Strony

2023-08-21

badminton

Niecałe dwa lata temu zaczęłam grywać ze znajomymi ZB; kiedy dołączyłam do grupy, byłam tak cienka, że aż wstyd. Teraz z dumą mogę powiedzieć, że obecnie mogę pokonać na korcie wszystkie babki poza jedną, a także paru facetów - zwłaszcza, jeśli oni akurat mają zły dzień, a ja dobry. Gorzej mi idzie w deblu; nadaję się tylko do bycia w parze z ZB, bo on zna moje możliwości lepiej niż ja sama i zawsze mnie asekuruje. 

Nieoczekiwanym atutem badmintonowych spotkań okazało się nawiązanie kilku miłych znajomości. Przyjaźniami bym ich nie nazwała, ale lubimy ze sobą wzajemnie spędzać czas nie tylko na korcie; czasem razem jadamy, chadzamy na kawę, pomagamy sobie w razie nieoczekiwanych komplikacji. Właściwie nie wiem, dlaczego mam takie opory przed nazwaniem tych znajomości przyjaźniami. Może czas na zredefiniowanie słowa "przyjaźń" w moim słowniku?

Kondycja coraz lepsza; na pewno pomaga też częste jeżdżenie na rowerze (godzina dziennie, żeby dotrzeć do pracy i z powrotem) i ogólny tryb życia. Może kiedyś uda się zrzucić kilka kilogramów, żeby jeszcze lepiej mi się biegało. Mądrze zrobiłam, gdy zadbałam o to, by praca nie kolidowała z badmintonem... 

Z racji lepszej kondycji rzadziej cykam badmintonowe fotki. Dawniej robiłam to, gdy zdychałam i musiałam odpocząć przed następną rozgrywką. Dziś prawie nie schodzę z kortu. A może raczej: nie schodziłam. Jeszcze dwa miesiące temu byłam z siebie szalenie zadowolona: czterdziestka na karku, a może grać dwie godziny z rzędu w badmintona! Nieźle! A potem przyszedł covid. Zachorowała cała nasza podstawowa komórka społeczna, ale zaczęło się ode mnie (przywlokłam z przedszkola). Sam covid miał u mnie postać mniej więcej grypy, ale tak ciężkiej, że ZB musiał mnie karmić i prowadzać do toalety. Teraz, po dwóch miesiącach, niby wszystko jest w porządku, ale wydolność mi się zmieniła. Mam problem z wejściem na nasze drugie piętro; pod drzwiami próbuję opanować zadyszkę. Trasa do pracy dawniej zajmowała mi 20 minut, a teraz około pół godziny, bo na nieszczęście mam spory kawałek pod górkę. Czuję się niby dobrze, ale zaczęłam ucinać sobie dwugodzinne drzemki w środku dnia, bo bez nich nie jestem w stanie dotrwać do wieczora. Mam nadzieję, że kiedyś wrócę do formy. Bardzo tego potrzebuję.

zdjęcie sprzed niecałych dwóch lat. Ależ mi włosy urosły!
PS. Wpis sponsorują rozpoczynające się dziś mistrzostwa świata w badmintonie, które oboje z ZB będziemy śledzić w napięciu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.