Strony

2013-05-26

transwestyci 人妖

Poranną kawę zaczęłam przy artykule pana Piotra Druzgały o tajskich transwestytach kathoey. Tak się składa, że akurat kilka dni temu rozmawiałam o nich z moją tajską siostrzyczką Piękną Zacną. Ja sama akurat nie byłam jeszcze nigdy w Tajlandii, nie znam też żadnego transwestyty; zawsze mi się wydawali biedni, bo napiętnowani i nieakceptowani. Gdy jednak podzieliłam się tą opinią z Tajką, rzekła ona, że ona zna wiele takich osób i że zdecydowanej większości wcale nie trzeba współczuć. Zapytani, jak się czują uwięzieni w ciele przeciwnej płci mówią, że cieszą się, że mogą spróbować życia kobiety i że w następnym wcieleniu też by tak chcieli. Oczywiście pod warunkiem, że znowu będą mieszkać w Tajlandii, bo tylko tutaj można być swobodnym bez względu na płeć.
No dobrze, mówię, nie całkiem przekonana. Ale Ty jesteś z dużego miasta, gdzie pewnie jest bardziej swobodne podejście i większa akceptacja dla tego typu spraw. Co jednak z dziećmi, które urodziły się w nieswojej skórze na głębokiej wsi? Czy tam też ludzie będą akceptować tego typu zjawisko?
Tajka myśli, myśli, w końcu mówi: trudno mi określić bez dokładnego sprawdzenia; nigdy mnie ten temat aż tak nie pasjonował. Wydaje mi się, że dla buddyjskiej części społeczeństwa, a przede wszystkim dla Tajów (etnicznych) nie będzie to problemem. Konflikty natomiast mogłyby się pojawić u trzech grup: tajskich mniejszości etnicznych, żyjących daleko od cywilizacji i posłusznych swoim bogom, Tajów chińskiego pochodzenia jeśli żyją zgodnie z tradycją - bo w chińskiej psychice bariera płci jest bardzo wyraźna, a przede wszystkim u Tajskich muzułmanów.
Patrzę na nią uważnie. Ale przecież Ty jesteś z chińskiej rodziny, skąd więc Twoja akceptacja dla tego aspektu tajskiej kultury?
Tajka uśmiecha się do mnie, mrużąc oczęta do stopnia, w którym dostrzeżenie ich nie jest prawie możliwe i mówi: bo tajską kulturę pokochaliśmy z taką samą siłą, z jaką dziadkowie znienawidzili Chiny.
A potem były długie godziny opowieści rodzinnych, ale to już w kolejnym tajskim wpisie :)
PS. Zwróćcie uwagę na to, jak się nazywa taka osoba po chińsku: 人妖 czyli "freak / demon / transvestite / transsexual / ladyboy". Wsadzenie do jednego worka transseksualistów, transwestytów, demonów i dziwolągów jest wprawdzie normalne w wielu kulturach, ale chyba tylko Chińczycy robią to oficjalnie i słownikowo...
PS.2 Na deser piosenka jednego... jednej... zresztą, czy to ważne? z najbardziej uwielbianych transwestytów w Tajlandii. Przed państwem Bell Nuntita!

6 komentarzy:

  1. a czy oni odróżniają tranwestytów i transseksualistów? bo ten pan/i na filmiku to raczej jest transseksualistą - piersi ma. a tranwestyta to po prostu mężczyzna (członek, zarost, i tak dalej), a tylko przebrany w damskie szmatki i umalowany na przykład.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego, co udało mi się dowiedzieć/wywnioskować, o ile w języku medyczno-psychologicznym istnieje wyraźne rozróżnienie, o tyle w zwykłej mowie nie robi się różnicy między mężczyzną, który wygląda jak kobieta, a kobietą, która jest uwięziona w męskim ciele. W języku chińskim na każdą dewiację dotyczącą wizualnej bądź psychologicznej zmiany płci mówi się 人妖; niestety nie znam tajskiego, więc nie wiem, jak to wygląda u Tajów. Moja Tajka w trakcie rozmowy posługiwała się językiem chińskim i angielskim. W tym drugim bez względu na to, czy mówiła o transwestytach, czy transseksualistach, używała sformułowania "ladyboy".
    Mam wrażenie (być może się mylę), że brak wyraźnego podziału między tymi dwiema grupami, z punktu widzenia osoby z zewnątrz, polega tylko na tym, czy dana osoba już się poddała kuracji hormonalnej, powodującej zmianę timbre'u głosu i pojawienie się piersi, czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyszedł mi na myśl jeden z rozdziałów książki Martyny Wojciechowskiej "Kobiety na krańcu świata 3", kiedy odwiedziła Samoa. Spotkała tam się również z trzecią płcią tj. fa'afafine, czyli mężczyznami, którzy czują się kobietami i od najmłodszych lat wchodzą w kobiece role. Fa'afafine cieszą się, że mogą być trochę mężczyznami, a trochę kobietami, choć zastrzegają, że nie ma to nic wspólnego z transseksualizmem, czy homoseksualizmem. Mają męskie ciała i wykonują przeważnie męskie zawody, ale po pracy uwielbiają się malować, pięknie ubierać i przystrajać biżuterią. Są wrażliwe, delikatne i bardzo kobiece. Bohaterka, a może bohater, tej opowieści jest szczęśliwa. Najważniejsze święto tej grupy społecznej nawet zaszczyca swoją obecnością prezydent kraju.

    OdpowiedzUsuń
  4. no właśnie, wydaje mi się, że cenią sobie możliwość "bycia pomiędzy", niekoniecznie chcą być "pełnoetatowymi" kobietami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy27/5/13 16:07

    cudny glos...A tak swoja droga gdy bylam w Tailandii widzialam, wystepy przedstawicieli "Plci obojga" i naprawde bylo i na co popatrzec i czego posluchac.Naturalnie i bez zbytniego podniecania sie tym co "oni" maja pod suknia.

    Bardzo nam w Europie daleko do takiego naturalnego traktowania odmiennosci, do czerpania radosci z tego co "inni" moga i potrafia a nie wieszania sie na tym czym sie roznia od zwyklego mezczyzny czy kobiety. Postrzegajac takich ludzi li tylko jako odmiencow plciowych robimy nie tylko im krzywde ale i sobie. Pozbawiamy sie bowiem nowego spojzenia i budujemny mur zamiast mostu ktory moglby nam wszystkim posluzyc laczac a nie dzielac.
    Kiara

    OdpowiedzUsuń
  6. bo w Polsce odmienność jest narzędziem walki z Kościołem. tacy ludzie sa wykorzystywani przez co silniejszych - Biedroń, Grodzka - i na nich sie skrupia niechęć społeczeństwa.
    ich odmiennośc jest na siłę lansowana, to robi wielka krzywdę całej tej grupie społecznej.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.