Strony

2014-02-18

dwustronny grzebień bizi 篦子

W nieustannych poszukiwaniach szczątków tradycji w Kunmingu trafiłam na opowieść o grzebieniach. Tradycyjnych grzebieniach.
Do tej pory nie wiedziałam, że Chińczycy wyróżniają dwa typy grzebieni. Ten zwykły, z jednym rządkiem zębów, nazywa się 梳子 i jest dokładnie taki sam, jak nasze grzebienie. Drugi u nas chyba nie występuje - przynajmniej ja się nie spotkałam. Tradycyjnie zrobiony był z kawałka kości wołowej, na której, po obu stronach, osadzano ciasno bambusowe ząbki. Taki dwustronny, gęsty grzebień zwano 篦子 bizi. Jak dotąd nie spotkałam się z nim na żywo, dlatego wklejam wyguglane zdjęcie:
Oczywiście, współcześnie zapewne trudno trafić na prawdziwe, wołowobambusowe bizi. Nawet na plastikowe ciężko trafić, bo z poprawą warunków sanitarnych w Chinach po prostu przestały być potrzebne. Głównymi bowiem zadaniami bizi było usuwanie łupieżu i... wszy. Z dzisiejszego punktu widzenia, podarowanie komuś takiego grzebienia, mogłoby zostać uznane za bardzo niemiłą aluzję. Któż mógłby więc pomyśleć, że kiedyś był to podarek zaręczynowy, wyraz miłości? I że w każdym porządnym buduarze musiał się taki znajdować?
W jednej z moich ukochanych lektur, zawierającej opowieści o starym Kunmingu, trafiłam na artykuł o grzebieniach. Pozwolę sobie go przytoczyć.

Czesanie grzebieniami bizi i igły

Jeśli mówimy o bizi, dzisiaj rzadko się je już widuje, ale w starym Kunmingu były w prawie każdym domu. Bizi i shuzi tak samo służą do obsługi głowy. Jednak bizi jest szlachetniejszy w formie, bardziej artystyczny, a i sposobem użytkowania trochę się od zwykłego grzebienia różni. Nie tylko można nim uczesać włosy tak, by były gładziutkie i błyszczące, ale można również pozbyć się przy jego pomocy wszy i gnid. [...] Na starych uliczkach i ruchliwych skrzyżowaniach rozstawiali stragany, popisywali się kilkoma kopniakami, klepali po piersi, a potem wyciągali bizi; najpierw chwalili, jakie to są one wspaniałe, a potem dawali popis przecinania grzebieniem kawałka skóry - że niby grzebienie są ze świetnych materiałów, że są twarde i trwałe, a dopiero później zaczynali sprzedawać. Sprzedawcy bizi pochodzili najczęściej z Syczuanu i Jiangxi.
Istnienie bizi związane było z ówczesnymi warunkami sanitarnymi. W przeszłości ubierano się biednie, a i możliwości umycia nie było dużo. Jest takie powiedzenie: biedni mają wszy, a bogaci wrzody na skórze. Poziom życia mieszczan był kiepski, więc wszy ciężko było uniknąć; zwłaszcza dziewczęta z długimi włosami, które nie tylko miały wszy, ale i gnidy, przez kunmińczyków nazywane "jizi" (蟣子), nie mogły nie używać grzebieni bizi. Pamiętam, że na starych uliczkach, gdy słońce stało już wysoko, matki wyczesywały grzebieniami bizi świeżo umyte włosy córek, raz za razem czesały - od razu było wiadomo, że wyczesują wszy, bo przy zwykłym czesaniu tak nie trzeba. Za chwilę zamieniały się miejscami i córki wyczesywały włosy matek. Jeśli trafiła się wielka wesz, zgniatało się ją bardzo głośno. Dla biedaków żadna nowość, wszyscy mieli podobne problemy, nikt się nie naśmiewał.
Oczywiście, mężczyźni też czasem się wyczesywali przy pomocy bizi; gdy głowa swędzi, trzeba sprawdzić, czy to nie wesz żeruje.
Ponieważ bizi były gęstsze od zwykłych grzebieni, podczas czesania zostawało na nich dużo włosów; dziewczyny zwijały te włosy w kłębki i wpychały w szpary w drzwiach i dziury w ścianach. Gdy się ich uzbierało więcej, a poszła fama, że ulicami krążą sprzedawcy wymieniający włosy na igły, zapraszało się takiego sprzedawcę do domu. On zaś, w zależności od ilości włosów wymieniał je na jedną bądź dwie igły. Wymieniacze igieł mieli szarfy z wpiętymi igłami wszelkiej maści. Zgodnie z zapotrzebowaniem, brało się maleńkie i cieniusieńkie igiełki do haftowania albo grubaśne do bielizny pościelowej.[...] Gdy w którymś domostwie pojawiał się iglarz, zbiegały się z dziewczęta z sąsiedztwa, by ubić targu i dzieciarnia, by popatrzeć[...].
Dawniej w żadnym domostwie nie mogło braknąć bizi; dzisiaj kobiety w miastach ich nie potrzebują, a małe dziewczynki to pewnie nawet nie wiedzą, jak bizi wygląda. Usłyszawszy o zbieraniu kłębków włosów w celu wymiany na igły, dzisiejsi ludzie śmialiby się do rozpuku, a i pewnie bez złośliwości by się nie obyło.
Faktycznie. Bo ile warta jest jedna igła? Problem w tym, że wówczas z pieniędzmi nie było łatwo, więc i bardziej się uważało przy wydawaniu. Kto wtedy słyszał o szamponach czy odżywkach do włosów? Zwykle używało się zwykłego mydła, a mycie głowy w wodzie z wygotowaną korą glediczji chińskiej uchodziło za luksus.
Życie się zmienia, a przedmioty codziennego użytku wraz z nim.
(Kunmińskie Wspomnienia, Zhao Zhengwan - 昆明憶舊, 趙正萬))
Przy całej mojej tęsknocie za dawnymi, dobrymi czasami, cieszę się bardzo, że nie muszę używać bizi. Samo czytanie eseju spowodowało, że zdrapałam sobie skórę z połowy głowy...
Mnie do szczęscia wystarczą takie grzebyczki:

8 komentarzy:

  1. Anonimowy18/2/14 15:42

    http://tablica.pl/oferta/gesty-grzebien-wyczesuje-gnidy-wszy-CID88-ID2DhB7.html w starej drogerii w Gliwicach ciągle dostępne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wow! Skoro mam dowód, że nie zniknęły z powierzchni ziemi, będę szukać! :)

      Usuń
  2. Ciekawy blog, dodaję go do moich ulubionych.

    Widać, że Szanowna Pani jest z tego pokolenia, które nie zna czasów kiedy takie grzebienie można było spotkać jeszcze w polskich domach. Pamiętam... moja Babcia takowy posiadała. Jest dość dużo asymitacji kulturowych, które wyemigrowały właśnie z Chin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Faktycznie, poza literaturą nigdy się z gęstym grzebieniem nie spotkałam i chociaż wielokrotnie o nim słyszałam, nie wiedziałam, jak wygląda. Dlatego zachwyciła mnie szczegółowość chińskiego opisu :)

      Usuń
  3. A co sprzedawca igieł mógł zrobić z pęczkami włosów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och, jeszcze do tego dojdziesz :D Poza materacami i innymi takimi, było jeszcze jedno tradycyjne zastosowanie. Jeśli Cię to bardzo ciekawi, wyszukaj na blogu hasło "włosy" :)

      Usuń
    2. Doszłam właśnie do Shaxi :)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.