Zachęcona pięknym przedstawieniem Drungów, wybrałam się na kolejny występ, tym razem związany z moim ukochanym, pięknym Dali. Czekałam na pokazanie ciekawej kultury ludu Bai. Przedstawienie okazało się jednak bezładną zbieraniną pieśni i tańców regionu, rozmaitych grup etnicznych, ale śpiewanych głównie po mandaryńsku, w dodatku mocno podbudowanych jedyną właściwą ideologią. Wytrwałam do końca właściwie tylko z jednego powodu: kocham ludowe stroje, nawet te stylizowane.
chór Bai
Yi wyginają śmiało ciało
chłopcy Lisu dumnie prężą pierś
jedyny naprawdę świetny numer: duet bajskiej trójstrunnej lutni i suony
nibyopera yunnańska (tak naprawdę tylko stroje były zainspirowane tą operą)
kwartet imienia Czastuszkiewicza... prawie
śliczne dziewczęta Miao
...no dobra, one świetnie tańczyły :)
chłopcy Bai z buławami
I tak to właśnie jest: jak masz szczęście, trafisz na urocze przedstawienie, a jak masz pecha, to trafisz na taką bezładną zbieraninę i będzie ci żal każdej minuty tam spędzonej. Wiem, że tak jest zawsze i wszędzie, ale mnie to boli szczególnie, ponieważ naprawdę nie mam już czasu do zmarnowania...
Proszę, nie anonimowo! Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.