Strony

2014-09-16

Ten Obcy

Słyszeliście kiedyś o Kolorowych Oczach? Ja usłyszałam całkiem niedawno - oczywiście zaraz potem dowiedziałam się, że tak naprawdę nie chodzi o kolorowe oczy, a o przynależność etniczną, z oczami niemającą nic wspólnego, ale to już inna rzecz. O co więc chodzi?
Mongołowie podbili Chiny i uporządkowali ludność, dzieląc ją na cztery klasy/kasty. Najwyżej byli oczywiście Mongołowie, którzy wszystkimi rządzili. Później byli Semu 色目, o których będzie dzisiejszy wpis. Na trzecim miejscu - Hanowie, czyli dzisiejsi "etniczni Chińczycy". Na ostatnim - również Chińczycy etniczni, ale z terenów, które należały wcześniej do Songów - czyli z Chin Południowych. Nazywano ich więc (południowymi) barbarzyńcami - Manzi 蠻子. Już po samym tym podziale widać, kogo musiała pomieścić kasta Semu: wszystkich, którzy nie byli Mongołami czy Hanami. Czyli byli to wszyscy możliwi "obcy". Biorąc pod uwagę, że kasty zostały uporządkowane od "najlepszej" do "najgorszej", widać wyraźnie, że obcy mieli wyższą od Chińczyków pozycję (Mongołowie bali się dopuścić etnicznych Chińczyków do jakiejkolwiek władzy) - co miało m.in. konsekwencje prawne. Kim jednak faktycznie byli Semu? Byli 各色名目 - czyli "wszystkim innym", różnymi różnościami. Byli między nimi Arabowie, Alanowie (Sarmaci), Asyryjczycy, Ujgurzy, Tanguci, Tybetańczycy, Rosjanie, Persowie, Turcy i Karachanidzi; część zamieszkiwała tereny ówczesnego Imperium Mongolskiego od dawna, część handlowała, a część została przez Mongołów nakłoniona do przeprowadzki właśnie w tym okresie. Podejrzewam, że generalnie wrzucano do tego worka wszystkich imigrantów - a było ich podobno nawet ponad 30 typów! Nawet jeśli kilka z nich to ci sami ludzie podwójnie zaklasyfikowani, i tak było ich dużo. Powstała kasta nie zintegrowała ich - identyfikowali się nadal głównie z własną grupą etniczną. Klasyfikacja służyła wówczas raczej celom administracyjnym. Pozwalała obcym poczuć się lepiej niż Chińczykom - obcy mogli startować do wysokich stanowisk, nosić broń... W związku ze zdecydowaną przewagą muzułmanów (choć wśród Semu byli też chrześcijanie czy żydzi!) często błędnie wrzucano ich do jednego worka, nazywając Huihui. Faktycznie, najsłynniejsi Semu byli muzułmanami, aczkolwiek ciekawa jestem, jak sobie w owych czasach radziło ich muzułmańskie sumienie. Wysoką pozycję społeczną mogli bowiem uzyskać tylko jeśli przestrzegali reguł - a te wymagały przyjęcia choć części mongolskich zwyczajów. Na przykład: zabroniona była rytualna rzeź zwierząt (oczywiście, nadal się odbywała - zarzynali owce z dala od mongolskich oczu) i narzucana kuchnia mongolska. Zabraniano również obrzezania, a obywatele musieli respektować prawo mongolskie, a nie szariat. Biedni, uciśnieni muzułmanie, stwierdzili, że nie podoba im się służba Mongołom i dołączyli do trupy późniejszego pierwszego cesarza dynastii Ming. Ciekawe, że innych obcych zmuszano do zjednoczenia się z muzułmanami - byli do tego zmuszani zarówno chrześcijanie, jak i żydzi* - a im się i tak nie podobało. Wszczynali rebelie, spiskowali - a przecież i tak mieli lepiej niż etniczni Chińczycy... Inna rzecz, że część z nich zasymilowała się z chińskim społeczeństwem - pozdawali egzaminy cesarskie, przyswoili zasady konfucjańskie i reguły ówczesnej poezji. Kiedyś może pokuszę się o przetłumaczenie jakiegoś wiersza mojego ulubionego poety tamtych czasów - Guan Yunshi, muzułmanina tureckiego pochodzenia, który nie chciał robić kariery :)
Inna rzecz, że choć próbowano ich pilnować i zmieniać - te wszystkie restrykcje nakładane na muzułmanów, a za czasów dynastii Ming nawet konieczność zawierania związków małżeńskich z etnicznymi Chińczykami - w zasadzie nie zniszczyły ich poczucia odrębności i zupełnie niechińskiej tożsamości. Ba! Ci, którzy hajtali się z Chinkami/Chińczykami oczywiście konwertowali ich na islam, więc populacja muzułmanów w Chinach rosła nieprawdopodobnie szybko; teoretycznie chińska krew rozrzedzała mocno tę perską, turecką czy ujgurską, ale nawet dzisiejsi Huiowie mówiąc o swych przodkach, wspominają właśnie Semu, chińskie dziedzictwo pomijając niezręcznym milczeniem.
W związku z tym pomieszaniem i poplątaniem etniczno-kastowym, gdy upadła dynastia mongolska, zapomniano o Semu, a obcych - skoro byli głównie muzułmanami - zaczęto nazywać Hui. Część z nich nie została zresztą w Chinach - zaczęli emigrować przez Yunnan do Birmy czy Tajlandii; zawsze mieli zmysł kupiecki. Ci yunnańscy huiowe byli tam nazywani Panthay. Sami Yunnańczycy oczywiście tego określenia nie używają - przecież jest to słowo birmańskie. Przed tymi, którzy zostali, otwarte były wszelkie ścieżki kariery - zostawali urzędnikami, otaczał się nimi cesarz, który pozwolił im wrócić do dawnych zwyczajów kulinarno-religijnych. Muzułmanie stopniowo rośli w siłę, a inni Semu - albo zostali skonwertowani, albo stopniowo powymierali. Maleńkie zachowane społeczności typu żydzi z Kaifengu są raczej wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Do Yunnanu obcy przybyli w trzech partiach - jako Fanke 番客, czyli goście z zagranicy - najczęściej handlarze i podróżnicy czasów tangowskich i songowskich, jako Semu za czasów mongolskich i oczywiście później. Poosiedlali się w całym Yunnanie - i choć dzisiaj etniczni Chińczycy stanowią zdecydowaną większość ludności Yunnanu, a muzułmanów jest zaledwie parę procent, to istnieje ładnych parę miast, w których stanowią większość; są też miasta, którymi w ogóle muzułmanie rządzą - jak choćby Jinning, Weishan czy Xundian. Wymieszali się z miejscowymi, oczywiście ich przy okazji nawracając. Nie tylko z Chińczykami; na celowniku znaleźli się też Baiowie, Daiowie, Yi... O innych "obcych" już dawno wszyscy zapomnieli.
Zafascynowała mnie historia tych obcych, pewnie dlatego, że sama jestem obca. Może też trochę dlatego, że miałam okazję poznać wielu tutejszych muzułmanów, głównie tych... hmmm... nieortodoksyjnych. Mówią o sobie przede wszystkim jako o Huiach, a dopiero potem jako o Yunnańczykach; na samym końcu wspominają, że tak, owszem, w zasadzie są Chińczykami, ale innymi od tych prawdziwych Chińczyków. I mówią tak, siedząc przy jednym stole z niemuzułmanami (a nie powinni), pijąc alkohol (jeszcze bardziej nie powinni), a kobiety nie zakrywają sobie głów (skandal!), które w dodatku są ufarbowane. Kiedy się z nimi spotykamy, nie zamawiamy wieprzowiny. Oni zaś jedzą z nami niehalalowo zarżnięte kurczaki, odziani w jedwabie i złote ozdoby. Choć więc ważne jest dla nich poczucie odrębności, choć czują się lepsi od Chińczyków Han (owszem!) - jestem ciekawa, na czym opierają swoją islamską tożsamość. Czyżby na tym, na czym wielu Polaków opiera swój katolicyzm - na tradycji i przyzwyczajeniu, nie mających specjalnego przełożenia na życie?

*nie wszystkich zdołano zmusić, mówię tylko o tendencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.