Strony

2019-09-05

Drungowie na scenie 独龙。南青

Właśnie trwa piętnasty festiwal nowych yunnańskich przedstawień. Niekoniecznie sztuk - bo były i przedstawienia będące popisami akrobatycznymi, i zbitki niepowiązanych piosenek itd. Dziś o sztuce pokazującej w bardzo ładny sposób życie ciekawej yunnańskiej grupy etnicznej - Drung. Postaram się kiedyś o nich napisać więcej, bo bardzo mnie zaintrygowali, a tymczasem opowiem o fajnym przedstawieniu, które zostało makabrycznie zepsute ostatnią pieśnią.
Już wstęp jest cudny. Mówi o tym, że życie Drungów jest jak pieśń - i to jest hasło przewodnie przedstawienia, w którym rytm życia jest pokazany w pieśni i tańcu.
Scena pierwsza to trzy krótkie objaśnienia - opis gór i rzek, wśród których narodziła się kultura Drungów, a także bodaj najbardziej egzotyczny element tej kultury: tatuaże na twarzach kobiet.
Kolejna scena przedstawia cztery pory roku: na wiosnę sadzenie, w lecie ciężka praca w polu, jesienna radość i palenie fajek przez zmęczonych staruszków, a w końcu zimowe tkanie kobiet wszystkich pokoleń.
Scena trzecia to życie młodej dziewczyny od momentu zakochania się, poprzez zwyczaj "zapłakanego zamążpójścia" 哭嫁, wesele z alkoholem podawanym w bambusie aż po kołysankę dla nowego członka rodziny.
Ogromnym atutem były piosenki w języku Drungów, tłumaczone na chiński na bocznych panelach przy scenie. Fantastyczne stroje, wyglądające zadziwiająco autentycznie (no, może poza elastycznymi geterkami pod krótkimi spódnicami. Chinki panicznie się boją, że ktoś zobaczy kiedyś MAJTKI, olaboga). Ładna, choć czasem trochę wydziwiona choreografia. Bardzo przyjemne widowisko.
I wtedy przyszedł czas na epilog.
Dawniej byliśmy biedni, a nasz żywot był trudny, ale dzięki Partii teraz jesteśmy szczęśliwi i żyjemy jak pączki w maśle!
To nawet trudno skomentować. Strasznie mi było przykro, że ładne przedstawienie, przedstawiające kulturę nielicznego ludu yunnańskiego, zostało tak potraktowane. Ja wiem, że pewnie musieli, ale...
Ale cieszę się, że nie wyszłam podczas pieśni patriotycznej. Kiedy bowiem młodzi artyści wyszli się pokłonić, razem z nimi wyszło na scenę kilka babć z pięknie wytatuowanymi twarzami. Ponoć to one pilnowały, by historie zostały właściwie opowiedziane.
Mimo końcowego zgrzytu cieszę się, że poszłam na przedstawienie. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pojechać do którejś wioski Drungów i zobaczyć, jak naprawdę wygląda ich życie; jego wizja artystyczna jest jednak lepsza niż nic, prawda?

2 komentarze:

  1. Komentarz trochę nie na temat: nie otwiera się "żeberka w słodko-kwaśnym sosie", pojawia się komunikat "Niestety strona szukana przez Ciebie w tym blogu nie istnieje." :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeberka właśnie dziś robię; będą za jakiś czas :) pojawiły się omyłkowo, więc musiałam je usunąć :(

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.