Strony

2020-02-16

Japońska parasolka

Zachęcona wspaniałą Matką Ryżu sięgnęłam po następną powieść Rani Manickiej. I dostałam... coś całkiem innego. Niby tu o kobiecie i tu o kobiecie. Niby tu o żyjącej w Malezji Cejlonce i tu też. A jednak - są to całkiem inne dwie książki. Tym razem Manicka skupia się na jednej postaci, nie na całym rodzie. Wychodzi coś w rodzaju biografii. Choć wiadomo, że jest to bohaterka tylko literacka i choć - jak dla mnie - za dużo tu trochę magii, to jednak pytania, które zadaję sobie po lekturze są bardzo rzeczywiste i niemagiczne.
Jednym z najważniejszych punktów powieści jest miłość między główną bohaterką a japońskim okupantem, generałem. Miłość taką sobie wymodliła, gdy była młoda - nie wiedząc, że wielka miłość przynosi tyleż radości, co bólu.
Co to znaczy "kochać wroga"? I kto naprawdę jest wrogiem? U Manickiej ani raz nie pojawia się hasło zdrady narodu i inne takie - choć bohaterka prosi kochanka o dyskrecję. Z racji tej zakazanej miłości nie grożą jej żadne konsekwencje. I tak się zastanawiam, czy w Malezji faktycznie tak było? Czy ich odpowiednik AK nie pakował kulek w łeb kobietom, które zdecydowały się oddać "gestapowcom"? Czy to jednak tylko pobożne życzenie, bo rzeczywistość była równie krwawa jak u nas? No i - jak oceniać taką miłość? Przecież w sumie - Parwati nie pochodziła z Malezji. Malezyjczycy byli jej tak samo obcy, jak Japończycy. Że zdradziła naród? Czyj naród? I co niby złego zrobiła - poza miłością? Używam tego słowa, choć związek między nią a Japończykiem zaczął się od czystego pożądania. Co swoją drogą jest bardzo istotne, bo Parwati nigdy wcześniej nie była ani kochana, ani pożądana. Dopiero przy tym japońskim generale narodziła się jako świadoma siebie kobieta.
Drugi wątek, bardzo ważny dla mnie - jako żony - to poradzenie sobie ze zdradą męża i z żywą konsekwencją tej zdrady, czyli osieroconą córką rywalki, którą Parwati postanawia przygarnąć. Bohaterka jest bardzo dojrzała, jak na tak młodą i głupiutką kobietę. W dodatku przygarnia ją nie tylko pod swój dach, ale i do swego serca, choć nigdy nie słyszy za to ani jednego dobrego słowa.
Trzecią rzeczą jest wątek relacji między Parwati a synem, który niestety nie wyrósł na dobrego człowieka. Czasem tak po prostu jest: pokazujemy dzieciom różnicę między dobrem i złem, a one same wybierają, co z tą wiedzą zrobić. On ją wyłącznie krzywdził, a ona pozostaje zawsze dobra i łagodna. On ma do niej pretensje, że była dla niego zbyt łagodna, ale pewna mądra kobieta, szamanka, mówi mu, że nie można zgrzeszyć przesadną dobrocią. Jeśli ktoś pokazuje ci dobro, a ty wybierasz zło, robisz to na własny rachunek.
Piękny jest wątek małżeństwa z rozsądku adoptowanej córki Parwati. Porównanie małżeństwa do ciernistej drogi - zawsze ktoś musi nadepnąć na cierń, zanim droga zrobi się gładka.
Bardzo podoba mi się hinduistyczne podejście do bohaterów, do reinkarnacji. Dzięki niemu jesteśmy dla nich dużo bardziej wyrozumiali - a może i odrobinę życzliwiej spoglądamy na samych siebie i innych w naszym otoczeniu?
Na koniec jeszcze jedno: Parwati dostała od życia to, o co błagała bogów. I wcale nie narzekała na to, że oprócz kilku zaledwie lat szczęścia przyniosło jej to ból i cierpienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.