Strony

2024-08-18

Wrota Piekieł 鬼门关

Dziś Święto Duchów. Brama między piekłem, a światem śmiertelnych jest dziś najgorzej strzeżona, porozmawiajmy więc o niej. Chińskie piekło diyu 地獄 jest opisane całkiem nieźle w anglojęzycznej wiki, więc tutaj powtarzać już nie muszę. Jednak dziś będzie o wrotach do tego piekła, które nazywają się Przełęczą Diablej Bramy: 鬼門關 [鬼门关] guǐ mén guān. Co ciekawe, dawniej to była rzeczywista nazwa geograficzna wąskiej i przerażającej przełęczy położonej w dzisiejszym Guangxi. Zgodnie z opisem słynnego chińskiego podróżnika Xu Xiake, znajdowała się między dwoma strzelistymi górskimi szczytami; było tam wilgotno, parno, często cała przestrzeń była wypełniona mgłą. W tym malarycznym, ciężkim powietrzu lepiej było insektom i szczurom niż ludziom. Mawiano, że na dziesięć osób, które tamtędy przechodzą, dziewięć nie wraca*. Pewnie właśnie dlatego wybrano tak okropne miano. Jednocześnie jednak nazwa ta była zawsze zarezerwowana dla legendarnego przejścia między światem żywych i umarłych, miejsce na granicy śmierci. W Podróży na Zachód, czyli tej chińskiej powieści, w której wciąż przeplata się rzeczywistość z baśnią, w 10. rozdziale trafiamy na opis: 
Nagle ukazało się miasto, a nad jego bramą wisiał szyld ze złotym napisem: Ciemna Brama Piekieł**. 
W dzisiejszych czasach nazwa ta najczęściej służy po prostu do opisu niebezpiecznej sytuacji. I choć wiele z nich może zostać opisanych jako przechodzenie Przełęczą Diablej Bramy, dziś najczęściej używa się jej w odniesieniu do... porodu. Szalenie dosadne: 生孩子就是走鬼门关 - poród to przechodzenie przez Przełęcz Diablej Bramy; 孕妇从鬼门关走了两遭 - ciężarna przechodzi dwakroć przez Przełęcz Diablej Bramy - bo choć normalnie droga do piekła jest jednokierunkowa, matkom, które szczęśliwie przeżyły poród, udało się stamtąd wrócić. 
Oczywiście, w XXI wieku śmiertelność położnic jest znacznie niższa niż dawnymi czasy***, jednak moim skromnym zdaniem nie sposób nie zgodzić się z samą koncepcją. Nie tylko z racji bólu, strachu, a czasem faktycznego niebezpieczeństwa. Przede wszystkim dlatego, że wcześniej jesteśmy po prostu sobą, a po powrocie z Przełęczy jesteśmy już nie tylko sobą, ale również matkami. Od ośmiu lat z kawałkiem trwa we mnie ta zmiana, to odkrywanie siebie na nowo, swoiste rozdwojenie jaźni. Pamiętam, że byłam inna. Inaczej spędzałam czas, inaczej patrzyłam na świat, inaczej traktowałam ludzi wokół. To nie tylko kwestia nowej roli - byłam córką, jestem matką, trzeba to czy tamto. Nie - ta zmiana sięga głębiej, aż do samych źródeł mojej osobowości. Codziennie podejmuję decyzje nie tylko za samą siebie, ale również dla mojej córki. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby nie jej obecność, wiele moich wyborów wyglądałoby zupełnie inaczej; od prostego przyrządzania domowych posiłków ze zdrowych składników po świadome zmiany sposobu na życie, który był adekwatny dla mnie jako panienki czy nawet mężatki, ale okazał się nieodpowiedni przy dziecku. Przeszłam przez Przełęcz Diablej Bramy, a doświadczenie to i droga powrotna zmieniły mnie do głębi. Część mnie na zawsze już umarła, zaginęła, nie wróciła zza piekielnych wrót. Chińczycy wierzą w mnogość dusz zamieszkujących człowieka; skłonna jestem uwierzyć, że jakaś cząstka mojej duszy odeszła. Czy na zawsze? Nie wiem. Czy mi jej brakuje? Niezbyt - przecież na jej miejsce wskoczyła ta, która jest odpowiedzialna za stanie się matką. A jednak... od czasu do czasu zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie pojawienie się Tajfuniątka. Czasem aż trudno mi w to uwierzyć, bo przecież XXI wiek, feminizm, prawa człowieka itd., ale jednak potomstwo wpłynęło u mnie nie tylko na hobby, zaspokajanie potrzeb życiowych czy organizację czasu, ale również na wybory dotyczące pracy, miejsca zamieszkania czy nawet stroju. 
Przeszłam przez Przełęcz; pod pewnymi względami umarłam i narodziłam się na nowo. Nie żałuję... ale im dłużej jestem matką, tym lepiej rozumiem kobiety, które matkami zostać nie zamierzają. Nie każdemu się spieszy do piekielnych wrót.

*鬼门关,十人去,九不还。 
**忽见一座城,城门上挂着一面大牌,上写着‘幽门地府鬼门关’七个大金字。
***Światowa Organizacja Zdrowia przedstawia regularnie dane dotyczące okołoporodowej śmiertelności kobiet. Wynika z nich, że np. w 2020 roku każdego dnia z powodu komplikacji związanych z ciążą lub porodem umierało około 800 kobiet, czyli średnio co dwie minuty na świecie umierała jedna kobieta. Nie jest więc aż tak dobrze, jak zwykło się nam wmawiać. Oczywiście w krajach rozwiniętych tych śmierci jest mniej, co jednak nie oznacza, że współczesna medycyna zdołała ten problem wyrugować zupełnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.