Strony

2012-08-27

普達措國家公園 Park Narodowy Pudacuo

Park położony jest w północno-zachodnim Yunnanie, już na Wyżynie Tybetańskiej, tam, gdzie rodzą się trzy ważne rzeki: Saluin, Jangcy i Mekong. Jako, że region znajduje się jednocześnie na liście światowego dziedzictwa UNESCO, wycieczki tam są coraz popularniejsze. Całe szczęście, na tyle wcześnie trafili na listę, że nic nie można tam zmieniać.
Trzy najważniejsze obiekty tam się znajdujące to Morze Czarodziejskiego Dywanu z Jaka 碧塔海, Jezioro Wielkiego Du 碩都湖 oraz Czerwonochmurny skansen tybetański 霞給藏族文化自然村. To właśnie tam ląduje większość wycieczek, którym udało się dostać do nieodłegłego (22 km) Szangri-La 香格里拉.
Położony na wysokości 3500-4159 m.n.p.m. park o powierzchni 300 kilometrów kwadratowych obfituje w jeziora, mokradła, lasy i wysokie trawy, kotlinki z bijącymi w nich czyściutkimi źródełkami; znaleźć tu można niespotykane w innych miejscach okazy fauny i flory. Bilety są wprawdzie drogie - około 200 kuajów - a godziny otwarcia zbyt krótkie, by móc tam naprawdę pobuszować (8-17), ale moim zdaniem krajobrazy, które się tam na nas rzucają, zapierają dech w piersiach.
Nazwa Pudacuo jest transkrypcją fonetyczną nazwy sanskryckiej, która oznaczała Jezioro Łodzi - a według Tybetańczykow to jezioro od jakowego dywanu (cokolwiek by to miało oznaczać). Najwcześniejsze opisy jeziora i otaczającego je krajobrazu można znaleźć podobno już w XIII-wiecznych tybetańskich księgach buddyjskich, w których opisywane jest jako mieniące się w oczach i oczyszczające serce. Serio - niewiele się tam zmieniło. Krajobraz jest iście bajkowy, bez skaz, bez zanieczyszczeń, bez ludzi. Gdybym miała być mnichem taoistycznym/buddyjskim, to właśnie tam bym się wybrała, by doskonalić charakter. W otoczeniu tego surowego piękna po prostu nie można być złym człowiekiem...
Jeziora pełne są ryb, lasy pełne zwierzyny wszelakiej, a nad głowami wrzeszczą ptaszyska. Jesień piękna jest ptasimi wędrówkami, wiosna i lato - kwitnącymi różanecznikami i setkami innych kwiatów. Ja byłam już prawie w zimie, której powietrze zdaje się być ostre jak nóż, a słońce odbite w lustrach wód pali żywym ogniem. Trzy warstwy ubrań nie są Cię w stanie ochronić przed zimnem, gdy na chwile zajdzie słońce. Tak, zimy są tu długie i nieprzyjemne, średnia temperatura w roku nie przekracza 6 stopni, a nawet w takim lipcu średnia temperatura to zaledwie 13 stopni!
Rośnie tu dużo ładnych roślin - jak fargezja (ten bambus, który tak lubią pandy), wiciokrzew japoński, masy świerków, sosen, dębów, przepięknych białych chińskich brzóz (brzóz tu zresztą w ogóle ładnych parę typów) czy chińskich osik. A przecież jeszcze trawy, kwiaty i cała zielenina podwodna!!!
Zwierzaków też nie brakuje. Mają tu swą siedzibę rezusy, rysie, pantery mgliste, a także zagrożone wyginięciem kotowate mormi; również przepyszne podobno mundżaczki, jelonki czubate czy piżmowce znajdują tu schronienie. I miliony ptaków: żurawie czarnoszyje czy uszaki białe z tych rzadszych; są i tłumy gryzoni, od polatuch począwszy przez szczury bambusowe aż po wiewiórki. Są tez tybetańskie zające i masa innego drobiazgu.
W naszym jakowodywanowym jeziorze żyją ponadto ryby, które zachwyciły ichtiologów: są to tak zwane karpie bitahajskie, które właściwie nie zmieniły się od czwartorzędu. Oprócz tego, że ciekawe, bo niezmienione, są też ponoć bardzo smaczne. Jednak nikt nie śmie ich spożywać. Dlaczego? Tutejsi Tybetańczycy wyprawiają swoim zmarłym pogrzeby godne wikingów. Ciała ludzkie stanowią więc pożywienie dla ryb, toteż Tybetańczycy ryb nie jedzą. Swoją drogą, skoro maja poza pogrzebami wodnymi jeszcze pogrzeby powietrzne (zostawia się ponacinane ciała na żer ptactwu), to ptaków też nie jedzą?
Tak więc ryby spokojnie sobie żyją w naszym jeziorze, a że nieczęsto wypływają na powierzchnię czy podpływają do brzegu, stały się świętymi rybami. Kto taką świętą rybę ujrzy, jest wielkim szczęściarzem i do końca życia nie zazna niedostatku.
Ja wprawdzie ryb nie widziałam - może to i dobrze, bo bym złowiła i upiekła, nie wiedząc nawet, że łamię tabu - ale za to widziałam inne cuda tej krainy. Jak zawsze żałuję, że nie dość, że aparat mam kiepski, to jeszcze nie umiem robić zdjęć. Ale tym, co mam, chętnie się podzielę :)








Na tym ostatnim zdjęciu widać granicę śniegu i słońca :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.