Strony

2018-05-03

rwanie róż 摘玫瑰

Żeby dotrzeć do pól różanych Ośmiu Ulic, trzeba mieć dobry samochód. Raczej terenowy, albo przynajmniej osobówkę z wysokim zawieszeniem. Do samego miasteczka dochodzą oczywiście dobre asfaltowe drogi, ale okoliczne wsie dysponują tylko drogami z gliny utwardzonej pokruszonymi cegłami. Może dzięki temu tak łatwo zakochać się w tej okolicy - po prostu mało osób zadaje sobie trud, by tu przyjechać, więc jest pusto i dziko. Zapewne odstrasza ich też wizja sławojek z blachy falistej, brak bieżącej wody i kiepskie wifi. Akurat to ostatnie nie jest spowodowane zacofaniem, a sąsiedztwem bazy wojskowej. Nie da się stąd przesłać lokalizacji na mapie, internet trochę wariuje - dla młodych Chińczyków to musi być naprawdę nieznośne.
Kiedy dojechaliśmy do gospodarstwa "Pod Księżycem", ujrzeliśmy coś rozbrajającego: pięknie zagospodarowane hektary pól winogronowych, zagony aromatycznych róż, setki drzew brzoskwiniowych, zadbane dzikie morwy... i niewykończony dom, w którym jeszcze nie da się mieszkać. Wiecie, taka prowizorka - są ściany, dach i drzwi, ale kuchnia polowa, opalana węglem, a sławojka dość hardcore'owa. Sądząc po wielkości drzew rosnących na dziedzińcu, ta prowizorka trwa już ładnych parę (-naście?) lat... Stary Wang mówił, że zawsze, gdy zarobi trochę grosza i staje przed wyborem: ładować w dom czy w gospodarstwo, wybiera gospodarstwo. Z domem się nie spieszy, wszyscy już się przyzwyczaili. Syn wyrośnięty; nie trzeba się martwić, że ma złe warunki do nauki i tak dalej. Żona pochodzi ze wsi, tak samo jak Wang, i to, że mają w domu prąd, uważa za wystarczający luksus.
Po przyjeździe wypiliśmy po kilka łyków pysznej różanej herbatki. "To herbata z pączków róż, prawda?". Wang śmieje się i robi mały wykład: Robić herbatę z pączków róż to tak jak kazać rodzić dwunastoletniej dziewczynce. Można. Ale to bez sensu. Lepiej poczekać, aż róża dojrzeje i będzie miała pełny, mocny smak i aromat. Tak samo lepiej, by rodziła kobieta w pełni dojrzała, prawda? Dlatego na herbatę zasuszamy płatki dojrzałych róż; dzięki temu napar będzie dużo bardziej intensywny. Te wszystkie herbaty z pąków róż, które cieszą oczy w sklepach herbacianych, muszą mieć aromat wzbogacany olejkami różanymi, bo same pąki nigdy nie będą wystarczająco mocno pachnieć.
Idziemy polną drogą; Tajfuniątko zachwycone, bo motyle, ptaki, kamienie i patyki, a także fantastyczne głębokie kałuże są przecież wszystkim, czego dziecku trzeba do szczęścia.
Pola pełne są róż. Wang uprzedza nas, byśmy nie zrywali samych płatków, a całe okwiaty, czyli korony wraz z kielichami. Powiedział, że po zerwaniu samych płatków łodygi zaczynają umierać, więc zawsze trzeba odłamać okwiat przy samym czubku szypułki. Zrywaliśmy więc kwiaty w omdlewająco rozkosznym aromacie różanego ogrodu, a Wang opowiadał o gatunkach jadalnych róż, które są popularne w Yunnanie. Mamy więc różę jadalną wielkopłatkową i małopłatkową, a także różę o mocnym zapachu (糯香食用玫瑰), którą uprawia Wang. Dawniej yunnańskie wyroby cukiernicze - różane ciasteczka, woda papajowa z cukrem różanym itd. wyrabiane były z tej ostatniej odmiany. Obecnie chętnie używa się znacznie bardziej wydajnych róż wielkopłatkowych, które wszakże są dużo mniej aromatyczne. Róż jadalnych nie wolno oczywiście pryskać; podlewać należy idealnie czystą wodą źródlaną. I trzeba bardzo pilnować, żeby zrywać kwiaty, które są już w pełni dojrzałe, ale jeszcze nie przekwitłe. Dlatego trzeba codziennie chodzić po polach i zrywać kwiaty na bieżąco. W trakcie gdy my ze śmiechem próbowaliśmy nakłonić Tajfuniątko, by jednak zamiast bezpośrednio do dzioba, wsadzała kwiaty do koszyka, po pozostałych zagonach buszowało dziewczę z wielkim bambusowym koszem na plecach. Sprawnie przerzucając zerwane kwiecie przez ramię tempem mogłaby zawstydzić niejedną maszynę: w pół godziny zapełniła ogromny kosz. Sama przyjemność patrzeć na jej zręczne palce. Podśpiewywała piosenki; do pełni szczęścia brakowało mi tylko, by śpiewała tradycyjne pieśni pracy zamiast popu.
Dzień zwieńczyło "chłopskie jadło" - wszystko proste, ale pyszne. Najwspanialsze były smażone pędy dzikiej lebiody oraz róże w tempurze. O nich jeszcze napiszę. Do popicia dla dzieci i kierowców - herbatka różana, a dla pijących wspaniała nalewka na płatkach róż.
Do domu wróciliśmy obładowani kwieciem. Już mam parę kulinarnych pomysłów. Jednak najważniejsze, że wyrwaliśmy się znów z Kunmingu na cały dzień, że było pięknie, słonecznie, pachnąco, smacznie, wesoło i szczęśliwie. Prawda?

5 komentarzy:

  1. Tafuniątko przebrane za dumę i uprzedzenie wygląda rozkosznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Tylko adidasy psują wrażenie, ale nie mogłam się przemóc, by delikatne sandałki wylądowały w glinie i błocku... :D

      Usuń
  2. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.