Strony

2015-04-04

łzawnica ogrodowa 薏米

Choć uwielbiam kuchnię yunnańską najbardziej na świecie, czasem tęsknię za europejskimi smakami. Im bardziej smak prozaiczny, tym bardziej tęsknię. Żur, barszcz, kiełbasa...
Co zaskoczyło mnie bodaj najbardziej to tęsknota za... kaszą. W Polsce bowiem za kaszami nie przepadałam - wolałam swojskie kartofle i jakiś ryżyk. Teraz ryżyku mam już po dziurki aż nadto, ziemniaków też sporo, więc z najwyższą przyjemnością sięgnęłabym czasem po kaszę. Cóż, kiedy jej nie ma! W żadnym sklepie, nawet takim z towarami importowanymi!
Dlatego razu pewnego na targu oczy przetarłam ze zdumienia: przecież to nie może być pęczak!
Miałam rację. To nie mógł być i nie był pęczak. Były to łzy Hioba czyli nasza łzawnica ogrodowa, która bynajmniej nie jest tu uprawiana wyłącznie w celach ozdobnych. Jest - uwaga, uwaga! - składnikiem deserów. Nie pomyliliście się: to kaszopodobne coś jest jadane na słodko.
Zarówno w Korei, jak i w Chinach są składnikiem podanej na słodko "herbatki" czy "mleka", zrobionego z ugotowanych ziaren łzawnicy, zmielonych lub całych. Bardzo podobne jest wykorzystanie łzawnicy przez Wietnamczyków - robi się na jej bazie słodką zupę. Nie Wietnamczycy jednak wymyślili takie wykorzystanie tych ziaren - pomysł przyszedł do nich z Kantonu; kantońskie "słodkie zupy" są zresztą bardzo sławne. Również w Tajlandii łzawnica spożywana jest na słodko, choć rzadko jest głównym składnikiem; najczęściej po ugotowaniu dodawana jest do herbat, mleka sojowego i innych napojów jako "słodycz".
Poza słodyczami można ze łzawnicy przygotować również coś dla dorosłych: mowa o wódeczce (Korea) i occie (Japonia). Obie wersje muszą być pyszne :) Już nie mówiąc o tym, że ze względu na właściwości prozdrowotne (panaceum!) taka wódeczka musi człowiekowi bardzo pomagać...
Wróćmy do zastosowań kuchennych. Jak już wspomniałam, moje pierwsze skojarzenie dotyczyło pęczaku i właśnie zamiast kaszy postanowiłam łzawnicy użyć. Gotować trzeba ją było dwa razy dłużej niż ryż i w większej ilości wody - powiedzmy 3:1 a nie 2:1. Po ugotowaniu okazało się, że jest leciutko słodkawa acz nieco mdła i wtedy właśnie wpadłam na pomysł, by po wstępnym ugotowaniu dodawać łzawnicę do rozmaitych curry: wchłaniają nadprogramowy sos, nabierają cudownego smaku i jest to jedno z najwspanialszych dań jednogarnkowych świata.
I potem już poszło. Pasuje i do sosu grzybowego do bitek wołowych, i do rzadszego leczo, i do gulaszu. A czasem, jeśli akurat mi garstka po ugotowaniu zostaje, dodaję do domowej faludy.
Jeśli na nią kiedyś traficie - nie wahajcie się. Łzawnica jest pyszna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.