Strony

2013-06-29

wykładowca

Kariera wykładowcy jest mi nieobca. Lektorowałam w Instytucie Konfucjusza w Krakowie, prowadziłam wykłady rozmaite w dziwnych miejscach, od budynków uniwersyteckich po herbaciarnie, o muzyce, herbacie, wsi chińskiej, języku. Z łezką w oku pożegnałam ten etap, gdy wyprowadziłam się do Chin. Przecież nie będę uczyła Chińczyków ich własnego języka, ich własnej kultury.
Pierwsza niespodzianka: mój towarzysz życia, Pan i Władca, najukochańsza w świecie Zwykła Belka ode mnie uczy się mandaryńskiego, bo całe życie władał tylko kunmińskim dialektem.
Druga niespodzianka: w dziedzinie parzenia herbaty praktyka w herbaciarni zapewniła mi zrozumienie tej części chińskiej kultury. Okazało się, że to zrozumienie jest głębsze niż u większości znajomych i nieznajomych Chińczyków, którzy już teraz ledwo sobie radzą z Liptonem, a o parzeniu herbaty czarnosmoczej czy puer nie wiedzą nic. Stąd był już tylko krok do zaproponowania mi prowadzenia wykładów o parzeniu herbaty przez Uniwersytet Yunnański, moją dawną uczelnię. Są to kursy dla obcokrajowców, nie dla Chińczyków; prowadzę je w chińsko-angielskiej mieszance językowej. Wiem, że jestem proszona o ich prowadzenie właśnie dlatego, że angielski jest mi trochę znany, a większość uczniów nie włada jeszcze chińskim na tyle, żeby zrozumieć wykład o kulturze parzenia herbaty w całości po mandaryńsku. Ale z drugiej strony: nie wierzę, że w całym Kunmingu nie ma ani jednego Chińczyka, który potrafi zaparzyć ceremonialnie herbatę i jednocześnie mówi choć trochę po angielsku. Nie wierzę, bo sama znam taką Chinkę :) Nie jest to też kwestia pieniędzy - fakt, za wykłady takie dostaję niewielką wypłatę, nie jest ona jednak niższa od normalnej stawki uniwersyteckiej. A jednak proszą mnie. Nie raz, nie dwa. Za każdym razem, gdy przyjeżdża grupa zainteresowana takimi zajęciami. Sprawdziłam się i chętnie takie zajęcia prowadzę, a uczniowie mnie widocznie lubią - gdyby były skargi, szybko by mnie zamienili.
Czyli jestem w Chinach, uczę przynajmniej jednego Chińczyka języka mandaryńskiego, a dodatkowo, jak widać, nauczam chińskiej kultury bardziej kompetentnie niż sami Chińczycy. Nie wiem jak Was, drodzy czytelnicy, ale mnie to okropnie śmieszy. Nie spodziewałam się, nie wiedziałam, że tak będzie. Za każdym razem pytam, dlaczego sobie nie znaleźli na moje miejsce jakiejś Chinki. Odpowiadają, że wcale nie szukają, a ja się strasznie cieszę, że mam okazję podzielić się wiedzą herbacianą z następną grupą. I właśnie kiedy myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, ta sama uczelnia zadzwoniła do mnie z innym pytaniem: czy nie poprowadziłabym serii zajęć (łącznie 6 godzin zegarowych) ze śpiewu. Miałabym uczyć grupę Amerykanów śpiewania chińskich piosenek, ciekawych, ważnych z punktu widzenia kultury, ukazujących odmienność chińskiej piosenki od wszystkiego innego.
Zamarłam. Tak, lubię śpiewać, tak, śpiewanie to kiedyś był sens mojego życia, tak, chińskie piosenki też znam. Tak, wystąpiłam kilka razy w chińskiej telewizji właśnie jako wokalistka - czytaj: biała małpa na scenie, ale... uczyć śpiewu? Ja? Serio?
Obiecali, że sama mogę wybrać piosenki, których będę uczyć. Że metody zostawiają mnie.
Oczywiście, że się zgodziłam. Nigdy nie odmawiam, jeśli w moim życiu może wydarzyć się coś niezwykłego.
I tak właśnie stwierdziłam, że nic w przyrodzie nie ginie. Każda pasja, każde hobby może się okazać właśnie tym czymś, co nie tylko daje Ci satysfakcję i przewagę nad innymi, ale w dodatku może się rozwinąć w zupełnie niespodziewanym kierunku.
Idę szukać piosenek :)

12 komentarzy:

  1. Ja ucze japonskich uczniow Kimigayo (japonskiego hymnu narodowego) :-) Jestesmy takimi cudami przyrody :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie czuję się dość niezwykle :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy29/6/13 18:51

    Droga Tajfunko gratuluję,że znowu będziesz robić coś nowego,bo wiemy,ze "nowe"to Twoja pasja.Ale cieszę się też egoistycznie,bo mam nadzieję,że o parzeniu herbaty i o piosenkach i muzyce Chin napiszesz nam tutaj dużoooooooo....Mam jeszcze jedno pytanie ,bardziej osobiste,ale jak możesz to proszę o odpowiedz.Pisałaś do tej pory o swoim mężu ZB.Dzisiaj napisałaś Zwykła Belka.Powiedz czy to Ty męża tak nazywasz,czy to jego imię.Jezeli imię to zapewne ma jakąś etymologię.W księżce "Obfite piersi......." jak zapewne pamiętasz kolejne pojawiąjace się na swiecie w rodzinie bohaterów dziewczynki ,dostawały imiona "Czekająca na brata" Pozdrawiam Noneczka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykła Belka to bardzo, bardzo dosłowne tłumaczenie imienia mojego męża. I na początku mojej z nim zażyłości (jakoś od marca 2012 :)) zawsze pisałam to imię w całości, dopiero później zaczęłam skracać do inicjałów :)
    A herbata i piosenki... czekają w długaśnej kolejce...

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaaaaaaaaaaaaaak! Jak wspaniaaaaleeee!!!! Cieszę się tak samo jak Ty, bo wiem jakie to ważne!!! Ech, ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  6. :D ja jeszcze nie wiem, czy aby na pewno się cieszę... :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie umierasz ze strachu :) Ale nic to, jak zwykle poradzisz sobie ..śpiewająco. Hmm, naprawdę uważam, że gdzie byś nie była i jak daleka byś była od wykonywania swoich pasji (a w każdej jesteś po prostu bardzo dobra przecież) to i tak w końcu się na Tobie poznają :D hihihihi, jestem z Ciebie MEGAdumna i jesteś takim moim promyczkiem nadziei ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. no właśnie nigdy nie jestem do końca przekonana, że jestem wystarczająco dobra w czymkolwiek... No, może poza pisaniem ekshibicjonistycznego bloga :D Ale ciągle się, psim swędem zresztą, udaje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa syndrom oszusta - przekonanie, że jeśli nam się coś udało, to tylko psim swędem. Zapewne nie jest to rzadkość,skoro ma nawet nazwę. A z innej beczki - Kirgizi też mają imiona w rodzaju "czekającej na brata".

      Usuń
    2. Aż sprawdziłam w wikipedii! Ha, jestem w doborowym towarzystwie! :D
      "Czekająca na brata" i tego typu imiona niestety nadal się zdarzają. Rzadziej, ale jednak...

      Usuń
  9. Bzdury gadasz, psim swędem to moja specjalność :D A co do nieprzekonania to dobrze - mobilizuje :) Jesteś cudowna i uwielbiam kiedy raz po raz świat się o tym przekonuje i prosi o więcej :D :D :D Normalnie wiedziałam, że tak będzie i dlatego się tak chichram (hihram?)!

    OdpowiedzUsuń
  10. jeszcze nie wiem, czy mobilizuje :D na razie nadal jestem zbyt zaskoczona, żeby pracować :D

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.