Strony

2014-12-29

kiedy bierzesz prysznic?

Uczę angielskiego (i strasznie się tego wstydzę, bo od dawna już mówię lepiej po chińsku niż po angielsku). Tym razem czynności zwyczajowe, present simple, usually, always, everyday i pytanie "what time do you ...?". Za stołem siedzi para nastolatków, którym prosty opis dnia przysparza niemałych trudności. Po długich i ciężkich cierpieniach, czyli po opisie całego dnia od wstawania, jedzenia śniadania i mycia zębów, poprzez szkołę i koszykówkę aż po kolację, pytam "kiedy bierzesz prysznic?". Dzieciak się zastanawia, zastanawia i odpowiada: "on Tuesdays". Sądzę, że źle zrozumiał pytanie, więc mówię, że nie w który dzień tygodnia, a o której godzinie. On patrzy na mnie ze zniecierpliwieniem i powtarza: "every Tuesday, in the evening, before I go to sleep". Jego kolega zaczyna się z nim przekomarzać: "sam widziałem, że codziennie wieczorem wchodzisz do łazienki!". Delikwent się broni: "tak, bo codziennie myję głowę, ale przecież nie biorę prysznica codziennie, jeszcze nie zwariowałem".
Całe szczęście byli zbyt zajęci przegadywaniem siebie nawzajem, żeby zauważyć moją minę.

Hmmm.

Skoro bierze prysznic we wtorki, to może powinnam przesunąć jego lekcję na środę?...

Swoją drogą to nie jest pierwsza taka sytuacja. Na samym początku mojego pobytu w Kunmingu nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ludzie są... hmmm... nie pierwszej świeżości. Później spotkałam doktorantkę wybierającą się na staż do USA; to właśnie ja doradziłam jej, żeby myła się codziennie i żeby nie kopała psów, które chcą się z nią przywitać, jeśli faktycznie chce się zaprzyjaźnić z jakimikolwiek Amerykanami. Ba, po powrocie powiedziała mi nawet, że dziękuje za to, że nauczyłam ją jeść z zamkniętymi ustami! I że w ogóle nie zdawała sobie sprawy, że tego typu bzdety mogą być ważne...
Jeszcze później kolegowałam się z Chinkami, które podśmiewały się z Europejek "one się tak często myją dlatego, że śmierdzą", a w ogóle to są "przewrażliwione na punkcie higieny" i "z niewiadomych przyczyn narzekają na brak mydła w chińskich toaletach, jakby to było coś ważnego".
Oczywiście, istnieją chlubne wyjątki. Za jeden taki wyjątek wyszłam za mąż. ZB uwielbia się kąpać, uwielbia prysznic, a głowę myje ze trzy razy częściej niż ja. Nauczył się tego... w Kantonie. Po studiach został tam wysłany do pracy (tak, to jeszcze było w tych czasach, w których jechało się tam, dokąd państwo wysłało) i odkrył, że Kantończycy myją się przynajmniej trzy razy dziennie: po wstaniu, po powrocie z pracy i przed spaniem. W tamtejszym tropikalnym klimacie faktycznie nie ma innego wyjścia - ja w lecie na Tajwanie kąpałam się cztery razy; do trzech wymienionych u góry trzeba dodać ten przed wieczornym wyjściem do knajpy.
I dobrze, że się ZB nauczył. Inaczej bym się z nim nie hajtnęła :P

10 komentarzy:

  1. Bodajże wczoraj zagadał do mnie w windzie starszy pan, mówiąc kiepskim dość, ale zrozumiałym standardem, że wyszło słońce, więc będzie mycie ;) Fantastyczny blog, pozdrawiam z Kunmingu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, ogrzewanie słoneczne rządzi! Tylko, że my, w przeciwieństwie do większości kunmińczyków, oprócz słonecznego mamy jeszcze elektryczny bojler :) Może jakaś herbatka, skoro w Kunmingu? :)

      Usuń
  2. No cóż, w Chinach Ludowych byłem 5 razy w różnych latach i miejscach. Spałem w dobrych hotelach, które posiadały łazienki w "europejskim" stylu czyli takie jakie znamy.
    Widziałem różne dziwne "łazienki" na dworcach czy kolejowych czy autobusowych, ale nigdy nie sadziłem, aby takie "coś" Chińczycy mieli w domach. To, że myją się rzadziej
    niż my nie musi świadczyć o jakości ich łazienek - jak to jest w rzeczywistości?
    Pozdrawiam - Stefan z Raciborza
    PS. nie jestem na Facebooku ani na żadnym innym portalu , a więc "nie istnieję w sieci"- sorry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszyscy Chińczycy myją się rzadziej - choć faktycznie w Yunnanie i Syczuanie problem istnieje. Łazienki, nawet pięknie wyposażone, na południu dysponują ciepłą wodą tylko ogrzewaną słonecznie. Też mieszkałam w takim mieszkaniu - to jest tutaj zwykły, przeciętny standard. Mieszkanie z bojlerem uchodzi za luksusowe. I choć Kunming jest bardzo słonecznym miastem, zdarzają się nawet całe tygodnie zachmurzenia. Jeśli jest to w zimie, to temperatura powietrza wynosi dwa-trzy stopnie, a wody - jest niewiele wyższa. Wówczas kąpiel jest wyzwaniem. Z drugiej jednak strony znam Yunnańczyków dysponujących ciepłą wodą 24 godziny na dobę, a myjących się raz, dwa razy w tygodniu po prostu dlatego, że nie mają wewnętrznej potrzeby robić tego częściej.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za przygarść informacji jak to wygląda w życiu codziennym Chińczyków. Nigdy nie miałem okazji zobaczyć zwykłego mieszkania przeciętnej rodziny chińskiej, więc już jestem "mądrzejszy". Poza tym te ogólne uwagi o higienie w Chinach i w Polsce potwierdzają, że pomimo wielkiej odległości- zachowujemy się podobnie.
      "Uczę angielskiego (i strasznie się tego wstydzę".. nie ma czego - z czegoś trzeba żyć! Co prawda mówią : obyś cudze dzieci uczył, ale mówią też, że żadna praca nie hańbi ( oprócz społecznej - jak mawiano w PRL'u)
      Pozdrawiam
      Stefan

      Usuń
    3. Nie ma za co, zawsze chętnie się dzielę okołochińskimi doświadczeniami :)

      Usuń
  3. Rzeczywiście chińskie poczucie estetyki trochę różni się od naszego, choć z tymi różnicami bym nie dramatyzowała. Z mojej wycieczki po Chinach zapamiętałam niezbyt czyste toalety, mimo to byłam wdzięczna, że było tam tyle publicznych toalet, podczas gdy u nas człowiek w miejscu publicznym prędzej się posika, niż jakąś znajdzie. Poza tym jestem uodporniona na takie obrazki, mieszkałam kiedyś w akademiku, gdzie niczym dziwnym było spotkanie w poniedziałek z rana we wspólnej na całe piętro łazience zlewu zatkanego wymiocinami czy klocka pozostawionego przez pijanego właściciela obok toalety. Już bardziej rozśmieszyły mnie uczestniczki mojej wycieczki, które przy Wielkim Murze stały w ogromnej kolejce do jedynej ubikacji europejskiego typu, podczas gdy można sobie spokojnie było skorzystać z dziesięciu wolnych toalet typu chińskiego. Pomyślałam sobie wtedy, że u nas ludzie lubią udawać szlachtę, co to w kucki nigdy nie sika, a pewnie jeszcze mama albo babcia takiej pani korzystała ze sławojki. Za czasów naszych babć mycie się raz w tygodniu nie było niczym dziwnym, moją babcię ciągle siłą trzeba wyganiać raz w tygodniu pod prysznic. Nie ma w niej za grosz wewnętrznej potrzeby tegoż prysznica. Jej młodość wypadła na czasy sanacji, a wtedy standardy higieniczne na polskiej wsi były nieco inne niż moje teraz. Z założenia też nie siadam w komunikacji miejskiej obok panów powyżej wieku średniego ze względu na duże prawdopodobieństwo, że nie będzie tam pachniało. Acha, i jak tak sobie przypominam to moja wiejska babcia też miała zwyczaj kopania Bogu ducha winnych i przyjaźnie nastawionych kotów czy psów, wiele lat trzeba ją było tego oduczać. Kiedy tak porównam moje dwie babcie, zwyczaje tej wiejskiej babci były bardziej chińskie, a tej miejskiej - bardziej europejskie (w kontekście Twojego dzisiejszego postu). Czasem nie trzeba przekraczać granic państw i kontynentów, żeby przeżyć szok kulturowy. Wystarczy różnica pokoleń albo grup społecznych. Warto czasem przypomnieć wszystkim oburzonym, jak niedaleko mogą coś podobnego znaleźć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie oburzenie już dawno przeszło w... bo ja wiem? Lekkie zaskoczenie. Sama jeździłam na wczasy na wieś i kąpałam się tylko w strumyku, przy ładnej pogodzie, ewentualnie w balii; szybko też zostałam nauczona, że liście to doskonały papier toaletowy. Inną dla mnie rzeczą jest to, że nie ma wygórowanych potrzeb higienicznych osoba wychowana w czasach i miejscu, gdzie o zaspokojenie takich potrze jest trudno, a inną - osoba, która od zawsze może coś robić, a nie korzysta i uważa to za śmieszne. Dlatego starszy pan, który mówi, że "dziś jest słońce, będzie się można umyć" wcale mnie nie dziwi ani nie oburza, za to nastolatek mieszkający w "europejskim" mieszkaniu, który myje się raz w tygodniu - owszem.

      Usuń
  4. Natalio, czytałam dzisiejszy wpis mojej australijskiej koleżance, też nauczycielce angielskiego i bardzo się uśmiałyśmy. Zauważyłam, że piszesz co drugi dzień, protestuję, bo dzień bez bloga, to dzień stracony. Pozdrawiamy jeszcze z Sharm el Sheikh. H&J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Turkusowa Ciociu! Ostatnio miałam trochę pracy, a także wysyp gości, więc na blog czasu nie było; obiecuję się poprawić (w miarę możliwości) :)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.