Strony

2012-06-17

Bylica pospolita 藜蒿

Kolejna roślinka do zielnika to kuzynka piołunu, nic więc dziwnego, że tak jak piołun poprawia przemianę materii, zwiększa apetyt, działa moczopędnie i odkażająco, a także pomaga nam się pozbyć życia wewnętrznego (lewatywa wysyła owsiki na pewną śmierć, a napary pomagają na to, co w trzewiach piszczy) czy zewnętrznego (choćby wszy boją się bylicy panicznie). Również mole i inne szafowe żyjątka nie przepadają za gorzkawym aromatem bylicy. Ale w Polsce, choć stosowana czasem jako przyprawa, nie jest bylica specjalnie popularna. W Chinach natomiast choćby sam fakt, że jest znana pod bardzo wieloma nazwami, świadczy najlepiej o jej popularności w wielu regionach, od Heilongjiangu po Yunnan. Ja poznałam tę roślinkę pod yunnańskim mianem 藜蒿 líhāo, ale PRAWDZIWI Chińczycy usłyszawszy tę nazwę, zapewne nie wiedzieliby, o co chodzi, dopóki nie powiedziałabym, że chodzi o 蘆蒿 [芦蒿] lúhāo.
Wzmianki o niej pojawiły się już w biblii chińskiego zielarstwa, czyli w Księdze Ziół Shennonga, czyli ponad 2000 lat temu, a szczegółowo omówiona jest w Kompendium naturalnych surowców leczniczych z XVI wieku. Poza wszystkimi sposobami użycia znanymi w Polsce, w Chinach stosuje się ją również do zapobiegania chorobom zębów, leczenia wątroby, gardła i - co najciekawsze! - do chronienia mózgu. Zachęcona w ten sposób, oczywiście MUSIAŁAM spróbować. Bylicę można spożywać w sałatkach, oczywiście po zblanszowaniu, bądź smażoną. My spróbowaliśmy w tej drugiej wersji:

Młodziutkie liście można też ukisić, ale muszą być bardzo świeże, żeby sztuka się udała - ze starymi lub zniszczonymi liśćmi potrawa będzie gorzka. Spożywać można wszystkie części rośliny, ale najszerzej dostępne są łodygi, które nie są ani zdrewniałe jak korzeń, ani gorzkawe jak liście. Nie należy się jednak bylicą (ani piołunem, jeśli już o tym mowa) przesadnie obżerać - zawiera ona bowiem tujon, który wzmaga co prawda czynność kory mózgowej - co mogłoby czasem nawet być przydatne - ale w większych dawkach wywołuje drażliwość a nawet psychozę, a w konsekwencji upośledza układ nerwowy. Z tych samych względów lepiej się nie upijać notorycznie absyntem czy wermutem, ale to już zupełnie insza inszość.
Szukając informacji o bylicy, natrafiłam na opisy jej magicznych właściwości - podobno broniła podróżników przed złymi duchami (pewnie lisicami...) i dzikimi zwierzętami - Chińczycy jednak skupiają się głównie na jej zastosowaniach leczniczych i kulinarnych. Zastosowanie lecznicze to bynajmniej nie tylko napary czy maści tudzież lewatywy; można nakladać bylicę bezpośrednio na skórę za pośrednictwem igieł akupunkturowych, a najchętniej przy moksybucji, zawsze na gorąco, żeby się pod wpływem ciepła uwolniły lecznicze substancje.
Przepis? Ten, co zwykle: wrzucić zieleninę pokrojoną w kawałki długości kciuka na rozgrzany olej w woku, ewentualnie dołożyć czosnek lub/i chilli. Można dorzucić paprykę, koniecznie czerwoną, żeby ładniej wyglądała na talerzu. Usmażyć tak, żeby była jeszcze lekko chrupka, a już nie surowa. To przepis idealny na większość zieleniny w Chinach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.