłoby opisać na blogu. Z głodu nie umarliśmy, ale... To chyba pierwsza moja yunnańska destynacja, która w moich wspomnieniach NIE wiąże się przede wszystkim z jedzeniem...
2023-11-18
gorący kociołek 火锅
Mówiła, [że]
kocha tylko gorący kociołek
Teraz mam już kociołek
[Ale] jej nie ma
Zwróćcie uwagę na zabawę czcionką: serduszko w miłości 爱, ogieńki w ogniu 火, miska w kociołku 锅, sylwetka w ona 她 i cała kupa łez, zwłaszcza w nie ma 没了. Uwielbiam takie wykorzystanie znaków!