Strony

2016-01-13

Tłumacza dola

Uwielbiam tłumaczyć. Odkąd tylko nauczyłam się chińskiego w wystarczającym stopniu, jest to moja ulubiona forma ćwiczenia mózgu. Bawi mnie znajdowanie właściwych słów dla oddania chińskiego sensu. W drugą stronę jest trudniej, ale mam do pomocy ZB, który po mnie poprawia - niewiele, bo niewiele, ale mu się zdarza. Od lat tłumaczę dla siebie, trochę krócej dla bloga, dla przyjaciół. W pewnym momencie nabrałam wystarczająco dużo pewności siebie, żeby tłumaczyć również dla obcych. Było to już wiele lat temu, a po pierwszych pieniądzach, które w ten sposób zarobiłam, zostało tylko wspomnienie. Ustaliłam stawkę, przyjmuję rozmaite zlecenia, bardziej i mniej treściwe, z bardzo szerokim przekrojem słownictwa - od wyciskanych na zimno soków i ciężkiego sprzętu aż po treści humanistyczne. Poważni klienci - czyli ludzie, którzy na przykład prowadzą biznes z Chinami, bardzo sobie moje usługi cenią. Pewnie dlatego, że trafili już wcześniej na parę bubli. Od czasu do czasu z moich usług korzystają również przyjaciele. Nigdy nie wymagałam od nich zapłaty. Co ciekawe, często sami stwierdzają, że jednak chcą mi zapłacić. Cóż, nie będę jakoś bardzo protestować, jak ktoś się upiera, żeby poprawić mi byt materialny. Nigdy nie zapomnę niespodziewanego przelewu, bukietu kwiatów, a także bombonierki przesłanej pocztą.
Jest i trzecia kategoria, tzw. fejsbukowa. Ludzi, którzy mnie znają, czasem nawet od lat, ale nasze kontakty nie wykraczają poza życzenia urodzinowe, o których wiemy z fejsbuka, a czasem jakiś lajk itd. Jeśli się odzywają i nie są to życzenia, to jest to prośba o pomoc, tzn. tłumaczenie. Czasem jest to kilka słów czy jakiś zwrot - dla mnie to nie problem, chętnie pomogę. Przy czym muszę zauważyć, że choć jestem wyjątkowo wyrozumiała, są osoby, które nadużywają znajomości i odzywają się do mnie wyłącznie w celach językowych, nie poprzedzając pytania nawet grzecznościowym "co u Ciebie?" - i takie osoby stopniowo przestaję lubić.
Są też koledzy z podstawówki, którzy już pozapominali, jakimi paskudnymi przezwiskami mnie obdarzali przez całą podstawówkę i liceum, a którzy potrafią się odezwać po to, żeby zapytać (nie poprosić!), czy bym dla nich czegoś nie znalazła w chińskim necie. I jeszcze tacy, których w sumie lubiłam, ale kontakt nam się urwał z dziesięć lat temu, a teraz potrafią się odezwać i przyjąć za pewnik, że będę coś dla nich tłumaczyć za darmo. Jak podaję stawkę, potrafią się na mnie obrazić. Albo wyśmiać, że moja stawka taka wysoka, a oni wyszukali w necie kogoś trzy razy tańszego. Cóż, wprawdzie nie polecam tłumaczeń wykonywanych przez studentów drugiego roku sinologii - a to zazwyczaj oni się mało cenią i tłumaczą za grosze - ale... Ich sprawa. Dla niektórych relacja jakość-cena jest oczywista, dla niektórych nie.
Dawniej często mimo wszystko tłumaczyłam coś dla kogoś za darmo.
Teraz już nie.
To nie jest moje hobby. To jest moja praca. Tak, bardzo to lubię, ale - to nadal jest moja praca. Jesz na śniadanie chleb? Wyobraź sobie, że ja też. Tak samo muszę go kupić. "Ale co to dla Ciebie, 15 minut roboty!" - powiedz to hydraulikowi, który naprawi Ci zlew, albo kucharzowi w restauracji. "Ale masz wysokie stawki!" - tak, bo mam wieloletnią praktykę, a także pomoc native'a, która jest rękojmią poprawności tekstu. Poza tym operuję językiem, który póki co jest w Polsce mniej znany niż angielski czy niemiecki. "A czy po starej znajomości nie mogłabyś dać mi zniżki?"...
Niedawno przyjaciółka, jedna z tych, która zawsze rwie się do płacenia, bo dla niej kwestią honoru jest zapłata za pracę drugiego człowieka (ona sama zazwyczaj nie raczy pamiętać, że pomaga mi z angielskim i komputerami, całkiem za darmo ;)) powiedziała, jak powinnam reagować na taki tekst: "A czy po starej znajomości nie mógłbyś mi zapłacić podwójnej stawki?".
Nie, nie mówię tak przyjaciołom, rodzinie, bliskim mi ludziom. Ale tym znajomym-nieznajomym, którzy znają mnie tylko wtedy, gdy czegoś potrzebują, chętnie bym tak mówiła. Zwłaszcza, że z doświadczenia wiem, że ta znajomość jest zazwyczaj jednostronna - tzn. nie uważają oni, że powinni się w jakikolwiek sposób zrewanżować.
A Wy? Jakie macie doświadczenia z robieniem czegoś "po znajomości"?

17 komentarzy:

  1. Znam. Nie umiem podać sumy, więc wymiguję się od usługi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też jakiś sposób :) Tyle, że ja mam stawkę dość ściśle określoną, więc teoretycznie nie powinno być problemu...

      Usuń
  2. Po znajomości to najgorszy rodzaj zlecenia. Podanie sumy to jedno, ale statystyczny znajomy rosci sobie prawo to kręcenia nosem, nieskonczonej ilości poprawek i zawracania głowy np w weekend:D Opisany problem znam z branzy graficzno-ilustratorskiej i tu jest podobnie (przecież lubisz rysować; co to dla ciebie, machniesz w 15 minut, zaprojektuj mi logo bo to przecież chwilka, zaprojektuj i złóż mi ulotkę, dałoby się za darmo?)
    Ale bywają jeszcze gorsze przypadki czyli "zrobiłabys dla mojej siostry/męża/koleżanki taką drobnostke...":) Ogólnie, jeśli ktoś startuje do mnie z "drobnostką" "głupotką" "prosta rzeczą" to już jestem nastawiona źle;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, zawracanie głowy jest chyba jeszcze gorsze niż kręcenie nosem :D

      Usuń
  3. Anonimowy13/1/16 20:28

    Mam bardzo podobne doswiadczenia i w jezykowej i w innej branzy. Ludzie dowiaduja sie, ze cos potrafie i niektorzy z nich probuja zalapac sie "na friko" i to w dosc bezczelny sposob...Niestety
    Kiara
    P.S. Wszystkiego dobrego w nowym roku :-)i nie daj z siebie robic "jelenia"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzajemnie :) Będę się starać żyć dobrze, po swojemu i bez zaniżonego poczucia własnej wartości :)

      Usuń
  4. Hmmm, z tłumaczeniem ładnie się wymiguję znajomym że mój chiński jest za słaby, bla bla bla. Ale osobną kategorię stanowią ludzie, którzy albo trafiwszy do mnie na bloga albo usłyszawszy że mieszkam w Azji - mają zajebiste pomysły byznesowe, typu " a to znajdź dostawcę produktu X w dobrej cenie, to będziemy handlować"... Albo "czy możesz pomóc mi znaleźć pracę /załatwić wizę /stypendium /znaleźć mieszkanie na Tajwanie w HOngkongu (przecież to blisko) w Japonii itp.

    :D czasem taki mailik od byznesmena kontrahenta pełno gembom potrafi rozbawić mnie na cały dzień...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten problem dotyczy chyba wszystkich, którzy czy to zawodowo czy tez w ramach hobby samodzielnie wytwarzają gotowy produkt :-) U mnie na szczęście skończyły się czasy "Napisz mi taką aplikacyjkę ...", ale "Jaka fajna torebka. Sama uszyłaś? Uszyj mi taką" i święte oburzenie jeśli zapytam o zapłatę będą chyba trwać dopóki szyję :-) Najbardziej mnie denerwuje jak podczas spotkania towarzyskiego ktoś na wieść gdzie pracuję wyciąga lapka czy inne ustrojstwo i domaga się zerknięcia tylko bo coś mu się zawiesza/nie działa. Chyba zacznę utrzymywać, że jestem gospodynią domową.
    P.S. 1 Moja mama, gdy ktoś usiłował w okolicznościach towarzyskich zasięgnąć porady lekarskiej, komunikowała głośno "To mi wygląda na wczesne objawy kiły" :-)
    P.S. 2 Pomyślności w nowym roku. Mam nadzieję, że brak czasu wynika że znalezienia fajnej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiła mnie rozłozyła na łopatki :D

      Usuń
    2. @Kasia: w sumie można to na pewno nazwać pracą, ale szczegółów na razie nie zdradzę :) Pomysł z kiłą przedni, szkoda, że ja najczęściej dostaję pytania drogą mejlową...
      A co do bycia gospodynią domową - moja Mama na przykład, będąc znakomitą kucharką, zawsze musiała robić torty na wszystkie imprezy rodzinne. Ci wszyscy ludzie, mówiący, że "nie musisz kupować prezentu, zrób tylko tort", nie potrafili sobie nawet wyobrazić, że Mama marnuje na upieczenie takiego tortu i zrobienie kremu bardzo dużo pieniędzy i dwa dni czasu... Tak, tort był zawsze świetny, ale wcale nie był tańszy ani kosztujący mniej zachodu od książki czy drobnych kosmetyków ;)

      Usuń
  6. Miałam podobne przygody... Od pewnego czasu ignoruję wiadomości od takich ludzi. Spotkałam się też z czymś bardzo nieprzyjemnym w drugą stronę. Poprosiłam znajomego o pomoc w napisaniu kilku wniosków/pism. Poprosiłam o wycenę, odmówił twierdząc, że od znajomych kasy nie bierze. No okay. Ponieważ mnie było niezręcznie otrzymał ode mnie niemałą i nietanią paczkę włoskich produktów z podziękowaniami, a przy znajomych pół żartem pół serio nie dość, że wyjawił szczegóły sprawy o której pisał to jeszcze narzekał, że go wyzyskuję za darmo. Zrobiło mi się bardzo przykro...

    OdpowiedzUsuń
  7. Spodobał mi się pomysł z "podwójną stawką, tak po znajomości" ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Najlepsze są prośby o koleżeńskie tłumaczenia z japońskiego na polski. Bo to przecież takie podobne znaki do chińskiego..

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.