Strony

2011-08-27

i po co ja się ożeniłem?...

Śliczny mniejszość marki Bulang, po którymś piwie, z rozmarzeniem, do mnie: 

- Jesteś śliczna, mówisz po chińsku lepiej ode mnie, masz mocniejszą głowę i rewelacyjnie śpiewasz... I po co ja się, głupi, ożeniłem dwa lata temu?!

Jego żona, Chinka, puszczając do mnie oko: 

- Skoro we wszystkim jest od Ciebie lepsza, to i tak byś się nie załapał, głupolu...

2011-08-25

nie martw sie, nauczycielko! 老師, 別擔心!

三歲半的小帥哥睡午覺之前: "娜塔麗老師, 我們起來了就會多陪妳玩, 現在有點累, 玩不動, 但下午還有時間, 別擔心, 我們會一直陪妳玩喔!!"
trzy-i-polroczny przystojniak przed poludniowym spaniem: Nauczycielko Natalio, jak tylko wstaniemy, bedziemy sie dalej bawic z Toba, teraz jestesmy troche zmeczeni, nie mamy sily, zeby sie bawic, ale po poludniu znajdzie sie czas, caly czas bedziemy sie z Toba bawic!!

To w pierwszym dniu pracy. Niektore dzieciaki slodkie; mniej wiecej polowa to rozne tutejsze mniejszosci, od Daiow poczynajac, przez Lahu, Wa, a takze oczywiste mieszance, wygladajace jak cejlonskie ksiezniczki tudziez gruzinscy ksiazeta. Jak bede juz im mogla robic foty, na pewno powrzucam; na razie jestem zbyt sensacyjna nowoscia ;)
Przedszkole jest fajne, a poza tym jedyne w Jinghongu, ktore ma prawo zapraszac nauczycieli z innych krajow. Dzis oficjalnie witalam na progu wysylajacych tu swe pociechy rodzicow; niektorzy nawet wydukali good morning specjalnie dla mnie. Czesc juz poznalam i nawet polubilam. Miejmy nadzieje, ze jakos to pojdzie - a jak po pierwsze bede miec wiecej czasu, po drugie nie bedzie lac jak z cebra, a po trzecie bede miala internet w domu, na pewno napisze cos ciekawego ;)

2011-08-21

Tropiki :) 熱帶!

No i jestem. W Jinghongu mianowicie. Planuję tu zostać na dłużej, ale wszelkie opisy tego miejsca zostawię sobie na później. Na razie tylko garść nowinek: 

1) podrożał autobus kuszetkowy do Jinghongu, a w dodatku źle się w nim śpi. Albo po prostu ja starsza jestem... 

2) jest ciepło. 35 stopni. Uwielbiam tutejszą pogodę! 

3) żarcie rewelacyjne i milion razy świeższe niż w Kunmingu. Nawet wyparzone naczynia myje się wrzątkiem herbacianym, tak na wszelki wypadek. 

4) już pierwszego dnia się zakochałam zupełnie absolutnie w tutejszym dajskim nauczycielu angielskiego, który ślicznie mówi po angielsku, a wygląda jeszcze lepiej :D Oczywiście - żonaty. W niczym mi to nie przeszkadza, bo ja sobie tylko lubię popatrzeć ;)

5) mieszkanko malutkie, ale wygodne: sypialnia, salonik, kuchnia, łazienka, balkon, wszystko wyposażone, mam klimatyzator, z którego nie będę korzystać i sofę, na której mogą spać goście. Dwa kroki od mojego przedszkola i pół godziny na rowerze od mojej szkoły. 

6) uwielbiam pomelo, będę się nim, jak zwykle w Jinghongu, żywić namiętnie. 

7) nie mam jeszcze internetu, ale już mam znajomych, którzy mają internet ;) Za jakiś tydzień z hakiem będę miała internet w mieszkaniu. Wtedy zaczną się wpisy na serio. A teraz idę odespać nocną jazdę autobusem.

2011-08-17

bilet kupiony

Praca mnie znalazła. Za pośrednictwem Małej Deng, która mieszka w Jinghongu, stolicy województwa Xishuangbanna na południu Yunnanu. Znalazła mi przedszkole, w którym będę uczyć angielskiego. Xishuangbanna to moje ukochane chińskie tropiki, w dodatku jest tam pełno Tajów, pardon, Dajów, którzy mają znacznie bardziej luzackie podejście do życia niż mrówkowaci Hanowie.
Jadę już w sobotę nocnym autobusem kuszetkowym. Obecnie przeżywam dramat związany z pakowaniem. I tylko Chmurny Ruk płacze, gdy sobie uświadamia, że za chwilę wyjezdżam.
工作找到我了. 我的好朋友小鄧住在景洪,西雙版納; 幫我在那裡的一所學校問一下, 他們需要外教,所以我就去. 星期六晚上坐夜班車去那裡. 正在收拾東西, 555...
喜歡這個地方, 天氣不錯, 有朋友在, 我什麼都不怕 ^.^

2011-08-15

romantyczna kolacja 浪漫的晚餐

Chmurny Ruk, najnowszy skalp w mojej kolekcji, popisuje się zabieraniem mnie w miłe miejsca i karmieniem lokalnymi przysmakami. Dlatego wczoraj zabrał mnie do knajpy serwującej m.in. bambusowe robakii koniki polne.
Oba dania na pikantnie, przepyszne, chrupkie... Mniam!

Guandu 官渡

Cieszący się długą i interesującą historią dystrykt Guandu 官渡 to jedna z wizytówek Kunmingu.
Wejście do Starego Miasta Guandu otwiera chiński „łuk tryumfalny” czyli paifang 牌坊.
Po przejściu przez tę magiczną bramę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znajdziemy się wśród budynków pamiętających dawnych cesarzy. Gdyby do czegoś porównać to miejsce, to może do okolic krakowskiego Rynku – tu też sklepy i knajpy „mieszkają” w pałacykach i kamienicach bogatych mieszczan... Na malutkiej (niecałe dwa kilometry kwadratowe) powierzchni mamy zabytki pięciu dynastii (od Tangów do Qingów, choć akurat chińskie tradycje zostały tu mocno zmieszane z innymi, ale o tym później). Ponieważ Chińczycy lubują się w symbolice cyfr, Guandu jest reklamowane jako dzielnica Pięciu Wzgórz, Sześciu Świątyń Buddyjskich, Siedmiu Pawilonów i Ośmiu Świątyń Taoistycznych (五山、六寺、七阁、八庙). Oprócz tego są tam oczywiście i inne atrakcje, rozsławiające Guandu wszem i wobec. Całe szczęście ta dzielnica znajduje się wystarczająco daleko od centrum (ponad pół godziny autobusem od Dworca Głównego i ponad godzinę od prawdziwego centrum), by fani Lonely Planet trzymali się od tego miejsca z daleka. I choć kunmińczycy tłumnie tu przybywający niekoniecznie stąd pochodzą, właściciele sklepów i knajp spędzili tu całe życie, naprawdę mieszkają w tych gliniano-drewnianych domach,
stopniowo wymienianych na bloki, a umieszczonych tuż poza okręgiem zabytkowym, otoczonym ochroną tutejszych oficjeli. To znaczy: to jest teoria. W praktyce niestety stare, prawdziwe zabytki są systematycznie "odnawiane" - w praktyce oznacza to zburzenie i postawienie od nowa, żeby było "ładnie"...
Ale postarajmy się nie zauważać kiczowatego połysku nowości i wróćmy do historii. Za dynastii Tang (VII-X wiek) było to położone na wschodnim brzegu Jeziora Dian miasteczko rybacko-portowe z przystanią dla promów kursujących po jeziorze; za Mingów (XIV-XVII wiek) było to już nieźle prosperujące miasto handlowe, szczycące się wysoką jakością wyrobów rękodzielniczych. W granice miejskie Kunmingu włączone zostało dopiero w XX wieku. Skąd jednak tak wspaniały rozwój miasta Guandu?
Wróćmy do czasów wczesnego średniowiecza, gdy Guandu nie nazywało się jeszcze Guandu, tylko Kryjówka w Jaskini i było małą wioską rybacką, zabudowana domkami, w których gliniane ściany utrwalano skorupkami ślimaków. Piękna okolica – dużo dobrej wody, chmury zwiastujące opady, a więc i urodzaj, wiatry delikatne, czyli jezioro spokojne, bez możliwości wystąpienia „10 w skali Beauforta” , sceneria wprost bajkowa. To pewnie dlatego królowie Nanzhao, swego czasu obejmującego nie tylko Yunnan, ale i fragmenty Sichuanu, Guizhou, Birmy, Tajlandii itd., upodobali sobie właśnie to miejsce na przejażdżki łódkami przy księżycu. Łodzie królewskie przywiązane były długimi linami do brzegu, by nie oddryfować na dobre – to stąd nazwa Guandu 官渡 “Rządowa Przystań”. Tutaj przyjmowani byli ważni goście, tutaj arystokracja budowała wille, brzegi jeziora rozbrzmiewały muzyką i śmiechem. Oczywiście, w ślad za arystokratami, muzykami i paniami odpłatnie oferującymi towarzystwo, nad jezioro przybyli mnisi. Już za czasów Królestwa Nanzhao, a i potem, w buddyjskim kręgu Królestwa Dali, budowane były świątynie, od tej poświęconej Strażnikowi Dharmy Mahakala poczynając (法定寺,oczywiście nie wolno robić zdjęć, grrr...). Jako miejsce kultu i pielgrzymek, pełniące również rolę pierwszego kompleksu szkolnego, Guandu zaczęło się szybko rozwijać, a zachwyceni tym oficjele ładowali w nie wielkie ilości pieniedzy. Ciekawostka: jak w wielu świątyniach w Yunnanie, poza tradycyjnymi strażnikami wejść w postaci chińskich smoków, umieszczono tu i wizerunki słoni. Oczywiście, import słoni odbył się w czasie, gdy Yunnan pełen był Tajów i ich odmiany buddyzmu.
Dziś jednak największą sławą nie cieszą się te wszystkie, tak podobne do siebie nawzajem, świątynie, tylko buddyjska Stupa Skarbu Dordże 金剛寶座塔 (symbol niewzruszoności i niezniszczalności stanu buddy),
ufundowana przez ówczesne szare eminencje Yunnanu. Ze wszystkich znajdujących się w Chinach stup pod tym wezwaniem (ponad 10 sztuk) ta jest najstarsza. Pięć wieżyczek z najwyższą (16 metrów) w centrum, a pozostałymi czterema w narożnikach symbolizuje pięciu buddów mądrości. Tak różna od typowych chińskich stup buddyjskich, wzorowana jest na oryginalnych, indyjskich. Tuż obok znajdziemy jednak wzniesione zgodnie z tradycjami chińskimi dwie „zwykłe” stupy/pagody. Są to repliki pagód znajdujących się w centrum Kunmingu.
Lazikując po niewielkim parku
natrafić można i na oleandry,
i na małe knajpki z lokalnymi przysmakami. Mnie zachwyciła na przykład nazwa:
pszeniczne placki okularowe (眼镜麦粑粑; w „oprawce” z pszenicznego ciasta znajduje się słodkie nadzienie – z fasolki azuki, róży, sezamu albo – uwaga, Kayka! - orzeszków ziemnych),
dlatego skusiłam się na jeden; całkiem, całkiem. Placki takie w całym Kunmingu nazywa się po prostu "plackami z Guandu" 官渡粑粑. Oprócz tego mamy tutaj makarony podawane na zimno, smażone ziemniaki na pikantnie, grillowane śmierdzące tofu, „papajową wodę”, kiszone warzywa, marynowane owoce, kurze łapki na zimno, a także moją ukochaną słodką wódkę 甜白酒, czyli lekko sfermentowany ryż na słodko :)
Na koniec śmiesznostka, niezwiązana z Guandu, ale tu właśnie ją wypatrzyłam: sklep oferujący rzeczy dziecięce nazywa się po angielsku Follow Me, a po chińsku mamy "tłumaczenie" fonetyczne Fuluomi 富罗迷 czyli Bogaty Fan Siatek Na Ptaki ;)

2011-08-10

Staw Czarnego Smoka 黑龍潭 part II

W północnej części parku przy Stawie Czarnego Smoka wzniesiona została przykuwająca uwagę Wieża Wiatrów,

13 metrów wysokości, ośmioboczna. Nie wiadomo, w którym powstała roku, pewne jest jednak, że w 1852 roku została przebudowana, więc powstać musiała sporo wcześniej. Na każdym boku wyryte zostały wiersze, z których jeden ujawnia druga nazwę Góry Smoczego Źródła: Góra Taichi. Nie bardzo wiadomo, czy nazwa ta wiąże się z jakimiś właściwościami fengshui, czy po prostu była miejscem ćwiczeń tutejszych mnichów taoistycznych.
Park, choć najbardziej znany ze świeżo zasadzonych tysięcy śliw, obfituje również w sosny, wończe, różaneczniki i inne bananowce; o jakiej porze roku by tu nie trafić, zawsze jest pięknie.
Mnie jednak najbardziej zachwyciły stare, obdrapane mury, zarośnięte mchem schody,


cmentarz z początku XX wieku ze specyficznie yunnańskimi grobowcami (wzniesione z cegieł kopuły,

jakże inne od grobowców, które widziałam na Tajwanie chociażby), a także biedne, zmaltretowane resztki rzeźb.

Nie wiem, co bardziej boli: lew z urwaną łapą

czy słoń z połamaną trąbą...

Spacer po tym parku/lesie/cmentarzu był prawdziwą przyjemnością. Do tego stopnia mi się spodobało, że jutro zabieram tam Chmurnego Ruka ;)

Staw Czarnego Smoka part I

grzecznosc Azjatow 亞洲人的禮貌

Zawsze usmiechnieci, grzeczni i sypatyczni, jakze rozni od tych bialych barbarzyncow, prawda?
Przyjaznilam sie baaaaaardzo dlugi czas z jednym pokojem - z ruchoma zawartoscia pokoju, znaczy. Miliony wspolnych imprez, picie do rana, smiechy, zarty, zarcie, domowa atmosfera. Tajwanczyk, Chinczyk, Wietnamczyk - fajni kumple, do tanca i do bebenka modlitewnego :P
Czas jakis temu poznalam Slonecznika, tez Chinczyk, jak sie okazalo, znal sie z tymi moimi kumplami, z ktorymi ja jakos ostatnio malo kontaktu miewam. Po kilku flaszkach mowi: Ty wiesz, jak sie Ciebie blizej pozna, to jestes naprawde w porzadku! Bo wiesz, oni to mi mowili, ze masz nierowno pod sufitem...
總是帶著微笑,很懂禮貌, 很友好, 對不對? 跟我們國外粗人完全不一樣, 對吧?
我很長時間跟來自越南,臺灣和中國的三個同學做朋友. 我們一起吃飯, 一起喝酒, 一起玩得開開心心. 最近卻由於很多理由我不再跟他們玩.
這幾天我認識新朋友. 說來說去我發現他也認識我的那些三個朋友. 我們倆喝著酒聊天, 喝了好幾瓶酒以後那個新朋突然跟我說: 小白, 你人真不錯呀, 很正常! 我真搞不清楚為甚麼本來他們跟我說你腦子有問題......

2011-08-07

dwie rozmowy

Siedzę sobie na dziedzińcu Świątyni Czarnego Smoka i, pijąc niedobry napój, piszę list. Dosiada się chińska rodzinka. Niby nie zwracają na mnie uwagi, ale po chwili rubaszny czterdziestolatek mówi do gimnazjalisty: no, zobacz, czy rozumiesz, co ta zagraniczna ciocia pisze! Nastolatek pochyla się nad stolikiem i przygląda mojemu raczej mało czytelnemu pismu. Potrząsa z rozczarowaniem głową i mówi, że nie kuma ani w ząb. Czterdziestolatek mówi: sześć lat nauki angielskiego na marne! Nawet słowa nie umiesz odczytać! Cała rodzina wybucha gromkim śmiechem, a nastolatek spuszcza głowę i się mocno czerwieni. Przychodzę mu z pomocą i mówię, że polski różni się od angielskiego, więc nic dziwnego, że nie rozumie, a poza tym moje pismo odręczne jest dość ohydne, co jeszcze utrudnia sprawę. Rodzina zamiera. Wyrywa się tylko siedmiolatka: ta laowaika nas podsłuchiwała! Ona rozumie po chińsku! Mama, czerwona jak burak, obrzuciła mnie zawstydzonym spojrzeniem i skarciła córkę: nie laowaika, tylko zagraniczna ciocia! Córka: a dlaczego na laowaikę nie można mówić laowaika? :D
***
Wracam wypchanym staruszkami po brzegi autobusem do centrum Kunmingu. Koło mnie stoi wesołych starszych panów dwóch i komentują: a to pewnie Rosjanka. Skąd wiesz? A, naoglądałem się, jak byłem młody, filmy radzieckie wtedy puszczali, podobna jak dwie krople wody. Ale popatrz, nie blondynka! No niby tak, ale szatynki się też zdarzają, a zresztą popatrz, farbowana, skąd wiesz, jaki jest prawdziwy kolor włosów? Nie, nie Amerykanka, Amerykanki są grube. Ale już niemłoda, może tutaj pracuje? Na pewno, teraz tutaj dużo Rosjan...
Odwracam się do panów z miłym uśmiechem (tak, Kayka, potrafię) i mówię, że nie Rosjanka, że Polka, ale że to w zasadzie blisko, więc się nie bardzo pomylili. Patrzą z bezgranicznym zdziwieniem i zaczynają nawijać: że tak świetnie mówię po chińsku, a Polskę to znają, bo kiedyś to w Kunmingu samochody z Polski były, a teraz to ja z żoną mam lodówkę z Polski! Polska to kiedyś komunistyczna była, prawda? Ale teraz nie jest - i Chiny też nie są, na papierze to może tak, ale spójrz, jak się kraj rozwija, ilu przedsiębiorców, kapitalizm, moja droga! A ty studiujesz czy pracujesz? I studiujesz, i pracujesz? Ach, ci Europejczycy! Myślą tylko o pieniądzach. Bogaci z domu, na studia do innego kraju jadą i jeszcze zabierają Chińczykom miejsca pracy, chociaż nas i tak jest za dużo i bezrobocie panuje...

2011-08-06

黑龍潭 Staw Czarnego Smoka

Starzy ludzie powiadają, że kilka tysięcy lat temu okolice dzisiejszego Kunmingu często nawiedzały susze. Mijała zima, a niebo skąpiło suchej ziemi kropli deszczu. Pola ryżowe głodne wilgoci pękały, a lasy były tak suche, że jedna pochodnia mogła obrócić je wniwecz. Ludność wróżyła, błagała niebiosa o deszcz, a dna studni pozostawały wyschnięte.
W jednej z małych wiosek u stóp gór mieszkał Mały Czarny; zezłoszczony okropnie na Króla Smoków, który, jak wiadomo, zarządza deszczem, ułożył paszkwil:
A żebyś sczezł, Królu Smoków,
Wszędzie szerzysz głód,
Gdybym cię dorwał,
obdarłbym ze skóry!
Miejscowi, usłyszawszy te herezje, zlękli się niesłychanie, błagali Małego Czarnego, żeby odszczekał, bo się Król Smoków pogniewa. Czupurny Mały Czarny tupnął ze złością i krzyknął: „A właśnie, że będę go wyklinać, a właśnie, że będę! Sprowadził suszę na biedaków w całym regionie, będę go przeklinać do ósmego pokolenia wstecz!”.
Nie tylko w gębie silny Mały Czarny, po wykrzyczeniu swej złości ruszył w góry na poszukiwanie wody, która mogłaby ocalić jego wioskę. Dotarłszy do Pięciu Starych Wzgórz, ujrzał dziobatego staruszka odpoczywającego pod drzewem i z miejsca spytał: „Ojczulku, wiesz może, czy w okolicy jest woda?”. Starzec odparł z uśmiechem: „a juści, wiem-że ci ja! W tutejszych górach i lasach wszystko jest mi znajome. A powiedz-że mi, młodzieńcze, po cóż ci ta woda?”. Mały Czarny odparł: „Moja wioska niedługo wyschnie na amen, nie mamy wody pitnej ani pod uprawę.”. Staruszek odrzekł: „Dobrze, pokażę Ci więc, gdzie jest woda.” i zabrał Małego Czarnego wgłąb czarnego jak noc lasu.
Małemu Czarnemu jeden rzut oka na potężne, wybujałe drzewa wystarczył, by wiedzieć, że w pobliżu musi być woda, co też natychmiast radośnie wykrzyczał, nie mogąc opanować podniecenia. Staruszek zawołał za nim, łapiąc z trudem powietrze: „poczekaj, poczekaj na mnie!”, jednak gdy Mały Czarny odwrócił się, chcąc staruszkowi ułatwić wspinaczkę, stała się rzecz niesłychana: kostur, który rzucił staruszek w jego stronę, zmienił się w grube łańcuchy, które oplotły Małego Czarnego od stóp do głów. Zanim młodzieniec zorientował się w sytuacji, staruszek wybuchnął szyderczym śmiechem i zapytał: „Mały Czarny, ośmielisz się mnie znów wyklinać?”. Mały Czarny spytał: „Kim jesteś?”, a dziobaty staruszek odparł: „Jam jest Król Smoków!”.
To rozwścieczyło Małego Czarnego, który wykrzyczał: „Pewnie, że będę cię przeklinać! Szkoda, że same przekleństwa nie pokazują, jak bardzo cię nienawidzę!”. Król Smoków, zdziwiony wielce, spytał, co takiego uczynił, że Mały Czarny go tak nienawidzi. Chłopak odparł: „Pół roku nie spadłeś nam deszczu, nie tylko mnie zawiodłeś, ale i wszystkich mieszkańców okolicy, miałbym cię niby nie przeklinać?!”.
Królowi Smoków spodobała się odwaga chłopca, zaczął się tłumaczyć: „Jak sucho, trzeba słać deszcz, jak deszczu za dużo, trzeba go kierować w inne miejsce, roboty od groma, jak ja, jeden staruszek, mam zdążyć z tym wszystkim?”. Tymi wymówkami rozwścieczył Małego Czarnego jeszcze bardziej: „nie nadążasz – to ja dam rade, starcze!”.
W sumie Królowi Smoków spodobała się myśl, że ktoś mu pomoże. „Zgoda – odrzekł – możesz się zająć deszczem. Ale opadami zajmują się smoki, więc jeśli chcesz wejść w zawód, musisz się zmienić w smoka. W dodatku zostaniesz uwięziony na dnie tego oto Smoczego Stawu, wolno ci będzie się z niego wydostać raz na pół roku, po to, by sprowadzić deszcz”.
Mały Czarny odparł: „Zmienić się w smoka mogę bez przeszkód, ale deszcz raz na pół roku to stanowczo za mało! Musi padać raz w tygodniu, inaczej susza zniszczy plony! A pierwszy raz deszcz spaść musi już dziś!!!”.
Król Smoków na to: „Ale dziś nie jest dzień deszczu”.
Mały Czarny hardo: „Mam to w nosie”.
Król Smoków: „Rób co chcesz. Ale pamiętaj: za każdym razem, gdy przekroczysz kompetencje i sprowadzisz deszcz szybciej niż po pół roku, łańcuchy, które pętają twoje ciało, staną się cieższe o pół tony”.
Mały Czarny przyswoił sobie tę wiedzę, a jednak gdy tylko zmienił się w smoka, czarnego oczywiście,
pozbierał burzowe chmury i rozpętał nad Yunnanem trwającą trzy dni i trzy noce burzę. Pół tony cięższe łańcuchy przygniotły go do dna Smoczego Stawu. I już za każdym razem, gdy zbliżała się susza, nie bacząc na konsekwencje, Czarny Smok wynurzał się ze stawu i zbierał chmury, a po powrocie jego kajdany stawały się cięższe o pół tony. Aż przyszedł dzień, w którym Czarny Smok nie potrafił już udźwignąć tego ciężaru i wzbić się w przestworza, by zgromadzić chmury. Macha tylko gniewnie ogonem na dnie stawu, pocąc się straszliwie – to pot Czarnego Smoka sprawił, że woda w Smoczym Stawie zabarwiła się na czarno; dlatego też ludzie zwykli nazywać staw ów Stawem Czarnego Smoka 黑龍潭.
Później, by upamiętnić Małego Czarnego, jego bliscy wznieśli nad Stawem Czarnego Smoka Świątynię Czarnej Wody 黑水祠.
Tyle legendy. A świątynia istnieje naprawdę – zresztą, świątynia to mało powiedziane! Jest to taoistyczny kompleks świątynny; najstarsza Świątynia Czarnego Smoka powstała w 1394 roku. Potem powstały inne budynki, a cały kompleks był tyle razy przerabiany „z duchem czasu”, że ciężko się w tym połapać.
To, co pozostało niezmienne, to sławne trzy drzewa 三異木: Tangowska Śliwa 唐梅 (obecnie umierająca), Songowski Cyprys 宋柏,
i Mingowska Herbata 明茶 (tak oblepiona turystami, że nawet zdjęcia cyknąć się nie dało...). Od 1993 roku Park Stawu Czarnego Smoka znajduje się pod opieką kunmińskich oficjeli. Sprowadza się ta opieka do wysyłania licealistów do parku w celu sadzenia drzew oraz do podniesienia cen biletów wstępu...
Pojechałam tam i urzekło mnie wszystko. Małe altanki, kompletnie puste. To, że poza schodami prowadzącymi do Świątyni i innych ważnych obiektów, jest tam prawie dziki las, po którym można bezkarnie buszować. Mały cmentarz z polowy XX wieku. To, że ludzie są tylko w świątyni, a w lesie można posłuchać śpiewu ptaków. To, że pachniało, jakby umieścić Beskidy w Wietnamie.

PS. Swoją drogą, wolę Staw Czarnego Smoka niż Staw Gąsienicowy. Każdy staw ma takiego patrona, na jakiego sobie zasłużył...

Staw Czarnego Smoka part II

2011-08-04

巫啟賢 - 寂寞是因為思念誰 samotność wynika z tęsknoty za Kimś

Eric Moo (czy Wam tez sie Moo kojarzy wyłącznie z rykiem krów?) albo - po naszemu - Wu Qixian, czyli najsmutniejszy głos Singapuru - dziś staruszek, ale nadal wzruszający młodzież (tak, zaliczam siebie do tej grupy) do łez. Tak naprawdę lubimy go nie przez Singapur, tylko dlatego, że mieszka na Tajwanie. Inna rzecz, ze pukamy się w czoło, że wyjechał ze słonecznej i leniwej Malezji i okolic... 你知不知道思念一个人的滋味 czy znasz smak tęsknoty za Kimś? 就像喝了一杯冰冷的水 to jak wypić szklankę lodowatej wody 然后用很长很长的时间 a po długim, długim czasie 一颗一颗流成热泪 kropla za kroplą ronić gorące łzy 你知不知道寂寞的滋味 czy znasz smak samotności? 寂寞是因为思念谁 samotność wynika z tęsknoty za Kimś 你知不知道痛苦的滋味 czy znasz smak bólu? 痛苦是因为想忘记谁 ból wynika z tego, że chcemy o Kimś zapomnieć 你知不知道忘记一个人的滋味 czy znasz smak zapomnienia? 就像欣赏一种残酷的美 to jak cieszyć się okrutnym pięknem 然后用很小很小的声音 a potem szeptem 告诉自己坚强面对 powiedzieć sobie, że trzeba stawić mu czoła.

2011-08-02

pierwsza historia milosna

Jeden Krzyk Ptaka, moj ulubiony partner pingpongowy, Mandzur, kompletny wariat, opowiedzial mi dzisiaj o swoim pierwszym romansie.
"W pierwszej klasie podstawowki mialem w klasie kolezanke, ktora byla lepsza ode mnie, zawsze ja bylem drugi, a ona pierwsza [tu wstawka: nazwisko i imie mojego Krzyku to po chinsku 宋一鳴 Song Jeden Krzyk Ptaka czyli homofon 送一名 Oddac pierwsze miejsce, co dodaje smaczku :D]. Pewnego razu stalismy sobie pod masztem flagi ChRL na lekcji wf i ona nagle mowi do mnie:
-musze Ci cos powiedziec, ale sie nie gniewaj, dobrze?
-(zaskoczony powaga kolezanki Krzyk obiecuje sie nie gniewac) gadaj :)
-bo widzisz... lubie Cie (to po chinsku dosc mocne wyznanie milosci)
-(Jeden Krzyk Ptaka nie wzlatuje pod niebiosa ani nie wzrusza sie do lez, tylko z pelnym realizmem stwierdza): no, ale co bedzie po szostej klasie, jak pojdziemy do roznych gimnazjow?
-(dziewcze, szczerze, nie sadzac, ze tak odlegla przyszlosc powinna zaklocach zwiazek) no przeciez mamy jeszcze szesc lat!".

Ze zwiazku nic nie wyszlo, bo wowczas Jeden Krzyk Ptaka byl zbyt asekurancki. Ciekawe, czy juz z tego wyrosl...

2011-08-01

huoguo a różnice kulturowe

Siedzimy sobie, Słonecznik (Chińczyk), Doskonalec (Wietnamczyk), Smutna Owca (Taj) i ja w huoguowni 季季紅, niedrogiej sieciówce, w której gorące kociołki wyglądają jak symbol yin-yang albo półksiężyce: i zażeramy się przepyszną zawartością, nie wiedząc jeszcze, że przynajmniej część z nas z racji tego posiłku spędzi cały wieczór w raczej mało romantycznym miejscu (nigdy nie chodźcie tam jeść!)... 

Ad rem: siedzimy, jak wszyscy inni, śmiejąc się głośno i ciesząc wesołą i rozgadaną atmosferą, gdy nagle Słonecznik zwraca naszą uwagę na dziewczę siedzące samotnie przy stoliku obok i zajadające się huoguo z niemniejszym niż my apetytem. Reakcja Smutnej Owcy: Biedaczka! Nie ma z kim zjeść huoguo! Reakcja Doskonalca: A ja tam ją podziwiam, nie krępuje się przyjść samotnie do tak okropnie towarzyskiej knajpy, ma w nosie opinię społeczną! Ja bym tak nie potrafił! Reakcja Słonecznika: Aspołeczna wariatka! Nikt, no dosłownie nikt nie chce z nią zjeść kolacji! Musi mieć nierówno pod sufitem...

火把節 Święto Pochodni

Pisałam już dwa lata temu o tej tradycji, więc nie będzie etnografizujących opisów. Tylko tyle: święto początkowo yijskie zaczęli obchodzić również Bajowie, a w końcu i Hanowie zaczęli z pochodniami w dłoniach tańcować 24 dnia szóstego miesiąca księżycowego. Tegoroczne Święto Pochodni odbyło się dokładnie tydzień temu, a mnie się udało przydybać tubylców obkupujących się w pochodnie różnych wielkości na ulicy targowej w maleńkim Kunyangu 昆陽, które jest znane właściwie tylko z tego, że stało się miejscem narodzin największego chińskiego marynarza: Zheng He. Tak, moi drodzy! Wielki chiński admirał pochodził z Yunnanu, jednej z chińskich prowincji położonych najdalej od morza!