2015-08-14

eintopf

W Kunmingu takie lunchownie już właściwie zanikły. W małych yunnańskich miastach nadal można na takie natrafić. Działają tak: dysponują ilomaś tam paleniskami, takimi jak te:
wielkim garem do gotowania ryżu oraz równie wielkimi garami do gotowania czegokolwieków. Są to zazwyczaj typowe dla regionu dania jednogarnkowe, na przykład tofu gotowane z krwistym tofu, kurczak gotowany z fałszywym żeńszeniem, wołowina w czerwonym sosie gotowana z ziemniakami, wieprzowina gotowana z fasolą, żeberka wieprzowe gotowane z białą rzodkwią itp.
Trzeba je postawić na palenisku wcześnie rano, żeby się powoli pipcyły - takie potrawy są tym lepsze, im dłuższy czas spędzą na palenisku. Mięso będzie się rozpadać w ustach, zupy będą aż gęste i mocno pachnące.
Z okazji lunchu przychodzi się do takiej knajpy, dostaje michę ryżu i wybiera jeden z posiłków - czyli do osobnej miseczki dostaje się zupę z interesującą zawartością. Do tego dostępne są przyprawy/maczajki, w każdej knajpie inne. Jest to wspaniała alternatywa dla tych wszystkich, którzy narzekają, że w Chinach to tylko ta smażenina...
Skusilibyście się? :)

15 komentarzy:

  1. Uwielbiam zupy, dania jednogarnkowe i zapiekanki - oczywiście domowej roboty.
    Czy każdy z tych walców to osobna kuchenka? czy może pod ziemią są połączone rurami, czy przewodami np. z gliny jak kang?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy jest osobną kuchenką. Ten czarny "plaster miodu" widoczny w środku walca to węgiel, który nakładany jest na kupkę żaru. Powoli się żarzy i zapada do wnętrza walca, wiele godzin podgrzewając garnki.
      Też lubię dania jednogarnkowe - jeść i robić. Cóż to za oszczędność czasu!

      Usuń
  2. Jeśli kiedyś pojadę do Chin, to wrócę stamtąd bardzo gruba! I szczęśliwa!... *^O^*~~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze jedna opcja: możesz pojechać do Chin, być grubą, szczęśliwą i już tu zostać :)

      Usuń
    2. Zawsze stamtąd bliżej do mojej ukochanej Japonii. I Korei, tam też dobrze karmią! *^V^*

      Usuń
    3. Lubię wszystkie. Ale chińskie jednak najbardziej :)

      Usuń
  3. Oooo tak. Zwłaszcza to z ziemniakami mogłoby zniknąć w imponującym tempie :)

    Zdecydowanie fajna alternatywą dla smazeniny w oleju niewiadomego pochodzenia lub mdlawych parowancow i ryzu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, u nas parowańce nie są mdłe :) Jesteśmy w Yunnanie, nie w Kantonie czy na Tajwanie. Czosnek, chilli, duuużo przypraw :) Ale dobra alternatywa jest zawsze dobra ;)

      Usuń
  4. Anonimowy14/8/15 17:56

    Ja od razu, pisze sie na to jedzonko. Na parowance tez jadlam bardzo dobre zarowno ze slodkim jak i pikantnym nadzieniem.
    Kiara

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy14/8/15 22:45

    Moze kiedys mi sie uda i Chiny zobaczyc :-).Na razie czytam "Dzikie labedzie" i nie wychodze z podziwu ile czlowiek badz narod moze zniesc. Niewyobrazalne wydaje mi sie to co czytam. Wziawszy nawet poprawke na interpretacje rzeczywistosci w/g Autorki.
    Pocieszam sie tylko tym, ze to przeciez nie moze byc wszystko. Czytajac Twoje opowiesci o Chinach wraca czlowiekowi nadzieja... ;-)
    Kiara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chiny XX i XXI wieku to kompletnie różne kraje. Ciężka i nadal nieprzepracowana jest historia XXwiecznych Chin. To rzutuje na Chiny dzisiejsze, ale... teraz jest to kraj, w którym można być dobrym człowiekiem i jednocześnie dobrze żyć. Co 50 lat temu było tu prawie niemożliwe.

      Usuń
  6. Anonimowy14/8/15 23:41

    Wlasnie z tego tak bardzo sie ciesze. I jestem pelna podziwu dla narodu jako takiego i kazdego obywatela ktory to wszysto przezyl a jednak zachowal w sobie serce i radosc zycia. Serce mi sie cieszy gdy czytam o takich osobach jak Twoi Tesciowie , o mezu nawet nie wspomne ;-). Wydaje sie , ze akurat Chinczycy mieliby powody by spoczac w marazmie i reszte zycia (badz dziejow) spedzic w narzekaniu i wspominaniu "kajdan" wszelkich dyktatur, wojen i nieszczesc a jednak...Ludzie sa tacy jak wszedzie : pesymisci i optymisci zmieszani z realistami :-) ale.... Tak sobie mysle, ze wielu Europejczykow martwi sie byle czym i czuje sie nieszczesliwie z doprawdy blachych czesto powodow, zamiast sie cieszyc z panujacego od 70 lat pokoju, dobrobytu i pelnego garnka w krajach z dzialajacym systemem prawnym i demokracja. Ironia losu jest niemal to, ze najwiecej narzekaczy i pesymistow wydaje sie byc w krajach nie dotknietych kryzysami, wojnami i zamieszkami.
    Kiara

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja miałabym chyba problem w Chinach z jedzeniem. Są jakieś tradycyjne potrawy chińskie wegańskie lub przynajmniej wegetariańskie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Setki! Po pierwsze i najważniejsze: właściwie przy każdej buddyjskiej świątyni działają wegetariańskie knajpy z wyborem dań tak dużym, że i wegańskich dań jest sporo. Po drugie: większość knajp, które z założenia wegetariańskie nie są, mają tak bogatą ofertę dań wegetariańskich - warzywnych, mącznych czy z tofu - że absolutnie żadnym problemem nie jest wybranie czegoś dla siebie. Zwłaszcza, że tłuszcz do smażenia w 9 wypadkach na 10 będzie tłuszczem roślinnym. Ba! Wegetariańskich jest większość chińskich lekkich zup - nie takich, jak w tym wpisie, tylko złożonych z samych warzyw, soli i wody, czasem z dodatkiem jajka.
      Oczywiście oprócz tego są również normalne knajpy wege w zachodnim stylu, a także knajpy wegetariańskie typu szwedzki bufet - ja chadzam często na kolację do takiej, gdzie przy wejściu płaci się 20 yuanów (ok. 10 złotych) i ma się do wyboru około 30-40 dań wegetariańskich, bez ograniczeń ilościowych.
      Jeszcze łatwiej jest komuś, kto opanuje kilka podstawowych słów po chińsku - wówczas w małych knajpkach można po prostu poprosić o niedodawanie mięsa.

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.