Tym, co mnie podczas pierwszej podróży do Azji zachwyciło najbardziej, były targowiska. Gwarne, tłoczne, barwne pełne mydła i powidła, a przede wszystkim - zaspokajające wszystkie potrzeby, nawet te, o których istnieniu nie miałeś wcześniej pojęcia. Targowiska, dzienne i nocne, na Tajwanie były właśnie takie: szłam tam kupić za grosze bluzkę, a wychodziłam z pełnymi siatkami, a w dodatku objedzona i opita rozmaitościami, z którymi właśnie tam zetknęłam się po raz pierwszy.
Wspomnienia zaczęły się zacierać, jednak niedawno miałam okazję wybrać się do innego miejsca, które wydało mi się bardzo podobne. Wiem już, że zamiast na targowiska w Tajpej mogę się wybrać na bliższy mi geograficznie weekendowy bazar Chatuchak w Bangkoku. Znalazłam tam bowiem wiele tych rzeczy, które znam z Tajpej, a także kilka całkiem nowych.
Grajek z phinem - tajską lutnią
Wahałam się, czy nie kupić takiego stroju dla Tajfuniątka...
można nie tylko zrobić zakupy, ale i zrelaksować się podczas masażu
...albo wziąć coś na ząb.
podczas zakupów możesz również zaspokoić swoje potrzeby duchowe
można również kupić ubranko dla czworonożnego pupila.
uwielbiam przyrządy wykonane z kokosa.
najwięcej pieniędzy wydałam wcale nie na ciuchy i biżuterię, a właśnie na stoisku z przyprawami.
Spędziłam tam bardzo miły poranek, zrobiłam zakupy, ale bardzo, bardzo się cieszyłam, że już stamtąd idę. Moja tolerancja na hałas i ścisk maleje z każdym rokiem... Ale - jeśli nie byliście jeszcze na żadnym wielkim azjatyckim targu, to Chatuchak jest jak znalazł.
Proszę, nie anonimowo! Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.