Strony

2019-02-28

油條 youtiao

Z okazji Tłustego Czwartku postanowiłam przyrządzić w domu przekąskę smażoną w głębokim tłuszczu. Nie jest to jednak ani tradycyjny pączek, ani faworek, a ich daleki chiński krewny - youtiao. Wyszedł mi trochę inny niż wielgachne, leciutkie youtiao na targach i w śniadaniarniach, ponieważ po pierwsze nie mam tak dużego woka, po drugie używam tylko mąki razowej, a ona sprawia, że ciasta są cięższe, a po trzecie akurat zrobiło się zimno i mi ciasto mało wyrosło. No i nie używam dużej ilości bardzo niezdrowych spulchniaczy. Jednak - przepis jest ok i bardzo zachęcam do spróbowania - youtiao pięknie spuchły i zrobiły się przyjemnie chrupiące. 

Składniki:
  • szklanka mąki
  • szczypta soli
  • łyżeczka drożdży
  • łyżeczka proszku do pieczenia/sody
  • kapka oleju
  • ciepła woda - ile weźmie ciasto (1/3 - 1/2 szklanki)
Wykonanie:
  1. Mąkę wymieszać z drożdżami, solą i proszkiem do pieczenia.
  2. W górce mąki zrobić dołek, dolać wody, zagnieść, dolać wody, zagnieść - i tak aż do skutku, czyli do momentu, gdy zrobimy kulę gładkiego, miękkiego ciasta. Im lepiej będzie wyrobione, tym smaczniejsze wyjdą youtiao.
  3. Przykryć i zostawić na minimum pół godziny do wyrośnięcia. Najlepiej, jeśli podwoi objętość.
  4. Solidnie zwilżyć dłonie olejem i wyrobić ponownie ciasto. Niech będzie błyszczące od tłuszczu.
  5. Ponownie zostawić do wyrośnięcia.
  6. Gdy tylko zacznie rosnąć, można podzielić je na kulki. Każdą kulkę wyciągnąć w wałek, a potem wrzucać na gorący tłuszcz i smażyć na złoto najpierw z jednej, potem z drugiej strony. Temperatura nie może być zbyt wysoka - ja smażyłam w 130 stopniach.
Moim błędem było to, że zrobiłam zbyt cienkie wałki - jak rozwałkowane. Dzięki temu były chrupiące, ale niestety różniły się konsystencją od prawdziwych youtiao. Nie popełnijcie tego błędu - wałeczki powinny być treściwe! Ale... i tak były, niestety, przepyszne...

2019-02-26

Król Pieniędzy 錢王

Tak zwany postęp odziera chińskie miasta z oryginalności i wdzięku. Stara zabudowa jest bezlitośnie burzona, a na jej miejscu stawiane są drapacze chmur, kolejne centra handlowe i inne tego typu kwiatki. Gdy ujrzałam, jak blacha falista odgrodziła Targ Kwiatów i Ptaków, ostatnie miejsce w centrum Kunmingu z tradycyjnymi gliniano-drewnianymi domami, myślałam, że mi serce pęknie. Kiedy jednak parę lat później zdjęto blachę falistą, okazało się, że akurat ten fragment Kunmingu oszczędzono: został odbudowany "w stylu". Oczywiście, i tak różni się to mocno od oryginalnej zabudowy, znacznie biedniejszej i niespełniającej wymogów BHP, ale jednak pozostało tu coś z klimatu dawnego Kunmingu. Z konieczności przymykam oko na to, że z budynków handlowo-mieszkalnych zmieniły się głównie w bary i restauracje. Takie czasy, a czynsz w centrum wysoki...
Jedną z pierwszych odbudowanych ulic była uliczka Króla Pieniędzy 錢王街. Warta jest długiego spaceru, zasiedzenia się na kawie, a może wizyty w restauracji i miniteatrze znajdującym się w Rezydencji Rodziny Ma 马家大院. Warta jest przemknięcia małymi zaułkami, zapatrzenia się w odbudowane domostwa, wizyty w maleńkim, prywatnym muzeum herbaty czy w sklepikach z yunnańskim rękodziełem.




Ulica ta nosiła kiedyś inne miana, w zależności od tego, kto ważny akurat tam rezydował. Obecnie jednak nazywa się na cześć Króla Pieniędzy, którego pomnik i pamiątkowa tablica stoją dumnie przed odbudowaną rezydencją. Kim jednak był ów Król Pieniędzy?
王熾 Wang Chi Królewski Płomień żył w latach 1836 - 1903. Urodził się w wiosce niedaleko Mile i wszystkie znaki na ziemi i niebie mówiły, że nic z niego nie będzie. Choć był szalenie inteligentnym i zdolnym dzieckiem, był niestety ubogi, a to zawsze utrudnia karierę.
Ojciec i starszy brat odumarli go młodo; kiedy był jeszcze dzieckiem, musiał więc porzucić marzenia o nauce i zdawaniu egzaminów cesarskich, bo po prostu nie było ich na nie stać. Wykazał jednak wielką zaradność – za zgodą matki wyprzedał resztkę domowych skarbów – luksusowe ubrania i biżuterię. Uzyskał za nie w sumie dwadzieścia liangów srebra i za nie poszedł do terminu, by się przyuczyć do zawodu kupca. Gdy opanował pierwszą lekcję, obkupił się w materiały tkane w jego rodzinnych stronach i zaczął je sprzedawać za miedzą. Za to, co zarobił, kupował cukier trzcinowy i znów odsprzedawał dalej. Dzięki pracowitości i zaradności dwadzieścia liangów srebra szybko przemienił w sto liangów. Wówczas rozszerzył działalność, posiadał własną karawanę, która rozmaite dobra przemieszczała między Linanem (dzisiejsza Zbudowana Woda) a Luxi, Shizongiem i Qiubei. Czyli sieć handlowa obejmowała właściwie cały wschodni Yunnan. Już mając lat dwadzieścia był w Yunnanie dość znany.
A jednak jeszcze wtedy mogło się mu nie udać. W tamtym okresie zabił bowiem w bójce kuzyna i uciekł przed sprawiedliwością do Chongqingu. Tam jednak założył firmę 天顺祥, która zajmowała się handlem między Syczuanem a Yunnanem, z czasem stając się największym graczem na rynku. Następnie wraz z 席茂之 otworzył w Kunmingu firmę 同庆丰. To dzięki niej wzbogacił się tak bardzo, że zaczęto go nazywać „Królem Pieniędzy”. Nawet The Times wspomniał kiedyś o nim jako o jednym ze stu najbogatszych ludzi dziewiętnastego stulecia (ponoć zajął czwarte miejsce i był jednym Chińczykiem na liście). Gdy zmarł, grobowiec, który mu postawiono był okazalszy nawet od grobowca władyki Yunnanu, Tanga Jiyao.W owych czasach okolice dzisiejszej uliczki Króla Pieniędzy faktycznie kipiały pieniędzmi. To tam mieściły się wszystkie najbardziej znane sklepy, domy towarowe, apteki, miejsca obracające naprawdę dużą forsą. A wśród nich - najbogatszy był Wang Chi. Dziś biografowie zręcznie jednym zdaniem omijają popełnione przezeń morderstwo, koncentrując się na jego działalności filantropijnej i tym, jak to wspierał finansowo cesarzową Cixi, gdy uciekała do Xi'anu przed korpusem interwencyjnym ośmiu mocarstw. Wydawał pieniądze szczodrą ręką, dbając nie tylko o pomnażanie kapitału, ale też o rozwój miasta i regionu. Wspierał Uniwersytet Yunnański i podstawową edukację w Kunmingu, sfinansował remont generalny świątyni Konfucjusza w prowincji Guangxi, finansował podróż łebków, którzy po zdaniu egzaminów cesarskich w Kunmingu udawali się na dalszy etap egzaminów do stolicy, a gdy Yuan Jiagu zdobył tytuł zhuangyuana, to właśnie Wangchi wybudował na jego cześć Pagodę Zhuangyuana 状元楼.
Jako gorący patriota odebrał Francuzom prawa do kolei yunnańsko-wietnamskiej, dzięki czemu profity z niej ciągnięte zaczęły trafiać do chińskiej, nie francuskiej kasy; współfinansował (rękami syna, bo nie dożył) budowę pierwszych kunmińskich wodociągów; wspierał finansowo zarówno wielkie pomysły Li Hongzhanga, jak i - małymi kwotami typu jeden wen* - ubogich staruszków. Na potęgę remontował kunmińskie ulice (m.in. "francuską koncesję" 同仁街), a w Mile i Yiliangu kupił tak ogromną ilość pól, że z samej dzierżawy mógł spokojnie żyć. Gdy w 1883 roku wojska francuskie stanęły u granic, to właśnie Wang Chi finansował wojska chińskie. To on finansował rozwój przemysłu wydobywczego w Yunnanie - chodzi tu o kopalnie miedzi (w Dongchuan) i cyny (w Gejiu), a także o kopalnie soli i transport soli między prowincjami. Budował mosty, wybrukował drogę prowadzącą z Kunmingu do stóp Gór Zachodnich, zbudował w Kunmingu budynek gildii Mile. Gdy przydarzyła się straszna susza w Shaanxi i Shanxi, ocalił od głodu tysiące ludzi, zaskarbiając sobie wdzięczność państwa.
Krążą o nim legendy: jak to kiedyś staruszek chciał w jego banku zadeponować jednego wena dla wnuka. Pracownik go wyśmiał, staruszek odszedł, a za parę dni, gdy Wang Chi to odkrył, wyrzucił tego pracownika, osobiście odszukał staruszka i nie tylko otworzył mu konto, ale też zaproponował niezwykle korzystny procent. Albo o tym, jak jeżdżąc jeszcze z karawaną został napadnięty przez lokalnych bandytów (pewnie Yi, bo to oni się najchętniej w tamtym regionie trudnili złodziejstwem); wykazał się zimną krwią i taką odwagą, że herszt bandytów wypuścił go całego i zdrowego, kradnąc zaledwie połowę towarów i pozostawiając wszystkie konie.

Jego ciekawe życie, a także galopujący patriotyzm sprawiły, że sylwetka Króla Pieniędzy trafiła na mały ekran. Serial jest... no cóż. Bojująco patriotyczny, a czegóż mielibyśmy się spodziewać? No ale jeśli chcecie pooglądać serial o Yunnanie przełomu XIX i XX wieku, to ten jest chyba jednym z sensowniejszych.

*poczytajcie sobie o chińskich pieniądzach, to fascynujące! Nawet jeśli się sięgnie do wikipedii ;)

2019-02-24

Danusia i Chińczycy

By odpędzić smutki, raczę się lekturą, od której faktycznie boki zrywam. Anna Lewicka z Lewickich w 1932 roku wydała książkę dla młodych panienek - o Chinach. O dziewczynce, która pojechała za ojcem, dyplomatą, do Szanghaju i pisze listy do psiapsiółek, opisując Chiny. Lektura to błaha, trącąca myszką i nachalnie pozytywistyczna, ale - doskonała, jeśli się lubi takie ramotki.

Uliczki te cuchną. Nasz kulis cuchnie także. [...] ubodzy Chińczycy żywią się głównie ryżem i czosnkiem, stąd też pochodzi owa niemiła woń. [nie sądzę, by zapach ubogiego Chińczyka różnił się zasadniczo od zapachu ubogiego Polaka, wtedy czy dziś...]
***
Dzieci są bose, odziane jedynie w krótkie, płócienne kaftany lub perkalowe kimona.[Kimona...]
***
Jad czyli nefryt, po chińsku yu-szek, jest odmianą jaspisu. Jedyne podobno na świecie kopalnie tego minerału znajdują się w Turkiestanie. [Nefryt, czyli rodzaj żadu, po chińsku 玉石 yushi, z jaspisem nie ma nic wspólnego, a kopalni jest od groma nie tylko w Turkiestanie, ale w całych Chinach, z Yunnanem na czele, a także na przykład w Birmie]
***
-To [...] Jangtse-kiang, Niebieska Rzeka. Niesie ona tyle mułu i piasku, że zabarwia nim morze.
-Dlaczego więc nazywa się "Niebieską Rzeką"?
-Nie wiem, w Chinach wiele rzeczy dzieje się naopak. [w Chinach nikt nie nazywa Jangcy Niebieską Rzeką, to nazwa wymyślona przez ludzi zachodu]
***
Czy wiecie, jak nazywa się ulica, przy której mieszamy? Avenue Joffre! [ta ulica istnieje do dziś, choć oczywiście inaczej się nazywa. Jej historia jest szalenie ciekawa.]
***
okazało się, że wszyscy mandaryni mówią po angielsku. [byłoby to szalenie interesujące :D]
***
po lewej ręce talerzyk z sosem tatarskim [tak, tylko, że sos "tatarski" to wymysł raczej polski niż tatarski...]
***
Patrząc na te pieczone gąsienice dałam sobie słowo, że gdybym nawet całe życie miała spędzić w Chinach, to już nigdy, nigdy nie dam się zaprosić do chińskiego domu na obiad.[gdyby podali prażone larwy bambusowe, na pewno skończyłoby się to inaczej :D]

Jest tu też oczywiście trochę o herbacie i jedwabnikach, o krępowaniu stóp, o religiach, dziwacznej kuchni i zwyczajach - mało, malutko, bo książeczka to cienkusz do przeczytania w godzinę. Jeśli chcecie się, jak ja, pośmiać - link do książki tutaj.

2019-02-23

szparagi z liliami Dawida

Poznaję lilie Dawida w kolejnych odsłonach. Każda pyszniejsza od poprzedniej. Kocham je! A już w połączeniu ze świeżymi szparagami...

Składniki:
  • cebule lilii Dawida, podzielone na "płatki" i solidnie umyte
  • pęczek zielonych szparagów bez łykowatych końcówek, pokrojone na kawałki długości kciuka
  • czerwona słodka papryka, niedbale pokrojona
  • sól/sos sojowy do smaku
Wykonanie:
  1. Do rozgrzanego woka wlać dwie łyżki oleju. 
  2. Gdy będzie rozgrzany, wrzucić na olej wszystkie warzywa i na średnim ogniu smażyć parę minut, aż zaczną pachnieć. 
  3. Tuż przed zakończeniem smażenia doprawić solą bądź sosem sojowym do smaku.

2019-02-21

種類 ≠ 口味 rodzaj a smak

Opowiadam ZB o serach. O tym, że choć ogólna zasada tworzenia serów jest w sumie dość podobna, to dzielą się na wiele rodzajów. Używam słowa 種類 zhǒng​lèi czyli dosłownie typ, rodzaj, kategoria, odmiana, gatunek, sort, klasa.
ZB mnie poprawia: 口味 kǒu​wèi. Dokładnie: smak.
Ja mówię: tak, zazwyczaj poszczególne rodzaje mają różne smaki. On twierdzi, że gdy mowa o gatunkach sera, dzieli się je podług smaków, a nie gatunków. Tłumaczę, że z serem jest tak samo jak z tofu, że się dzieli na zwykłe, śmierdzące, jedwabne i tak dalej. No a on znowu, że przecież po co mu oczywiste rzeczy tłumaczę, wiadomo, że tofu może mieć różne smaki. Jestem już lekko zirytowana, więc znów tłumaczę jak krowie na rowie, że to, że są różne smaki, wynika z tego, że są to różne gatunki. Różnią się nie tylko smakiem, ale i całą masą innych rzeczy, od koloru i zapachu poczynając, poprzez obecność i nieobecność dziurek aż po to, czy się topią czy nie, kiedy się je położy na pizzy. Tak samo jak w przypadku tofu, jedno się będzie nadawać do zupy, drugie do smażenia, a trzecie do wyłożenia łyżką na kluski.
Oczywiście usłyszałam nieśmiertelny argument "jestem Chińczykiem, a Ty mnie pouczasz, którego słowa powinienem użyć, opisując po chińsku chiński produkt spożywczy?". Zachowałam kamienny spokój i zapytałam, czy chciałby sprawdzić w chińskiej encyklopedii, jak się dzieli tofu, na rodzaje czy smaki. I czy jest gotów mnie uznać za swojego najlepszego nauczyciela chińskiego. Zaperzył się i żachnął, ale przystał.
Wyświetliłam mu najpierw wikipedię, a potem kilka artykułów o tofu.
Miał przynajmniej tyle wstydu, żeby spiec raka. I przyznać, że jest uparty jak wół, a żona ma zawsze rację, a gdy nie ma racji, to patrz punkt pierwszy.
Wszystkiego najlepszego w Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego! I pamiętajcie: to, że jesteśmy "nejtiwami", wcale nie chroni nas od błędów. Zanim strzelimy "wiem lepiej, bo to przecież mój język", warto się w ten język ugryźć i sprawdzić...
A historyjka trafia do kategorii "za co dzisiaj kocham ZB", ponieważ odtąd opowiada tę anegdotkę wszystkim Krewnym-I-Znajomym-Królika, nie wstydząc się własnej głupoty, za to chcąc się pochwalić żoną. :) 

2019-02-19

Święto Lampionów 元宵節

Święto Lampionów to święto pierwszej pełni księżyca pierwszego miesiąca chińskiego Nowego Roku czyli piętnasty dzień obchodów noworocznych. Jest pełnia, czyli wieczorem podziwiamy księżyc, a także - kolorowe, pięknie zdobione latarnie. Po powrocie do domu zjada się całe miski tangyuanów. To w całych Chinach. Istniała za to garść tradycji specyficznych dla Kunmingu; większość niestety nie przetrwała nastania "nowych czasów". 
Po pierwsze: u nas cała zabawa z oglądaniem księżyca czy latarni zaczynała się już trzynastego dnia po nowym roku. To wieczorem, bo za dnia chodziło się oczywiście do świątyń buddyjskich, w których odbywają się noworoczne jarmarki. W Kunmingu te najbardziej oblegane w Nowy Rok świątynie to Świątynia Haiyuan 海源寺 i Świątynia Zhengjue 正觉寺. Dawniej celem pielgrzymek był też Pawilon Nefrytowego Cesarza 玉皇阁, on jednak, razem z wioską, w której stał, został zmieciony z powierzchni ziemi przy pomocy "postępu": zrównano je z ziemią w czasie budowy kunmińskiego dworca w latach '60 XX wieku. Muszę z ręką na sercu przyznać, że jeszcze w żadnej z powyższych nie byłam. Dla mnie nawet te "mniej oblegane" świątynie są zbyt zatłoczone i zbyt głośne, żeby można było w nich przebywać dłużej niż pięć minut; prawdziwie obawiam się wizyty w tych obleganych...
W dawnym Kunmingu jarmark był okazją dla miastowych i niemiastowych, by się odświętnie ubrać i przyjść się pomodlić o dobre zbiory i powodzenie w całym roku. Przyświątynny jarmark noworoczny był Prawdziwym Świętem - coś jak odpust w dawnej Polsce. Każda wioseczka wystawiała swoje zespoły - tańczące lwy, akrobaci, śpiewacy opery Huadeng 花灯 i ewentualnie innych oper itd., występowały one na placu przed świątyniami. Za to po wejściu do świątyni paliło się wielgachne trociczki, grube jak ramię dorosłego człowieka, a długie nawet na dwa metry; a świece były jeszcze większe! Jeśli pogoda pozwalała, mogły się palić nawet 4-5 dni.
W dawnym Kunmingu dopiero po zjedzeniu świętolatarnianych tangyuanów sprzątało się stół ofiarny (który oczywiście znajdował się w każdym domu) z owocami, cukierkami i innymi dobrociami dla przodków. Każdy członek rodziny dostawał jakąś drobną przekąskę.
Inny ciekawy zwyczaj rodem ze starego Kunmingu to była "kradzież zieleniny" 偷青. Polegała na tym, że młodzież płci obojga udawała się na pola sąsiadów i kradła warzywa, a potem obżerała się nimi do nieprzytomności. Ponoć kto zjadł najwięcej, ten najszybciej miał znaleźć wybranka/wybrankę. Zabawa wzięła się z homofonu: podobnie wymawiane słowo 偷情 tōu​qíng (dosłownie: kraść uczucia) oznacza romans, sekretne miłostki. Kradło się również sąsiadom inne drobiazgi, ale to tylko jako żart. Zabawy zabroniono za czasów republiki, bo szkodziła porządkowi społecznemu...
Kunmińczycy mówią, że dopiero po Święcie Lampionów kończą się małe obchody noworoczne 过小年 (te duże to oczywiście pierwszy dzień Nowego Roku). Dlatego jeśli nie macie jeszcze planów na dziś, idźcie do jakiejś świątyni, a wieczorem - koniecznie do Parku Wielkiego Widoku, w którym pięknie podświetlone lampiony umilą Wam oglądanie pierwszej pełni księżyca w Nowym Roku. No i - najedzcie się tangyuanami, raz do roku można sobie pozwolić!

2019-02-17

Prowadzący umarłych

Mówiąc szczerze, nie miałam odwagi do tej książki nawet zajrzeć. I słusznie. To nie lektura na miłe, słoneczne popołudnie. Czytałam ją prawie miesiąc, musząc zachowywać przerwy między rozdziałami, tak silnie na mnie podziałała. Sporo się o Chinach dowiedziałam. Choć mam oczy i uszy otwarte, choć mieszkam tu długo, do pewnych grup ludzi po prostu nie mam dostępu. Już nie mówiąc o tym, że nie chciałabym się z nimi nigdy w życiu spotkać. I właśnie takich ludzi przedstawił Liao Yiwu.
Liao: Posłał pan córki na drugi koniec kraju i wydał za obcych dla zarobku?
Qian: A co one wiedzą o szczęściu? Są córkami biednego chłopa. Jak tylko ich mężowie mają fiuty, to co mnie więcej obchodzi. Im częściej się babę posuwa, tym ładniej wygląda. Oczywiście na niektóre po tym, jak urodzą dzieci, nie da się już patrzeć.
*
Zalecałem się do niej, kiedy oboje byliśmy młodzi. [...] Śpiewaliśmy sobie pieśni miłosne z sąsiednich górskich szczytów.[...] Śpiewanie pieśni miłosnych ze szczytów gór to tradycyjny rytuał zalotów w tej okolicy. Chłopiec i dziewczyna śpiewają z sąsiednich szczytów przez całą noc. To taki konkurs. Jeżeli chłopiec pokona dziewczynę, ona zostanie jego żoną. Ja śpiewałem z Ruan tylko pół nocy, potem musiałem uznać, że przegrałem.
*
Przy wejściu do świątyni stały dwa królewskie żeliwne kotły, podarunki cesarza Yongle z dynastii Ming. Nie przetrwały Wielkiego Skoku Naprzód. Ponieważ były olbrzymie i wykonane z grubego żeliwa, do ich rozbicia trzeba było dwudziestu potężnych mężczyzn z młotami.
*
Ponieważ chłopi rzadko czytają powieści, to można o nich pisać, co się chce, oni i tak się nie dowiedzą.

Piękna historia o cesarzu Yongle i tym, jak chciał się pozbyć bratanka. W ogóle - piękne historie. O tym, jak "prawicowi" nie mścili się na sąsiadach za tortury, ale za to gdy wydawali przyjęcie, zapraszali tylko tych sąsiadów, którzy zachowywali się jak ludzie. Historia o dawnym uczniu, który zabrał nauczyciela do burdelu, sądząc, że sprawia mu przyjemność. Opowieści ludzi, którzy kiedyś naprawdę wierzyli w komunizm. Straszne historie. I Historia, sama w sobie. Uczyłam się tego, widziałam na filmach, słyszałam różne opowieści... a i tak za każdym razem te historie wydają mi się tak samo wstrząsające. I ta przepaść między ludźmi. Niby żyją w tym samym kraju, ale tak naprawdę - każdy z tych ludzi żyje obecnie w całkiem innych Chinach...

2019-02-16

twaróg po tybetańsku - chura loenpa

Ostatnio lubię się z kuchnią Nepalu, Pakistanu i Tybetu. Jeśli mam czas zrobić sensowne zakupy, próbuję rozmaitych nowości, szukam łatwych przepisów i zachwycam tymi smakami Tajfuniątko i ZB. Kiedy jednak znajduję w lodówce głównie resztki zaschniętego sera, robię kunmińską wersję twarogu po tybetańsku. Pierwszy raz jadłam taki twaróg jakieś dziesięć lat temu. Jedna z moich nauczycielek należała do grupy etnicznej Lisu, która dzieli z Tybetańczykami grupę językową i całkiem sporą ilość tradycji, w tym kulinarnych. Zaprosiła mnie, z braku knajpy Lisu, do knajpy tybetańskiej. Zamówiła rozmaite ciekawostki kulinarne, ale nie zdołała mnie zaskoczyć ani tybetańską słoną herbatą z masłem, ani - tym bardziej - twarogiem jedzonym na słodko. Próbowała mnie nawet podpuścić, pytając, czy wiem, co jem. Była trochę zawiedziona, gdy skonstatowała, że jednak wiem doskonale. Jaczy twaróg ma wprawdzie bardzo intensywny zapach, ale samo danie było jak powrót do dzieciństwa. Smakiem przypominał ten osłodzony twaróg, który jadło się z makaronem, gdy nie było mięsa.

Składniki:
  • masło/masło klarowane
  • twaróg albo zmielony/starty twardy biały ser. U mnie jest to yunnański kozi ser rubing
  • cukier/rodzynki
Wykonanie:
  1. Rozgrzać masło.
  2. Dorzucić ser i smażyć na wolnym ogniu, aż będzie miękki i pachnący. Jeśli chcemy posłodzić rodzynkami, trzeba je dorzucić na patelnię razem z serem
  3. Ewentualnie doprawić cukrem po uważaniu.
Podawać jako samodzielne danie albo jako deser.

2019-02-15

typowa chińska randka

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Zakochanych!
PS. No i - życzę Wam, żeby Wasze randki były cokolwiek bardziej interesujące :)

2019-02-14

koszulka

Chiński Nowy Rok to inaczej Święto Wiosny. I w Kunmingu naprawdę ta nazwa pasuje! Dzień w dzień 25 stopni, pełna lampa, błękitne niebo! Po raz pierwszy od ponad kwartału ZB wyciąga z szafy koszulkę z krótkim rękawem. Zakłada... ale tak mu jakoś nieporadnie idzie. Robią się fałdy i jakoś tak inaczej na nim wygląda... Zupełnie jakby się skurczyła... No tak. Znowu go przez zimę utuczyłam. Nic to, niedługo zrzuci, ale tymczasem mogę sobie trochę pożartować, prawda?
-Kochanie, coś się przyciasna ta koszulka zrobiła. Nie wiesz przypadkiem dlaczego?
ZB patrzy z zakłopotaniem, jak koszulka odstaje od brzucha, duma, duma, aż wydumał: UROSŁEM!
...
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Zakochanych!

2019-02-13

umrzeć pod peonią 牡丹花下死

Po raz kolejny wybraliśmy się na obchody Święta Peonii w Magnoliowej Świątyni (tak, magnolie już u nas w zasadzie przekwitły). Peonie, peonie, peonie... Jedne z moich ulubionych kwiatów, chyba zaraz po kameliach i chińskich różach. 
Trochę gorzej poszło nam z kwiatami pigwowca - większość jeszcze się kuliła w pączkach, albo nawet nie wspięła na nagie gałęzie.
Za tydzień-dwa będzie na pewno jeszcze piękniej!
A ZB zaczął pod nosem mamrotać o śmierci pod peonią. No i oczywiście musiałam poszukać, bo on pamiętał ten dwuwiersz, ale nie był mi w stanie sensownie wyjaśnić ani pochodzenia, ani znaczenia. To sobie sama znalazłam, o!
牡丹花下死 ,做鬼也风流
Umrzeć pod peonią - to wspaniałe i romantyczne, nawet jeśli później zmienisz się w upiora.

W wolnym (a nawet bardzo wolnym) tłumaczeniu: nawet najlepsi tracą głowę dla spódniczki. Dla ukochanej warto wszystko porzucić i włóczyć się z nią po krańcach świata lub zaszyć w wiejskiej chatce. Łatwo się domyślacie, że peonia jest tu synonimem pięknej kobiety, a zmiana w upiora/głodnego ducha synonimem tych wszystkich paskudnych rzeczy, które przydarzają się komuś głuchemu na obowiązki, a mającemu fioła na punkcie płci pięknej. 
I tu dochodzimy do problemu zasadniczego. Można znaleźć dwa źródła pochodzenia tego cytatu. Jednym jest oczywiście Pawilon Peonii, a drugim - wiersz słynnej artystki z czasów mongolskiej dynastii Yuan, Zhu Lianxiu 珠帘绣. Była ponoć wybitną aktorką, śpiewaczką i kurtyzaną, a przy tym osobą tak dobrze i wszechstronnie wykształconą, że jej współczesne wykształciuchy wyrażały się o niej z wielką atencją - podziwiali ją m.in Guan Hanqing czy Lu Zhi. Ten ostatni był chyba jej kochankiem, a co najmniej - ukochanym, ponieważ ich najsłynniejsze bodaj wiersze to właśnie wiersze, w których się żegnali. Oj, tak, niespełniona miłość i w Chinach siała spustoszenie w wyższych sferach.
Ponieważ poetka działała zdecydowanie wcześniej niż twórca Pawilonu Peonii, to znaczy, że on zerżnął od poetki. Jednak - takie "pożyczanie" wersów nie uchodziło nigdy w Chinach za naganne, było wręcz najwyższym komplementem. 
Tak oto wycieczka do świątyni i na wystawę kwiatów skończyła się dla mnie wielogodzinnymi poszukiwaniami pewnego mocno romantycznego dwuwiersza i sprawiła, że znów zanurzyłam się w poezji...