Strony

2014-01-12

ciężkie życie

Młody Li, reprezentant ludu Tujia, towarzyszy mi w spacerze po hubejskiej wioseczce na końcu świata. Widzę skały na środku pól z tytoniem i zastanawiam się na głos, jak ciężkie jest życie człowieka związanego z nieurodzajną, kamienistą ziemią.
Li zaczyna opowiadać.
Myślisz, że nasze życie jest trudne, bo na polach są głazy, których nie da się przenieść albo jaskinie, w które łatwo wpaść, a które odbierają nam pola uprawne. Ale teraz nasze życie jest łatwe!
Patrz na ten tytoń. Wiesz, od kiedy go uprawiamy? Dopiero od lat osiemdziesiątych. Wcześniej tylko kukurydza, ziemniaki i bataty. Ryż jedliśmy może dwa razy do roku - tutaj uprawiać się nie da, a ta droga - pokazuje wyasfaltowaną drogę, na której dwa samochody się nie wyminą, chyba, że jeden zjedzie w krzaki - powstała dopiero dziesięć lat temu.
Zresztą, tytoń też nie rośnie wszędzie. Na szczytach, latem mocno słonecznych, jest za gorąco, więc tytoń rośnie tylko w ocienionych dolinkach. Bez względu zaś na to, czy jest to zbocze strome czy łagodniejsze, obecność głazów nie pozwala na użycie maszyn. Ale i tak uprawa tytoniu sprawiła, że nagle poziom życia podskoczył o kilka poziomów. Teraz nikomu nie brakuje mięsa! A ja przecież jeszcze pamiętam, jak mięso było od święta. Mamy ryż. Łatwo go sprowadzić, albo i samemu pojechać do miasteczka po zapas.
Nie, nasze życie nie jest trudne, już nie. Patrz, jaką mamy wspaniałą szkołę! Kiedy ja byłem mały i nie było jeszcze drogi, szedłem do szkoły dwie godziny w błocie i śniegu, górskimi ścieżkami. A przecież to nie było bardzo daleko! Teraz dzieci do szkoły chodzą w adidasach a nie w chodakach czy łapciach starszego brata. Ja to w ogóle miałem przekichane - nie mam starszego brata, tylko trzy starsze siostry...
Nie, dzisiaj nie jest tak trudno. Popatrz - mamy świnie, kury, uprawiamy warzywa na własny użytek, a resztę można kupić w sklepie. Dziecko można posłać do szkoły. A jak przyjdzie czas, wyniesiemy się stąd do miasta - żona jest nauczycielką, na pewno znajdzie pracę. Ja? Nie pracuję (Li się czerwieni)... chwilowo... wiesz, ten miód i w ogóle... Ale na pewno coś wymyślę. Pojedziemy do miasta, żeby dziecko mogło pójść do szkoły. A gdy się zestarzejemy, wrócimy tutaj, jak liść opada do korzeni. Bo nie znam miejsce na ziemi piękniejszego niż te góry, niż te skały, niż te ścieżki, niż te pola ozielenione tytoniem i ozłocone kukurydzą.
Li patrzy na góry, na biedne gospodarstwa, w których hula zimny wiatr i szepcze: mam nadzieję, że kiedy tu wrócę, beton i stal nie odbiorą nam pól i lasów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.