Strony

2021-12-29

hafty Naxi 纳西刺绣

Dawno, dawno temu Białe Piaski (Baisha) słynęły z haftów. Nie zdobiły one rękawów prostaczków, o nie! Stać było na nie tylko najzamożniejszych kupców i władców lokalnych klanów albo... mnichów - oni nigdy nie skąpili pieniędzy na ozdoby. Były te hafty misterne i przykuwające spojrzenie, zupełnie inne od zwykłych haftowanych gwiazdami i księżycem strojów kobiet Naxi czy ozdobnych pasów dla mężczyzn. Zwykłe chusty do noszenia niemowląt czy też wkładki do butów były haftowane dość podobnie w całym północno-zachodnim Yunnanie, ale w niewielu miejscach powstały tak eleganckie i misterne hafty, jak u Naxi z Białych Piasków. Dawnymi czasy każda tutejsza kobieta potrafiła haftować i robiły to wszystkie nader zręcznie. A potem przyszło "wyzwolenie" i Rewolucja Kulturalna...

W 2003 roku powstał w Białych Piaskach Instytut Haftu Naxi. Od początku swego istnienia ma trzy główne cele: odrodzić tę sztukę i dbać o jej zachowanie, propagować i uczyć nowe pokolenia hafciarek, a także przyczyniać się do zachowania kultury dongba (która z naxijskimi haftami jest mocno związana).

Zstąpienie do piekła - scena z religii dongba

W samym środku Baisha mieści się ogromne domostwo, składające się z czterech budynków. W nich to mieszczą się: warsztat, galeria i sklepik, które można zwiedzić (choć w większości miejsc nie wolno robić fotografii). Co (dla mnie) najcenniejsze, nie zwiedza się samemu. Od razu po wejściu zostaje zawołany pracownik pełniący rolę przewodnika (dostępne języki: mandaryński i angielski). Ma ogromną wiedzę zarówno na temat samego instytutu i haftu, jak i na temat prezentowanych w galerii dzieł oraz ludzi, którzy w instytucie przebywają. Oczywiście, można zwiedzić całość w dwadzieścia minut, ale ja spędziłam tam całe popołudnie, ponieważ zainteresowanemu słuchaczowi przewodnik nie szczędzi szczegółów - a mnie fascynowało wszystko, co przewodniczka zechciała mi opowiedzieć. 

W galerii wisiały haftowane obrazy, które do złudzenia przypominały chińskie kaligrafie, a tuż obok nich oczy radowały tybetańskie haftowane thanka. Piękne wizerunki Tary obok Śmiejącego Się Buddy, drogi do piekła w religii dongba i Mao? Tylko w tym miejscu! Mnie jednak dużo bardziej zafascynował warsztat. Pracowało tam w skupieniu kilka osób - ze dwie panie w średnim wieku, parę młodych dziewcząt i jeden chłopak. Niektórzy zajmowali się prostym haftem - kilka ruchów na krzyż - ale inni mieli przed sobą mocno skomplikowane zwoje przedstawiające całe historie. Przewodniczka opowiedziała mi, że ten warsztat to przy okazji szkoła. Naucza tu na stałe ośmiu mistrzów i szesnastu pomniejszych nauczycieli; w normalnych latach trenuje tu nawet kilkuset uczniów, choć od początku pandemii ruch w interesie zdecydowanie się zmniejszył. Można tu zorganizować warsztaty dla dowolnej grupy - bywały tu i wycieczki szkolne, i grupy emerytów z Zachodu. Jednak najważniejsza jest szkoła, która organizuje darmowe nauczanie dla Yunnanek. Tak! Nie tylko dla samych Naxi, ale dla każdej mieszkającej w regionie kobiety ze wsi - jeśli tylko chce się uczyć. W zależności od tego, jaki stopień wtajemniczenia chce osiągnąć, może się uczyć rok, trzy lata czy też do końca życia. Szkoła nie tylko zapewnia jej materiały i nauczycieli, ale również - pomoc w sprzedaży ukończonych dzieł. Dziewczyna taka może wybrać zamieszkanie w szkole albo powrót do domu - z materiałami i wiedzą, jak się z nimi obchodzić. Gdy ukończy dzieło, dostarcza je do Instytutu, a on pośredniczy w sprzedaży, odejmując zarobku dziewczyny opłatę za materiały i maleńki procent dla szkoły. Widziałam te hafty. Niektóre - cóż, bardzo nie w moim guście. Inne jednak były cudowne! Szkoda, że mnie nie stać na tego typu cudeńka - drobiazg typu podkładka pod szklankę kosztuje ładnych parędziesiąt yuanów a makatki to koszt porównywalny z miesięcznym utrzymaniem mojego domu. I to te nieduże. Prace hafciarek biorą udział w konkursach i wystawach - niestety, głównie krajowych, ale lepszy rydz niż nic, prawda? Zerknęłam jeszcze raz na chłopaka, który dziwnie nie pasował do tego babskiego grona. Co on tu robi? - zapytałam przewodniczkę. - Przecież uczycie tylko dziewczyny. Dla niego zrobili wyjątek. Idea jest przecież taka, żeby dać źródło utrzymania osobom, które w przeciwnym wypadku nie mogłyby się utrzymać same. Chłopak ten jest niepełnosprawny - wygląda na ofiarę polio. Jego przeznaczeniem była uprawa roli, ale niepełnosprawność odebrała mu tę możliwość. W drodze wyjątku został więc przyjęty do sfeminizowanego Instytutu Haftu i wygląda na to, że świetnie sobie radzi. 

W Instytucie robi się także tradycyjny papier czerpany Naxi i wytwarza pamiątki - zeszyty, karty do gry i inne takie, a wszystko ozdobione pismem dongba. 

Jeśli chcecie sobie ten instytut pooglądać, możecie zajrzeć na ich stronę internetową. Niestety, nie była uaktualniana od dawna. Można jednak zobaczyć część zbiorów w galerii

A na koniec jedna świetna wiadomość - gdybyście chcieli się takiego haftu nauczyć, możecie! Wprawdzie nie za darmo, jednak za stosunkowo niewielkie pieniądze można się tu zapisać na kurs haftowania. Język nie jest zbyt dużą przeszkodą - po pierwsze, część nauczycieli mówi po angielsku, a po drugie najważniejsze jest zrozumienie, co czynią ręce mistrza, a nie co mówią jego usta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.