Strony

2017-04-02

24 przykłady nabożności synowskiej 二十四孝 XXIV

Mył matce nocnik 滌親溺器
Huang Tingjian był znanym urzędnikiem, ale przede wszystkim - kaligrafem i poetą żyjącym za czasów dynastii Song. Za panowania Song Zhezonga Huang był cesarskim historykiem. To właśnie on pilnował porządku w cesarskim kalendarium i prowadził kronikę astronomiczną. Mimo piastowania tak wysokiego stanowiska nigdy nie stał się arogancki czy pyszałkowaty. Wręcz przeciwnie: był ustępliwy, uległy i pełen szacunku, zwłaszcza w stosunku do swej matki. Choć domostwo jego obsługiwały setki służących, koło matki wszystko robił własnoręcznie, nieważne, jak nieprzyjemne mogło być to zadanie. Każdej nocy własnoręcznie mył nocnik, używany przez nią za dnia. Uważał, że skoro rodziców nie brzydzi nic, co muszą robić wokół własnych dzieci, to gdy dzieci dorosną, nie powinno ich brzydzić nic, co robią dla swych rodziców.

Mniejsza o to "wielkie poświęcenie", czyli zupełnie normalny i ludzki gest. Huang Tingjian to była fascynująca postać i bez tej otoczki. Był bowiem jednym z Czterech Wielkich Mistrzów dynastii Song i najlepszym przyjacielem poety Su Shi, o którym już Wam kiedyś wspominałam.
Urodził się w bogatej rodzinie, mieszkającej na południe od Jangcy. Jego pra-pra-pradziadek ufundował wspaniałą bibliotekę i system edukacyjny w regionie. W zasadzie wszyscy mężczyźni w tej rodzinie zostawali cesarskimi urzędnikami. Również kobiety w tej rodzinie były wyjątkowo utalentowane: matka Tingjiana była znakomitą kaligrafką (specjalizowała się w bambusach) i cytrzystką (grała na guqinie). Również ojciec chłopca był dobrze wykształcony; niestety odumarł Tingjiana, gdy ten miał zaledwie 13 lat. Chłopiec został wówczas wysłany po nauki do Anhui do wuja, również wielkiego erudyty.
Zgodnie z rodzinną tradycją przystąpił do egzaminu na jinshi. Za pierwszym razem nie zdał, ale przy drugim podejściu mu się udało. Miał wówczas zaledwie 22 lata; zaledwie parę lat później zdobył uprawnienia nauczycielskie i został belfrem akademii cesarskiej w Hebei.
Wuj Tingjina postanowił, że skoro już zatroszczył się o ryż powszedni siostrzeńca, teraz czas na zadbanie o jego sławę. To on pokazał Su Shi dziełka młodego mężczyzny. Wymienili się listami z poezją i tak została zadzierzgnięta dozgonna przyjaźń.
Niestety, choć byli niezłymi poetami i chyba nawet dobrymi ludźmi, cesarz poparł innych urzędników, co w zasadzie automatycznie sprawiło, że ta frakcja popadła w niełaskę. Su Shi został wygnany, najpierw do Hangzhou, a potem koniec świata, a ludzie rozpowszechniający jego pisma - ukarani grzywną. Młody Huang również został wygnany, do Jiangxi a potem do Shandongu. Obaj zasłynęli jako sprawiedliwi urzędnicy, dobrze traktujący podległy im lud (tu muszę przypomnieć, że wygnanie nie oznaczało utraty stanowiska, a jedynie i aż - wysłanie z dala od dworu cesarskiego i innych intelektualistów, żeby nie można było siać fermentu). Jednak - cesarze przemijają. Cesarzowa Wdowa, która nastała po niechętnym naszemu bohaterowi cesarzu przywróciła klikę tradycjonalistów do łask; wrócili na dwór. 
Jakiś czas później Tingjianowi umarła matka. Zgodnie z ówcześnie obowiązującym zwyczajem, musiał wziąć urlop. Zabrał więc doczesne szczątki matki, a przy okazji swoich dwóch żon też, do rodzinnego grobu na południe od Jangcy i pozostał tam trzy lata, by odbyć żałobę. W międzyczasie Cesarzowa Wdowa zmarła, a na dworze znów wszystko zostało przewrócone do góry nogami. Su Shi i Huang Tingjian zostali znów wygnani. Tak to już było - każdy nowy władca równał się wygnaniu jednych i amnestii dla drugich. Huanga czekała jeszcze jedna amnestia i jedno wygnanie, tym razem do Guangxi, czyli jeszcze dalej, w region dziki, ledwo co podbity i kipiący buntem. Wysłanie tam schorowanego sześćdziesięciolatka było prawie jak wyrok śmierci. Zdecydowanie wolałabym los Su Shi, który został wygnany na wyspę Hainan - tak samo dziką, ale przynajmniej klimat mają niezły, plaże, owoce morza, słońce...
Tingjian pojechał na dalekie południe całkiem sam. Chciał oszczędzić rodzinę, więc zostawił ich w Hunanie. Gdy dotarł na miejsce, zajmował się głównie kaligrafią i innymi zajęciami godnymi literata. Niedługo później umarł i na tym wygnaniu został pochowany. 

Takie to były niedobre czasy: cesarze zmieniali się szybciej niż wiosenna pogoda; według swego kaprysu wysyłali podwładnych na krańce cesarstwa bądź przywoływali ich do siebie. Żadnej stabilizacji, żadnej możliwości zaplanowania życia. Pan każe, sługa musi. A jednak ludziom takim jak Huang Tingjian czy Su Shi udawało się zachować pogodę ducha, gdy kolejni władcy bawili się nimi jak marionetkami. 
Mam nadzieję, że i mnie się to uda w obliczu przeciwności losu.

Dzisiejsza opowiastka "ku pokrzepieniu serc" kończy nasz cykl opowieści o dobrych synach. Jak się Wam one podobały?

8 komentarzy:

  1. Zastanawiajace jest jedno, ze w prawie kazdym nazwijmy to brzydko-"mniej cywilizowanym" swiecie ( konkretnie chodzi mi o owe kraje biedniejsze) jest rozpowszechniony szacun dla sztarszych jako dla kogos madrzejszego, bardziej rozumnego, doswiadczonego etc...

    W krajach zachodniej cywilizacji niby tez to samo jest ale...jednak nie jest. Tzn.: byc dobrze wychowanym to np.: nie olewac w dyskusjach starszych, pamietac o urodzinach starszyzny w rodzinie. ladnire bywa kiedy w pracy zachodzi sie ze starszymi pracownikami pogadac chocby o pogodzie- szczegolnie szefowie kiedy to czynia to jest ogolnie git. Natomiast mlodziez nie ustepuje starszym miejsca w autobusach, kazdy zapatrzony w komorke, ze sluchawkami na uszach stara sie starego stojacego obok nie zauwazac. Dziadkow najlepiej odwiedzac kiedy sie chce kasy i takie tam....

    Podejscie zas doroslych ( rodzicow i dziadkow ) do swych pociech na zachodzie jest takie, ze skoro chciales miec dzieci to na nie pracuje i daj im w ich dzieciectwie i mlodosci zyc. I zyj tak, aby nie byc dla nich nigdy ciezarem. Ostatnio finasowe problemy przezywal ktos z rodziny mojego meza, ktos ze starszyzny rzucil pomysl aby syn zaczal owym przezywajacym finansowe problemy placic alimenty. Na co obruszyli sie owi ludzie od problemow, bo dziecko nie musi ciagnac rodzicow, nie msui brac na bary takiego ciezaru. Trzeba tak zyc i tak sie na starosc zabezpieczac aby dzieci nie obciazac- one tez chca miec cos z zycia. Kolezanka Turczynka zas uwaza , ze nie po to ma dzieci aby klepac biede. Ona wychowywala swoje pociechy, dawala z siebie wszystko- teraz one musza jej zapewnic byt.
    Obie postawy niekoniecznie mi sie podobaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Cię zmartwić - w Azji szacunek do starszych również istnieje tylko teoretycznie. W dodatku szacunek do młodszych w ogóle nie istnieje.

      Usuń
    2. Tak samo można się zmartwić też w Azji Centralnej. Często można tam usłyszeć szumne deklaracje o wartościach rodzinnych i właśnie szacunku dla starszych, a życie pokazuje co innego. Zdarza się też, że same starsze osoby usiłują ten szacunek wymusić, manipulując rodziną na wszelkie sposoby.

      Usuń
  2. Cykl przybliżył wizualnie i literacko doktrynę podkreślaną w literaturze historycznej. Kapitalna sprawa :-)
    A to mnie zaskoczyło "Muszę Cię zmartwić - w Azji szacunek do starszych również istnieje tylko teoretycznie. W dodatku szacunek do młodszych w ogóle nie istnieje." - bo oglądając relacje wnucząt, dzieci i rodziców na ulicach Chin wydawało mi się nie teorią a praktyką. Pozory mylą...
    Pozwoliłam sobie podlinkować te opowieści, bo były a propos mojej ostatniej notki, choć raczej dotyczącej starożytności, ale w Chinach wszystko się rozciąga na trzy tysiące lat.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może miałaś szczęście trafić w miejsce/miejsca, w których faktycznie jest lepiej. Ja codziennie obserwuję młodzież, która nie rusza zadków z miejsc, gdy wchodzi do autobusu 80letnia staruszka. A z drugiej strony - codziennie obserwuję, jak 50letni wujek czy dziadek tłucze potomstwo czy na nie wrzeszczy. U części społeczeństwa obustronny szacunek pewnie występuje, ale ten brak dużo bardziej rzuca się w oczy...

      Usuń
  3. A ja spotkałam się z Chinach z dużym szacunkiem wobec mnie samej. Bardzo to było zaskakujące i miłe jednocześnie, w Europie nikt mnie tak traktował. Tylko czy to było dlatego, że jestem starsza, biała czy nauczyciel? Może wszystko naraz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do nauczyciela zazwyczaj jest jeszcze szacunek; do starszych? Zależy jak bardzo są starzy, bo zgarbionych staruszek tu nikt nie poważa. Kolor skóry miewa znaczenie, choć nie zawsze. Ja zostałam dwa razy uderzona przez ucznia (raz przez pięciolatka, raz przez dziesięciolatka), a raz nawet ugryziona do krwi (przez trzylatka). Tylko jednego z tych uczniów rodzic zmusił do przeprosin, acz widać było, że dziecko kompletnie nie rozumie, co zrobiło źle.

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.