Strony

2015-02-09

Prima Vista w Kunmingu

Byłam na koncercie. To fakt godny odnotowania, bo byłam na koncercie w Kunmingu, a to mi się rzadko zdarza, bo tutejsza orkiestra jest dnem i kilometrem mułu, a występy gościnne, choć zdarzają się w sumie dość często, straszą cenami od stu złotych wzwyż. Ja wiem, że bilety muszą kosztować, ale rozpieścił mnie Kraków, w którym wiele dobrych koncertów można było zawsze posłuchać za darmo albo w rozsądnej cenie. W Kunmingu muzyka na żywo to rzecz dla mocno bogatych snobów. Ja nie jestem mocno bogata i nie jestem snobką, więc zdarza mi się pójść na koncert w zasadzie tylko wtedy, kiedy jest ponadprzeciętna okazja.
Tą okazją była wizyta rodaków. Właśnie tych, którzy występowali, czyli kwartetu Prima Vista.
Miałam okazję nacieszyć uszy Polską. Kto nie mieszkał na końcu świata, na pustyni kulturalnej, ten nie zrozumie. Dla mnie polska książka, której mogę dotknąć, polska muzyka, której mogę posłuchać na żywo - to skarb. Tak, w internecie jest sporo zbiorów, czytam ebooki, słucham Kabaretu Starszych Panów, ale... To nie to samo. Dlatego trzy polskie książki w paczce od Mamy czy koncert kwartetu, grającego Chopina, Elsnera, Moniuszkę i Szymanowskiego - warte są każdej ceny. Jedynym zgrzytem był Chopin na kwartet i fortepian. Na fortepianie produkowała się tutejsza gwiazda, facet, który naucza i koncertuje, a który sobie rytmu w takcie wyliczyć nie potrafi, czego dał popis na estradzie. ZB powiedział, że chce wyjść, żeby zwymiotować; pocieszyłam go, że zagrają tylko jedną część, tę najwolniejszą...
W przerwie koncertu miałam okazję porozmawiać z muzykami.
Och, polski na żywo, nie przez skajpa! Okazało się, że przyjechali nie tylko na koncert - prowadzą też tygodniowe warsztaty mistrzowskie na Yunnańskim Uniwersytecie Pedagogicznym 云南师范大学, że nauczali już w innych chińskich miastach, że podoba im się to, co usłyszeli w Syczuanie czy Szanghaju i - co najważniejsze! - mają porównanie z Japonią, w której takie warsztaty prowadzą regularnie. I tu moja kunmińska część duszy została mile połechtana. Bo orzekli, że Japończycy stoją technicznie dużo wyżej - wiecie, nastolatkowie śmigający po klawiszach z nieprawdopodobną wirtuozerią itd., ale Chińczycy lepiej czują muzykę.
Hmmm... Szkoda, że nie będą mieć okazji posłuchać, jak jazzuje mój wspaniały małżonek :)
A swoją drogą - jeśli będziecie mieć okazję, to posłuchajcie chłopaków. Nieźli są.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.