Strony

2015-03-08

Miłość samuraja

Czytam i umieram ze śmiechu. Muszę często przerywać, dlatego lektura tej 140-stronicowej książczyny trwa tak długo. Sieroszewski ma niewątpliwy talent, trzyma czytelnika w napięciu i choć polszczyzna trąci myszką, jest "czytalny". A jednak z powiastki romantyczno-przygodowej zrobiła się komedia. Właśnie trafiłam na bambuśnik: "Gompaci wszedł do maluchnej sionki z plecionych prętów bambuśnika". Wiem, że autor miał na myśli bambus, ale wizja sionki z bambuśnika, czyli z ptaszka, który wygląda tak:
bardzo mnie rozbawiła.
*
"Zginęła zgonem okrutnym lub została sprzedana do Chin czy Korei na życie straszniejsze od śmierci".
Sprzeciwiam się całym jestestwem idei, że życie w Chinach jest straszniejsze od śmierci :)
*
"litery chińskie". Grrrr.
*
"tłum ludzki i jego mieszkania zasłaniały świat. Szum głosów i stukot sandałów pokrywał nawet plusk oceanu, bijącego o niedalekie brzegi."
Nie byłam jeszcze w Japonii; najtłumniejsze doświadczenie mojego życia to Chiny w dzień targowy/chiński dworzec kolejowy tuż przed Świętem Wiosny. Już te doświadczenia wywołują we mnie dreszcze. A przecież Japonia jest zaludniona jeszcze gęściej...
*
"Gęstniejąca purpura wieczoru powlokła śliczne szczegóły dzielnicy jednostajną czerwienią, podobną do dzierganego nocnego kimona kryjącego ciało miłośnicy gotującej się do nocy rozkoszy" - muszę popracować nad swoimi porównaniami...
*
Och, to mylenie gejszy z dziwką i wiara, że można zostać gejszą w pół roku, startując od zera! :D
*
"Dlaczego jednak ptaki i cykady mogą śpiewać, ile pragną, a my nie możemy kochać się bez przeszkód?" - to zdanie jest najpełniejszym podsumowaniem pełnych 140 stronic burzliwego samurajskiego romansu :D I choć to bzdurka, pełna niedokładności, zdań wielokrotnie złożonych i iście barokowych porównań, miło się ją czytało. Ech, taka właśnie lektura - na jeden raz, absolutnie nie z tych, do których się wraca, a przecież wzruszająca. I o ile lepiej napisana od tych wszystkich "Białych gejsz" i innych takich... Serdecznie Wam polecam na łzawo-śmieszny wieczór wypełniony westchnieniami i lodami czekoladowymi "Miłość samuraja" Wacława Sieroszewskiego.

6 komentarzy:

  1. Czyli troche lepsze 50 shades w wersji na japonsko? Przeczytam koniecznie, go ostatnio spedzam type czasu na lotniskach że tylko barokowe porownania moga mnie uratowac... Czytanie kryminalow podsuwalo mi bowiem bardzo niecne pomysly kierowane pod adresem strajkujacych pilotow I innych odpowiedzialnych za przestoje w podrozy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, od 50 shades jest to lepsze od kilka klas!!! Nie ma przygryzania warg aż do granic ich napuchnięcia, ani wewnętrznych bogiń o małym zasobie słów... Ten autor w ogóle mnie zachwycił :)

      Usuń
  2. Język jest intrygujący. Na szczęście w mojej bibliotece jest, więc pożyczę. Może być równie stereotypowa "Zamorski diabeł" tegoż autora. To pewnie przede mną ciekawa lektura z napadami śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że od Zamorskiego Diabła cokolwiek bardziej odpowiada realiom kraju i epoki. Ale napady śmiechu i tak są gwarantowane :) A o Diable swoją drogą niedługo napiszę :)

      Usuń
  3. Coś podobnego. Nie wiedziałam, że autor "12 lat w kraju Jakutów" tworzył też takie dzieła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja z kolei nie czytałam jego żadnej literatury "poważnej". Niestety nie mam dostępu :(

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.