Strony

2016-10-14

Dzień Nauczyciela


Z okazji Dnia Nauczyciela blogerzy językowi i kulturowi, których już znacie z Miesiąca Języków czy akcji W 80 blogów dookoła świata, postanowili napisać o swoich nauczycielach języków. Cegiełkę dorzucam i ja.
Jak wszyscy wiedzą, uwielbiam chiński. Po tylu latach nadal fascynują mnie chińskie słowa, nadal kolekcjonuję ciekawe zwroty, nadal z lubością zanurzam się w słownikach. Pech chciał, że tylko raz trafiłam na naprawdę dobrego nauczyciela tego języka. Reszta nauczycieli... Cóż. Czasem mam wrażenie, że raczej próbowali mnie zniechęcić niż zachęcić do rzetelnej nauki.

1) Na Tajwanie wybrałam sobie kurs intensywny. Niestety, wybrali go poza mną sami Japończycy. Im jest jednocześnie najłatwiej - bo mają pojęcie o znakach - i najtrudniej - bo zabija ich wymowa, która z japońską nie ma zazwyczaj nic wspólnego. Oba te problemy przekładały się bez przerwy na MOJĄ naukę języka. Nauczycielka gnała z programem, nigdy nie wyjaśniając, jak pisać znak i z jakich części się składa, bo wszyscy poza mną te znaki znali i ich by te tłumaczenia nudziły. Z drugiej strony skupiała się mocno na tym, żeby poprawiać wymowę uczniów. Wszystkich poza mną, bo ja na tle Japończyków, którzy faktycznie z wymową chińskiego mają wielkie problemy, mówiłam idealnie. Wszystkie niekorygowalne już po latach błędy w wymowie pochodzą właśnie z tego okresu. Moja pierwsza nauczycielka chińskiego NIGDY nie poprawiła mojej wymowy. Przez bardzo, bardzo długi czas wydawało mi się, że mówię tak jak trzeba. Po prostu w mojej głowie brzmię jak trzeba, a że w uszach innych ludzi już nie... Cóż. Nie wiedziałam.

2) Nauczyciele w Polsce - w większości próbowali nam tłumaczyć chiński przez kulawy angielski i tłumaczyć, że "bo w chińskim jest inaczej niż w angielskim", co nijak się nie przekładało na polski. Spuśćmy na to zasłonę miłosierdzia.

3) Pani Król - na początku bardzo mi się podobała, bo do każdego chińskiego znaku podchodziła jak do zagadki. Problem w tym, że rozwiązania tych zagadek podsuwała nam najprostsze... i przy tym błędne. Ile razy podała wyssaną z palca etymologię danego słowa, zliczyć się nie da. Na nieszczęście na początku tych historyjek nie weryfikowałam (nauczycielka chińskiego powiedziała, to chyba raczej wie, prawda?). Kilka razy próbowałam zabłysnąć przed wykształconymi Chińczykami, a oni mnie po prostu wyśmiali. M.in. dlatego zaopatrzyłam się w parę książek z zakresu historii i ewolucji chińskich znaków :P Czyli w sumie wyszło, że faktycznie dzięki niej się dużo nauczyłam, ale tylko z racji jej niekompetencji...

4) Czerwony Blask - uwielbiałam lekcje z nim. Prowadził chiński mówiony i łatwo dawał się zbić z tropu, a potem zapętlał się w rozmowie i tak mijało pół lekcji. Uwielbiałam to, bo mogłam sobie pogadać z kimś z poczuciem humoru, ale nauczyć to się wiele nie nauczyłam. Poza tym - ja byłam na stypendium, więc było mi wszystko jedno, ale koledzy z klasy, którzy za te lekcje słono płacili, już tacy radośni nie byli...

5) Na studiach magisterskich z zakresu nauczania chińskiego dla obcokrajowców mieliśmy dziwaczną kadrę. Mnie osobiście najbardziej w tej kadrze zaskoczyli nauczyciele, którzy mieli nas, obcokrajowców, nauczyć jak uczyć mandaryńskiego, a sami nim płynnie nie władali. Tak! Prowadzili zajęcia, nie mogąc się wyzbyć naleciałości dialektalnych. Przypomniałam sobie z rozrzewnieniem podstawówkę, w której polskiego uczyła mnie pani zaciągająca w chwilach nieuwagi po śląsku... I znów - dla mnie, jako stypendystki, była to tylko strata czasu. Niektórzy jednak sami sobie te studia opłacali - a władzom uczelni nie było wstyd ich tak bezczelnie okradać.

6) Nauczycielka, która w trakcie zajęć ograniczała się do podania nam słownikowej definicji nowych słów. Po trzecich zajęciach znalazłam słownik, z którego korzystała i na następnej lekcji zaczęłam recytować definicję razem z nią. Dopiero po którymś haśle się zorientowała, że uczniowie są wkurzeni, bo dla wszystkich jest to cholerna strata czasu - słowniki są łatwo dostępne, a nauczyciel mógłby się jednak bardziej przyłożyć...

Jaki z tego wszystkiego wniosek?
Nigdy, ale to nigdy nie wierzcie, że tylko z dobrym nauczycielem opanujecie język obcy, nawet tak egzotyczny jak chiński. Nie miejcie złudzeń, że jak nejtiw, to na pewno szybko będziecie dobrze mówić - on niestety też niekoniecznie da radę. Przy dużym samozaparciu i miłości do języka dacie radę mimo wszystko, with a little help from your friends ;) I tu dochodzę do sedna. Tak. Moimi najlepszymi nauczycielami chińskiego stali się przyjaciele albo i przypadkowe osoby spotykane na ulicy. Każda okazja do nauki jest dobra, a jak to Konfucjusz powiedział: “三人行,必有我师焉。” ([wśród dowolnej] trójki spacerujących ludzi, na pewno znajdzie się mój nauczyciel [= ktoś, kto może mnie czegoś nauczyć]).

Wszystkiego dobrego z okazji Dnia Nauczyciela!
A tu linki do naszych innych blogerów:
Francja: Demain viens avec tes parents - Dzień Nauczyciela; Francuskie i inne notatki Niki - Wspomnień czar… w Dniu Nauczyciela; FRANG - 11 cech idealnego nauczyciela; Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim - Jak zostałam panią od francuskiego
Hiszpania: Hiszpański na luzie - Nauczyciele języków, taki was zapamiętałam
Japonia: Japonia-info.pl - Nauczyciel, który zmienił moje podejście do nauki języków
Niemcy: Niemiecki w Domu - Cechy dobrego nauczyciela; Językowy Precel - Moje nauczycielki niemieckiego
Norwegia: Norwegolożla - Nauczyciel idealny - czy istnieje?
Rosja: Dagatlumaczy.pl - blog o tłumaczeniach i języku rosyjskim - Dzień Nauczyciela - komu zawdzięczam znajomość rosyjskiego?
Wielka Brytania: English Tea Time - Jak nauczycielka angielskiego wpłynęła na moje życie; Lanuage Bay- One Way to learn English; Angielski dla każdego - Dzień Nauczyciela 2016; English with Ann - Jak być dobrym nauczycielem
Włochy: italia-nel-cuore - Dobry nauczyciel to skarb; Primo Cappuccino - Jakim nauczycielem języków obcych NIE być?
Wielojęzyczne: uLANGUAGES - Dzień Nauczyciela 2016 i najbardziej inspirujący nauczyciel w moim życiu; Lingwoholik - Jaki wpływ na językoholizm mają nauczyciele?

9 komentarzy:

  1. Nieco zasmucił mnie Twój wpis... Szkoda, że w obecnych czasach jakość schodzi na drugi plan... Na szczęście Twoje ostatnie słowa podniosły mnie na duchu :) Chcieć to móc!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, czy to wina obecnych czasów, czy samego sposobu kształcenia nauczycieli. Ale - skoro mimo wszystko się da, to po prostu trzeba iść do przodu mimo przeciwności w postaci beznadziejnych belfrów ;)

      Usuń
    2. Myślę, że to nasza mentalność się zmienia. Raczej nikt świadomie nie uczy przyszłych nauczycieli bylejakości. Na szczęście od reguły są wyjątki i tego się trzymajmy :)

      Usuń
  2. Miałam 2 nauczycielki chińskiego: jedną z Tajwanu (uczyłam się w Polsce, uczyła po angielsku) i drugą chyba gdzieś z Mainland China (uczyłam się w Niemczech, po niemiecku).

    Zajęcia z pierwszą odbywały się w ramach bezpłatnego lektoratu i były dziwaczne. Chyba ani ona ani my nie spodziewaliśmy się różnic kulturowych. Nie powodowały one jakichś zgrzytów czy nieprzyjemnych sytuacji, ale mi osobiście zabrakło wsparcia i motywacji z jej strony.

    Druga nauczycielka była zupełnie inna. Wydaje mi się, że bardzo chińska: cały czas leciała z materiałem i dużo od nas wymagała. W pewnym momencie niestety wymiękłam, bo tempo było dla mnie zbyt duże, ale ogólnie doceniam jej sposób uczenia i nawet fakt, że leciała z materiałem. Widać było, że jej zależy na naszym chińskim. Wyjaśniała etymologię niektórych znaków (nie wiem niestety na ile poprawnie) i pokazywała nam prawidłowy sposób zapisu. Gdybym miała w życiu wolny rok to z chęcią nauczyłabym się z nią chińskiego. Lubię konkretnych ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety - albo stety ;) - chiński jest mocno czasochłonny. Jeśli jednak chodzi o "chińskość" tej drugiej nauczycielki - to ja, zarówno w Chinach jak i w Polsce, bardzo rzadko spotykałam wymagających nauczycieli...

      Usuń
  3. Na szczescie az takich anty-nauczycieli nie mialam okazji spotkac. Niektorzy byli lepsi, inni gorsi, ale jesli chodzi o studia, to mialam wspanialych nauczycieli i do tej pory slysze pochwaly co do dobrej wymowy po wegiersku, choc nie mowie juz tak plynnie jak kiedys. Ale gdy przypomne sobie ile godzin robilismy te "dziobki" i ciagle bylo zle, to ogarnia mnie prawdziwe rozrzewnienie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Węgierski!!! Och, chyba najciekawszy język europejski :)

      Usuń
  4. Czytam Ciebie z przyjemność, bo dla mnie chiński to naprawdę egzotyka. Nigdy nie miałam z nim styczność..hmm..może po prostu nie szukałam, dlatego odkrywanie tych "znaczków" jest dla mnie wręcz magiczne.
    Szkoda tylko, że czasem przygotowanie dydaktyczne, pewien zapał nie idzie w parze z wiedzą jaką się posiada. Uważam, że trzeba mieć "to coś", by być nauczycielem.
    Całe szczęście, że wśród przyjaciół tacy się znajdą!

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.