Strony

2013-06-03

Purpurowa ceramika ze Zbudowanej Wody 建水紫陶

Jako kompletny wariat herbaciany wiedziałam, po co przyjeżdżam do Jianshui: po czajnik do parzenia herbaty. Jianshui jest w Chinach znane z ceramiki, choć poza granicami Chin mało kto o tym miejscu słyszał, a jeszcze mniej osób widziało tutejsze wyroby. Ja po prostu MUSIAŁAM kupić tutejszy czajnik, sami rozumiecie. Pan i Władca rozumie mniej, ale nie miał nic przeciwko wydaniu bajońskich sum dla mojej przyjemności. Dobry mąż, grzeczny mąż...
W czasach dynastii Song odkryto tu duże złoża niezłej gliny, które pozwoliły na wyrób ceramiki dobrej jakości. Przez prawie tysiąc lat technika wytwarzania i wypalania właściwie się nie zmieniła, zaś uzyskiwane wyroby nie ustępują porcelanie czy ceramice z Yixing. Tak naprawdę wszystko zaczęło się jednak znacznie, znacznie wcześniej – najstarsze znaleziska wyrobów ceramicznych z okolic Jianshui pochodzą sprzed ponad 3000 lat!
Znaczenie tej ceramiki potwierdzone jest powiedzeniem: Songowie mieli seladon, Yuanowie (Mongołowie) porcelanę biało-niebieską qinghua, Mingowie – kamionkę, a Qingowie (Mandżurowie) – purpurową ceramikę. Jest więc nasza ceramika o barwie przydymionego zachodu słońca wyrobem bardzo tradycyjnym, należącym do elitarnej grupy czterech tradycyjnych chińskich wyrobów ceramicznych (pozostałe to wspomniana już ceramika z Yixing, ceramika z Shiwan oraz ceramika z Rongchang). Z tutejszej gliny da się wprawdzie wytwarzać również porcelanę qinghua (za dynastii Yuan i Ming wytwarzano ją m.in. właśnie w tej części Yunnanu), ale to purpurowej ceramice zawdzięcza sławę Jianshui.
Od wieków tradycyjnie wyrabiana ceramika urodę swą zawdzięcza pięciu kolorom okolicznej gliny (czerwona, żółta, ciemna, brązowa i biała). Po wydobyciu glinę dzieli się właśnie według koloru:
Następnie trzeba ją rozetrzeć na proszek i porządnie namoczyć:
a gdy będzie miała już odpowiednią fakturę, wysuszyć:
Gdy jest już solidnym, zbitym i tłustym kawałkiem gliny, trafia do rąk garncarza:
Skrawki, które wdzięczną serpentyną opadają na podłogę, trafiają znów do gara z wodą i wchodzą w skład następnego worka gliny. Nic się nie marnuje.
Po ulepieniu naczynia maluje się na nim wzory, które następnie trzeba wyrzezać małymi dłutkami na brzuścu. W manufakturze ceramicznej, którą odwiedziłam, był jeden artysta-malarz i do tuzina rzeźbiarzy.
Wyżłobienia są następnie wypełniane gliną odmiennej barwy.
Tak przygotowane naczynia trzeba przed wypaleniem wysuszyć:
a po wypaleniu wyszlifować:
Organoleptycznie badamy, czy nasza ceramika to oryginał, czy podróbka: podróbka będzie gładziutka jak pupcia niemowlaka, a na oryginale ślady po dłucie pozostawią nierówności – choć wypełnione zostały gliną innego koloru, będzie można je wyczuć pod palcami. Wyroby te nie są bowiem glazurowane. Wypalane są w temperaturze sięgającej 1100 stopni Celsjusza, która jak na ceramikę jest już bardzo wysoka, ale jeszcze nie daje szkliwa. Dlatego też wewnętrzna strona mojego czajniczka jest mniej gładka niż zewnętrzna - zewnętrzna została wyszlifowana, a wewnętrzna nie.
Najcenniejsze są te, których barwa podstawowa jest ciemna, wpadająca w matową czerń, a inkrustacja jest koloru écru. Mój czajniczek nie jest aż tak ciemny, by być bardzo cenny, ale wypełnienie jest wystarczająco écru, by cieszyć oko :)
Z naszej glinki wytwarza się nie tylko subtelne imponderabilia herbaciane, ale też doniczki, wazony czy pospolite gary. Ozdobione mogą być kaligrafiami czy wzorami ludowymi, przy czym najbardziej popularny zdaje się być bambus. Ponieważ glinka wydobywana w okolicach Jianshui ma dużą zawartość żelaza, ceramika jest twarda i mocna, wydająca charakterystyczny „metalowo-kamienny” dźwięk przy puknięciu. To, co stało się jej znakiem rozpoznawczym, to ręczne wykonanie wysokiej klasy kaligrafii na brzuścu dzbanów czy czajniczków, a potem idealne wyrzezanie tych napisów czy miniobrazów. Każda manufaktura ceramiczna w okolicy zatrudnia jednego-dwóch artystów, wymyślających wzory i kreślących je pewną ręką. Wzory różnią się drobiazgami; każda czarka, każdy drobiazg jest inny, bo nie ma gotowców ani sztampy. Po tym łatwo poznać oryginał; nie znajdziemy kilku takich samych czarek czy czajniczków. Oczywiście, tego typu wykonanie wpływa na cenę. Dawniej zawsze psioczyłam na nieludzkie ceny ceramiki. Odkąd zwiedziłam zakład ceramiczny pod Jianshui, uważam, że mój czajniczek jest wart każdego yuana, którego nań wydał mój Pan i Władca :)
A było to tak: jechaliśmy sobie z Jianshui w stronę wioski-skansenu Tuanshan, gdy nagle zahamowałam wypożyczony rower z piskiem opon. ZB usłyszał, umarł na zawał serca, odwrócił się, zobaczył, że nic mi się nie stało i na mnie nakrzyczał, że go straszę. Ale ja nie zwracałam już nań uwagi, bo ujrzałam bramę wejściową do zakładu ceramicznego, w którym spędzić miałam następną godzinę.
ZB powiedział, że mnie nie wpuszczą, że mnie przegonią, że będą chcieli, żebym zapłaciła, albo coś kupiła i w ogóle marudził.
Weszłam. Uśmiechnęłam się blondynkowatym uśmiechem do znudzonej panienki w biurze i zapytałam, czy mogłabym pooglądać ich zakład. Dziewczę się rozjaśniło, jakby ujrzało sto dolców na chodniku, wstało zza biurka i zaczęło mówić. Szansę na zadawanie pytań miałam tylko, gdy musiała zaczerpnąć oddech. Oprowadziła mnie, pozwoliła cyknąć kilka fotek, nie żądała rekompensaty za wstanie zza biurka. Niestety nie mogłam utrwalić pieca garncarskiego, bo jego szczegółowa budowa jest tajemnicą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Na początku myślałam, że stary piec mają tylko dla picu i że wszytko wypalają w nowym, z możliwością idealnej kontroli temperatury. Okazało się jednak, że wyroby na specjalne zamówienia, dla konkretnych klientów, jedyne w swoim rodzaju dzieła sztuki zawsze są wypalane w piecu tradycyjnym.
Wyszłam z manufaktury olśniona bogactwem wzorów, dokładnością wykonania, szlifem, który wygląda jak najdoskonalsze szkliwienie i serdecznością, z jaką zostałam potraktowana. Pan i Władca próbował stroić fochy, że go porzuciłam przy wejściu na pół dnia dla kawałków jakiejś gliny, ale słyszałam, jak wczoraj się pysznił przed rodziną, jaki to wspaniały czajniczek kupiła jego zagraniczna małżonka :D
Przed Państwem ceramika z Jianshui:
TADAM!

4 komentarze:

  1. Przed chwileczką można było słyszeć same "ochy i achy" w moim wykonaniu. To cuda na zdjęciach. Przepiękne. :-))
    Czajniczek z liśćmi bambusa jest wyjątkowy i elegancki.
    Wspaniała lekcja poglądowa, jak tradycyjnie się wykonuje wysokiej jakości ceramikę.
    To jeśli czajniczek jest z jaśniejszej glinki, skoro wnętrze jest bardziej porowate, po jakimś czasie zabarwia się herbacianym nalotem? Czy gospodynie chińskie tak szorują, że się wręcz świeci i nie ma prawa się zmienić?

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wolno szorować! Wolno przepłukiwać wodą, ale zmiana koloru i zapachu jest pożądana :) Czajniczek ma być coraz bardziej herbaciany, zapach i kolor ma przypominać wszystkie dobre herbaty, do których zaparzenia posłużył :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy4/6/13 04:56

    Przepiękna ta ceramika,kocham glinę jako tworzywo,ja bym tam zamieszkała w tej wytwórni.Jestem ciekawa ile kosztuje taki piękny czajniczek.Wyglądasz olśniewająco i widać ,że stan małżeński Ci służy.Pozdrowienia Noneczka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też miałam taki pomysł, ale mąż się nie zgodził :) Najtańsze ręcznie robione czajniczki kosztują około dwustu stu pięćdziesięciu złotych.
    Pięknie dziękuję za komplement :) Mam nadzieję, że już tak zostanie :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.