Strony

2008-12-28

niezapomniany wieczór 忘不了的晚上

Jutro mam egzamin z kultury chińskiej. Ceramika, sztuki walki, medycyna, żarcie (ten temat lubię :D), architektura, a także te nieszczęsne religie. Naprawdę miałam ambitny plan się pouczyć. Ale koło południa zadzwoniła pani Król, nauczycielka gramatyki i zaprosiła mnie na kolacje. Nie mogłam się nie zgodzić - uwielbiam tę osobę. Pani jest już na emeryturze, ale lubi uczyć, lubi studentów, więc nadal pracuje. I chwała Jej za to! Opowiada nam o czasach Mao, o Harbinie (stamtąd pochodzi), o dawnym Kunmingu, o wszystkim - dbając jednocześnie, by w każdym opowiadaniu pojawiły się nowo poznane słówka - aby umieścić je w kontekście i ułatwić zapamiętanie. Oprócz tego żartuje z nas i z nami, nie ma żadnej strasznej bariery, żadnego formalizmu, żadnego konfliktu pokoleń. No naprawdę świetnie trafiłam.
Zostałam więc zaproszona na kolację. Myślałam, że to będzie jakaś w dwuszereguzbiórka, tymczasem kopnął mnie zaszczyt - była tylko Jej rodzina i moje małe moi. Od pierwszej sekundy ich polubiłam. Zachowywali się... no, jakbym była jedną z nich. Żarty, pogawędki, winko, żarcie obłędnie dobre (Pan domu gotuje, nauczycielka mówi, że jak Ona gotuje, to da się zjeść, ale żadna rewelacja, więc jak mają przyjść goście, to mąż Ją z kuchni wygania, żeby nie psuła...), atmosfera luźna, przyjazna, umożliwiająca pełen relaks... Ich relacje z dziećmi - MIŁOŚĆ, doskonale widoczna, ciągła troska. Co lepsze kąski już to do mojej miseczki, już to do miseczek ukochanych rodziców/dzieci (niepotrzebne skreślić). Zrozumienie, akceptacja, żarty, uśmiech, luz, luz, luz. Córka mi na osobności mówi, że jej koleżanki to Mamę po prostu uwielbiają, tak jest serdeczna i otwarta (natychmiast pomyślałam o Mamie). A Tata, choć małomówny, to jak już zacznie opowiadać, nie można przestać słuchać (i myśli powędrowały do mojego Taty). Brat - jak to brat, czasem coś palnie i jako dzieci to wiesz - myśmy się nie bardzo lubili, ale odkąd dorośliśmy to jedno za drugie da sobie rękę uciąć (... ja nie dam ręki, bo musiałabym zrezygnować z lekcji parzenia herbaty :P Ale też Cię kocham, Braciszku :)). Z synem przegawędziłam z godzinę - i dowiedziałam się czegoś ciekawego, o czym w następnym poście, bo ten mi się rozrósł...
Nie wiedziałam, że tak będzie. Bałam się, że w Chinach będzie zamordyzm i że bariera między nauczycielami a uczniami będzie nie do przeskoczenia. Tymczasem: z panią Albatros (albatros po chińsku to morska jaskółka 海燕) wymieniam tony smsów. U pani Król byłam na kolacji. Czerwony Blask poznał mnie ze swoimi przyjaciółmi, których mu bezwzględnie i podstępnie ukradłam - teraz częściej widują się ze mną niż z nim. No i Jeden Krzyk Ptaka, nauczyciel wykorzystywany przez mnie jako partner pingpongowy... Bariery? Zamordyzm?

Czuję się jak ktoś zupełnie wyjątkowy. Za każdym razem, gdy spotkam na swej kompletnie po...komplikowanej ścieżce życia serdeczność, przyjaźń, dobro - mam ochotę śpiewać, mam ochotę tańczyć. A już na drugim końcu świata, gdzie jestem całkiem sama - ta radość odbiera mi dech!

4 komentarze:

  1. Tia, ja z moimi nauczycielami też się obżerałam, imprezowałam, niektórzy karaokowali, grało się w majonga, a nawet biegało z kałachami i strzelało :D

    Fajni ci Chińczycy, nie?? :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Biegalo z kalachami i strzelalo??!! Rozwin, prosze, moze byc w mejlu, jesli nie chcesz na forum :D
    I tak: fajni ci Chinczycy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Żadna to tajemnica, mogę opisać tutaj :) Nasz Leih sin-saang (doktor nauk humanistycznych, szef Cantonese Division CUHK - czyli wydawałoby się niezmiernie poważna osoba) to imprezowy facet i zorganizował grupę na War Games. W HK to dość popularna forma rozrywki i jest kilka miejsc, gdzie można się uzbroić i strzelać do innych małymi, białymi kuleczkami :)

    Były nas dwie grupy: nasza, plus koreański kolega przyprowadził 9 swoich kumpli - co jeden to piękniejszy i nawet Jang Dong Gun się przy nich chowa!! No i żeśmy zostali ubrani w mundury, uzbrojeni w kałachy, pogonieni w krzaki i wojowali cały dzień :) Koreańczycy w większości już po prawdziwym woju, więc sprawni, ale głupio im było strzelać do dziewczyn (ponad połowa naszej grupy to były babki). Organizator miał przygotowane różne scenariusze, chodziliśmy w różne plenery (obrona rzeki, zamach na VIP-a, obrona i atak na budynki, itp).

    Było fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ...ja tez chce... :)
    Majiang juz niedlugo sie urzeczywistni, wesole miasteczko juz bylo, uwielbim Chinczykow, wspominalam? :D

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.