2015-02-11

敬灶神的传说 o kuchennym bogu

Dawno, dawno temu w książce Amy Tan Żona kuchennego boga, znalazłam chińską legendę, skąd się wziął kuchenny bóg:

Dawno temu mieszkał w Chinach bogaty wieśniak. Nazywał się Zhang. Świetnie mu się powodziło. W jego rzece roiło się od ryb, w jego obejściu chrząkały świnie, a po podwórku fruwały kaczki tłuste jak obłoki. Wszystko to działo się za sprawą Guo, pracowitej żony, którą pobłogosławili mu bogowie. To ona łowiła jego ryby i pasła jego świnie. Ona tuczyła kaczki i rok za rokiem pomnażała majątek. Zhang miał wszystko, czego dusza zapragnie. Woda, ziemia i niebo hojnie użyczały mu swych darów.
Ale jemu było mało. Chciał się bawić z piękną, beztroską kobietą, panią Li. Pewnego dnia przyprowadził ją do domu i kazał swej dobrej żonie gotować dla niej wymyślne potrawy. Kiedy potem pani Li przegnała jego żonę, nie pobiegł za nią i nie zawołał: «Wracaj, moja dobra żono!»
Odtąd Zhang i pani Li mogli się sycić swoimi uściskami. Szastali pieniędzmi na prawo i lewo. Zarżnęli kaczki tylko po to, żeby zjeść talerz kaczych języków. W ciągu dwóch lat ziemia Zhanga opustoszała. Opustoszało także jego serce. Stracił wszystkie pieniądze, a pani Li odeszła z innym mężczyzną. Zhang został żebrakiem, tak biednym, że na jego spodniach było więcej łat niż materiału. Czołgał się od jednego gospodarstwa do drugiego, wołając, żeby dali mu chociaż spleśniałego ziarna.
Pewnego dnia upadł. Leżał, patrząc w niebo i czekając na śmierć. Zemdlał i przyśniło mu się, że zjada zimowe chmury. Kiedy znów otworzył oczy, okazało się, że chmury zamieniły się w dym. Przestraszył się zrazu, że oto spadł do tego miejsca głęboko pod ziemią, jednak kiedy usiadł, przekonał się, że siedzi w kuchni, blisko pieca. Dziewczyna pilnująca ognia wyjaśniła mu, że pani tego domu użaliła się nad nim, tak jak nad wieloma innymi ludźmi: biedakami, staruszkami i chorymi.
- Jakaż to dobra pani - zawołał Zhang. - Chciałbym jej podziękować. Gdzie ją znajdę?
Dziewczyna wskazała na okno i Zhang dojrzał kobietę idącą ścieżką. Aj-ja! Ta dama to nikt inny, tylko jego dobra żona, Guo!
Zhang zaczął skakać po kuchni, szukając, gdzie by się tu schować. Wreszcie, kiedy jego żona właśnie otwierała drzwi - wskoczył do pieca. Dobra żona Guo wylała wiele łez. Próbowała ugasić ogień, ale na próżno. Zhang płonął ze wstydu i od rozpalonego węgla. Guo widziała, jak prochy jej męża ulatują do nieba w trzech kłębach dymu. Wah!
W niebie Jadeitowy Cesarz usłyszał o jego historii.
- Za to, że starczyło ci odwagi, by przyznać się do winy - oznajmił - zostaniesz kuchennym bogiem, który pilnuje ludzkich postępków. Każdego roku powiesz mi, kto zasługuje na dobry los, a kto na zły.
Od tamtej pory ludzie w Chinach wiedzą, że kuchenny bóg ich obserwuje. Ze swego kącika w każdym domu i w każdym sklepie widzi wszystkie dobre i złe odruchy: hojność i skąpstwo, pogodne usposobienie i wieczne narzekania. Na siedem dni przed każdym Nowym Rokiem kuchenny bóg leci do nieba zawiadomić, czyj los zasługuje na poprawę, a czyj na pogorszenie.

Gdy niedawno odkryłam tę książkę po raz drugi, stwierdziłam, że muszę poszukać i sprawdzić, czy legenda przytoczona przez Amerykankę chińskiego pochodzenia zgadza się z tym, co Chińczycy faktycznie sobie opowiadają:

Wieść gminna niesie, że w czasach dynastii Tang żył sobie mężczyzna o nazwisku Zhang, imieniu Dan, a imieniu grzecznościowym Ziguo. Pojął on za żonę dziewczynę imieniem Goździk (丁香), posłuszną i grzeczną dla świekrów. Zhang Dan dorobił się później na handlu, a gdy stał się bogaczem, stracił zainteresowanie względem własnej żony na rzecz kurtyzany Kwitnąca Jabłonka 海棠, w której się był zakochał. Stracił rozum do tego stopnia, że sprowadził tę nową miłostkę do domu, a Goździk pożegnał, rozwodząc się z nią i wyganiając z domu. Wyszła ona za mąż za syna starej zbieraczki chrustu. Tymczasem Kwitnąca Jabłonka lubiła pojeść, ale nigdy nie brudziła sobie rączek robotą; pasożytowała tak długo, aż przebimblowała całe bogactwo, po czym porzuciła Zhang Dana i... wyszła za mąż za innego. Zhang Dan został bez grosza przy duszy i żebrząc ruszył w świat. Dwudziestego trzeciego dnia dwunastego miesiąca księżycowego* dotarł w ten sposób do nowego domu Goździk. Gdy został rozpoznany, zawstydził się tak, że chciał się ukryć; na swoje nieszczęście jako kryjówkę wybrał piec kuchenny i się w nim udusił.
Jako krewny Nefrytowego Cesarza (obaj nazywali się Zhang), dostał posadę w niebie: został królem kuchni (灶王), czyli kuchennym bóstwem. Bóg ten opiekuje się jedzeniem spożywanym przez daną rodzinę, a także zdrowiem wszystkich jej członków i tym, by pozostawali sobie bliscy. Jednocześnie ma za zadanie donosić Nefrytowemu Cesarzowi o tym, jak dana rodzina się zachowuje, o ich cnotach i przywarach, a także mówi cesarzowi, kto zasłużył na poprawę losu w przyszłym roku, a kto na jego pogorszenie.
Ludzie z jednej strony chcą, żeby bóg kuchni dobrze się nimi opiekował, a z drugiej boją się, co też opowie on o nich cesarzowi. Tak narodziła się tradycja "schlebiania kuchennemu bogu" (媚灶). Dwudziestego trzeciego dnia dwunastego miesiąca księżycowego, gdy zostaną zamiecione wszystkie zakamarki domu, zapala się w kuchni świece i pali trociczki, a następnie poświęca trzy rodzaje mięsiwa: kurczęta, ryby i świnie, wraz ze słodyczami na ołtarzyku boga kuchni. Specjalnym dodatkiem są maltozowe cukierki i alkohol. Alkohol ma upić boga, żeby wprawić go w dobry nastrój i żeby zapomniał o złych rzeczach, które mógłby powtórzyć Cesarzowi. Cukierki zaś są mordoklejkami, więc utrudnią mu zdawanie raportu, a jednocześnie "osłodzą mu usta", by mówił same słodkie rzeczy.

Widać, że literacka wersja różni się od tej tradycyjnej; inna rzecz, że pewnie w różnych rejonach Chin opowieść ta mogła wyglądać inaczej. Dziś zwyczaj ten, wraz z innymi, tępionymi bezlitośnie "zabobonami", w zasadzie całkiem już umarł. Pozostało sprzątanie, żeby w Nowy Rok wchodzić czystym od zeszłorocznego kurzu i brudu.
Żal mi tych zwyczajów. Niechby sobie były zabobonne. Pomyślcie jednak, jak miło opowiadać dzieciom umoralniającą opowieść o bóstwie, które umarło ze wstydu, bo się źle zachowywało i za karę zostało na zawsze związane z miejscem swej śmierci i ma za zadanie dbać o to, by inne rodziny zachowywały się lepiej...

Dlaczego opowiadam Wam tę historię właśnie dzisiaj? To dziś jest dwudziesty trzeci dzień dwunastego miesiąca księżycowego. Pamiętajcie, żeby osłodzić Zao Junowi drogę do Nefrytowego Cesarza, by przyszły rok był dla Was jeszcze pomyślniejszy!

*czyli na tydzień przed chińskim Nowym Rokiem

6 komentarzy:

  1. W Wietnamie jest bardzo podobna legenda. Muszę poszukać, bo nie pamiętam dokładnie, ale coś mi świta, że nie było tego elementu zdrady. Małżonkowie rozstali się z jakiegoś innego powodu. No i jeszcze był w historię zamieszany nowy mąż...

    OdpowiedzUsuń
  2. będę czekać z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza wersja zdecydowanie bardziej do mnie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna "baja" :) Lubie takie opowieści.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.