Opowiadałam już Wam kiedyś o yunnańskich glinianych kotach odstraszających zło. Koleżanka znalazła manufakturę, która robi takie koty nie na końcu świata, a kilka kroków od centrum Kunmingu. Wybrałyśmy się więc we trzy, by wykraść sekret tworzenia yunnańskich kotów i rozpropagować go na całym świecie. Trzy białe w chińskim warsztacie ceramicznym, wyobrażacie to sobie? Majster był pod takim wrażeniem, że aż nas zaprosił na kolację...
Warsztat mieści się w Parku Kreatywności przy ulicy Puji (普吉路秘境M60创意园); swoją drogą - ciekawe miejsce, pełne małych biznesików, w których można się bawić, napić i zjeść, a także zrobić regularną sesję zdjęciową. Muszę się tam kiedyś wybrać za dnia.
Najpierw trzeba się było przyjrzeć rozmaitym kociskom, żeby wybrać jakieś na wzór. Potem zasiadłyśmy do stołów, a dopiero na samym końcu - do kół garncarskich. Bowiem okazało się, że w produkcji detalicznej głów i tułowiów nie produkje się na kole, a ręcznie, ku naszej wielkiej uciesze, bo dzięki temu można się było bezkarnie babrać w glinie. Oto mała fotorelacja z tego wieczoru pełnego świetnej zabawy i zen związanego z całkowitym skupieniem na pracy własnych rąk:
|
Oto moje dzieło, skończone, czekające tylko na wypalenie :)
|
Muszę powiedzieć, że całe to babranie w glinie szalenie mi się spodobało. O ile koło garncarskie wydaje mi się trochę przerażające i trudne do ujarzmienia, o tyle koty mnie kompletnie zawojowały. Najlepsze w nich jest to, że każdy może, a nawet powinien być inny. Pewnie, są jakieś ogólne wytyczne dotyczące części ciała i tak dalej, ale możemy puścić wodze wyobraźni i robić tak, jak serce dyktuje. A ile przy tym zabawy!
A potem zostawiłyśmy koty do wypalenia. Majster zawsze czeka, aż uzbiera się więcej rękodzieł i aż pogoda będzie lepsza, bo jak leje, to piece postawione na wolnym powietrzu jakoś nieszczególnie dobrze się sprawują. Jakiś czas później dostałyśmy zdjęcia wystawki, na której były i nasze koty:
|
Mój to ten po lewej.
|
Teraz już tylko trzeba znaleźć godzinkę, żeby wreszcie tego kota odebrać z warsztatu...
Jaki piękny!!! Pozdrawiam, Ada
OdpowiedzUsuńNieskromnie powiem, że mnie się też szalenie podoba :)
UsuńTrochę podobny do ZB :)
OdpowiedzUsuńPowiem Mu :D
UsuńAle radocha tryska z twórców!
OdpowiedzUsuńCzy im ( kotom nie twórcom ) do pyska można wstawić światełko?
Można nawet do brzuchów, bo tradycyjnie powinny mieć dziury w gardle :)
UsuńŚliczny! Aż ciężko uwierzyć że to pierwszy raz. Normalnie nie lubię durnostojek ale taki własnoręcznie wykonany to co innego. Może jeszcze wrócisz na lekcje z Tajfuniątkiem?
OdpowiedzUsuńJa też nie przepadam za bibelotami - tylko to się kurzy i miejsce zabiera (moje słynne 40 metrów kwadratowych!). No ale własnoręcznie wykonany... ;) A Tajfuniątko chciałam zabrać już z okazji jej urodzin, ale jakoś nie miała humoru, więc poczekam, aż nabierze ochoty :)
Usuń