2015-01-25

5 pytań do...

Z racji zaprzyjaźnienia się z akcją "W 80 blogów dookoła świata", popełniłam znów wpis, który pewnie by się inaczej na łamach bloga nie znalazł. Tym razem tematem przewodnim są osobiste wrażenia, sukcesy czy zaskoczenia związane z danym krajem i językiem; z listy dziesięciu tematów każdy bloger mógł wybrać pięć. Oto więc odpowiedzi na pięć pytań:

1. Jak wyglądał Twój pierwszy dzień w Chinach?

Miałam łagodne lądowanie. Przyjeżdżając do Chin znałam już język, więc mogłam o wszystko zapytać, a nawet się wykłócić. Co nie zmieniło faktu, że zaraz na wstępie wsiadłam do nielegalnej taksówki (całe szczęście nie wywiozła mnie nigdzie daleko) z panem, któremu zdecydowanie za bardzo się podobałam, że kupiłam niechcący pieczywo nadziewane fasolą i persymony zamiast pomidorów, bo o istnieniu tych pierwszych to tylko słyszałam, ale nie spotkałam się nigdy wcześniej. A nawet jeśli się spotkałam, to pewnie pomyślałam, że były to pomidory...
Pierwszy dzień to również pierwsza miłość. Już zawsze spacer nad Szmaragdowozielonym Jeziorem czy pod Złotym Koniem i Szmaragdowym Kogutem będzie mi się kojarzył z tym pierwszym pobytem. Zakochałam się w Kunmingu od pierwszego wejrzenia; choć wtedy nie sądziłam, że to miasto stanie się moim domem - absolutnie nie żałuję.

2. Jakie jest Twoje najbardziej zaskakujące odkrycie związane z Chinami?

Najbardziej zaskoczyło mnie, że... wsiąkłam. Że normalnie tu żyję (jeśli moje życie w ogóle można nazwać normalnym...). Że to właśnie tutaj znalazłam bratnią duszę i swoje miejsce na ziemi. A przecież miało być zupełnie inaczej! Miałam mieszkać na Tajwanie. Z Polakiem (koniecznie), który rozumie i kocha piosenki z Kabaretu Starszych Panów. Dlatego koniecznie Polak - dla obcokrajowca to za trudne. I w ogóle jak można mówić o miłości, jeśli się myśli w innym języku i nigdy się nie zrozumie drugiej osoby do końca?
Może do końca życia nie wyjdę z tego zadziwienia. A już na pewno do końca życia mam za co Bogu dziękować - bo obdarował mnie znacznie pełniejszym i ciekawszym życiem, niż sama dla siebie wymyśliłam.

3. Jakie jest Twoje ulubione chińskie powiedzenie/cytat/motto?

Chińczycy pięknie mówią o miłości. Niezliczone porównania, subtelne jak woń łubinu wśród pól (że zacytuję klasyka), wspaniałe wiersze i historie. Wymyślili również najpiękniejsze bodaj określenie przyjaźni: przyjaciel to ktoś, kto rozumie muzykę Twojej duszy - 知音. Wiąże się z tym określeniem piękna historia. Słowo to jednocześnie jest hasłem przewodnim mojego małżeństwa, więc i mottem :)

4. Jaki jest Twój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu / rozrywka pochodząca z Chin?

Oczywiście narodowy sport Chińczyków, czyli badminton. Jeśli słowo to kojarzy Wam się głównie z zieloną trawką, plastykową lotką i nieudolnymi próbami posłania jej tam, gdzie się chce mimo wiatru - cóż, nie mówimy o tej samej dziedzinie. Niby wszystko się zgadza, ale mój badminton to pełnoprawna konkurencja olimpijska, z boiskiem, siatką, regułami i lotką wykonaną z piór. Jest to gra wymagająca refleksu, gibkości i dobrej kondycji, moim zdaniem zdecydowanie bardziej wymagająca niż choćby tenis, o pingpongu nawet nie wspominając. Zakochawszy się w samej grze, pokochałam również niektórych wyjątkowo atrakcyjnych graczy ;)

5. Jaką jedną rzecz z Chin wziąłbyś ze sobą na bezludną wyspę?

Wzięłabym oczywiście Wielkie Morze Słów 大辞海, czyli największy chiński słownik. W założeniu ma się składać z 38 tomów. Jest podzielony według dziedzin: jest więc słownik filozoficzny, medyczny, prawniczy, językoznawczy, historyczny, astronomiczny i tak dalej. Ponoć łącznie składa się z pięćdziesięciu milionów znaków. Miałabym więc co czytać i czego się uczyć do końca życia...


Jeśli interesują Was subiektywnie opisane ciekawostki na temat innych krajów i języków, odwiedźcie inne blogi:
Francja: Madou en France: 5 pytań o moją Francję; Francais-mon-amour : 5 pytań do blogera; Love For France : Francja w pięciu pytaniach; Francuskie i inne Notatki Niki - Pięć pytań do blogera; Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim - Pięć pytań do...; Uzależnienie od francuszczyzny 5 pytań i odpowiedzi, czyli odrobina ekshibicjonizmu...
Holandia: Język holenderski - pół żartem, pół serio: 5 pytań o Holandię
Kirgistan: O języku kirgiskim po polsku: 5 pytań do blogera - o języku kirgiskim i Kirgistanie
Niemcy: Blog o języku niemieckim: 5 pytań do blogera; Niemiecki po ludzku - W 80 blogów dookoła świata - 5 pytań do; Niemiecka Sofa: 5 pytań do... - czyli akcja "W 80 blogów dookoła świata"
Rosja: Rosyjskie Śniadanie: "W 80 blogów dookoła świata" # 10 '5 ciekawych pytań do blogera'
Szwajcaria: Szwajcarskie Blabliblu
Wielka Brytania: English my way; English with Ann: pytania do blogera czyli mój pierwszy raz; English-Nook: 5 pytań do blogera; Head Full of Ideas; english-at-tea: 5 pytań do blogera
Włochy: Studia, parla, ama; CiekawAOSTA; Wloskielove
Wietnam: wietnam.info: W 80 blogów dookoła świata - 5 pytań do blogera

Jeśli zaś sami piszecie o jakimś kraju bądź języku i chcielibyście do nas dołączyć, piszcie na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com

27 komentarzy:

  1. Wszystko pięknie, ale nie działa link podany na liście blogów - na końcu znalazło się jakieś 25, którego nie ma w linku właściwym. U siebie już poprawiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za info :) Już poprawiłam...

      Usuń
    2. Nie ma za co - tak po sąsiedzku, wszak Kirgistan graniczy z Chinami :)

      Usuń
  2. Jako dusza romantyczna rozpłynęłam się nad Twoim mottem :)
    Ale, że badminton jest chińską rozrywką, przepraszam-sportem, to jestem w szoku! Bardzo lubię grać w badmintona, ale raczej tego na trawce właśnie i przy użyciu lotki, która wbija się pomiędzy żyłki w rakiecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również się zdziwiłam, że badminton jest chiński ;) też czasem lubię poganiać za lotką ;)

      Pewnie też bym ze sobą wzięła jakiś słownik francuski ;)

      Usuń
    2. Już drugi sezon gram w badmintona w ramach zimowej porcji sportu i zgadzam sie, ze jest to dość wymagająca aktywność fizyczna :) o moja naiwności !

      Usuń
    3. Chińczycy uwielbiają badmintona i są w nim nieźli - wystarczy spojrzeć w tabele, żeby zobaczyć, jaka narodowość prowadzi w klasyfikacjach :) Ja pamiętam tę rozrywkową wersję z zielonej trawki jeszcze z dzieciństwa. I pamiętam, jak powiedziałam kolegom, że umiem grać. I pamiętam zakwasy na drugi dzień...

      Usuń
  3. Hej! Badminton to wietnamski sport narodowy! ;-)
    Poza tym... w pierwszym tygodniu pobytu na stypendium kupiłam okrę zamiast ogórka, a stoiska z zieleniną do tej pory są dla mnie zagadką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja przyjaciółka sądziła, że morwy to są jeżyny... A zielenina - ja się orientuję coraz lepiej w chińskiej, ale gdy wylądowałam na targu w południowym Wietnamie, to i tak miałam problem...

      Usuń
  4. Milosc nie wie, co to paszport. Coś sama mogę o tym powiedzieć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłość w ogóle nie wie, co to dokumenty...

      Usuń
    2. Miłość wywraca życie do góry nogami, gorzej niż tornado :) I daje szansę na poznanie siebie samej od zupełnie niespodziewanej strony :D

      Usuń
  5. Pięknie napisałaś o tym co dobrego i niespodziewanego dla Ciebie samej zgotowało życie. O tym, że język chiński jest bogaty to zawsze słyszałam, ale pięćdziesiąt milionów znaków? Rzeczywiście nie nudziłabyś się :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Uważam po prostu, że mam powody być wdzięczną :)

      Usuń
  6. Nie wiedziałam, że chiński to taki poetycki język!
    I bardzo podoba mi się Twoja filozofia życiowa - taka otwartość na nowe doświadczenia i wdzięczność za ciekawe życie :)
    Co skutkuje ciekawym blogiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Przy czym muszę zaznaczyć, że otwartości musiałam się nauczyć w samoobronie; nie mogłabym mieszkać w miejscu, którego nie umiem pokochać... A chiński faktycznie jest bardzo bogaty również pod tym względem.

      Usuń
  7. Czytałaś może książkę "Dziewczęta z Szanghaju" Lisy See? Czytam właśnie drugą część "Marzenia Joy" i zastanawiam się na ile to prawda, co pisze o Chinach. Z tego co pamiętam, to pierwsza część była wzorowana na zebranych wspomnieniach Chińczyków mieszkających w Stanach.
    Czyli do Chin pojechałaś przygotowana :). Ja przygotowana nie byłam i zaskoczyły mnie na wszystkich możliwych płaszczyznach: zupełnie inna mentalność, smaki, kultura. Niby żyjemy na jednej planecie a to zupełnie inny świat :). Chciałabym wrócić do Chin i je lepiej poznać, ale koniecznie z kimś mówiącym jednym z lokalnych języków.
    Chińczycy lubią chyba kwiecisty język, prawda? Ostatnio czytałam, że słowo pisane ma dla nich większą moc niż mówione :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lisa See, choć pisze beletrystykę, zawsze korzysta z sinologicznej pomocy niezrównanej Patrycji Ebrey, więc jej książki są bardzo dobrze osadzone w chińskiej kulturze. Może tylko samo spojrzenie na tę kulturę jest mało chińskie, ale chyba to właśnie mnie najbardziej w jej książkach urzeka :) Co do różnicy między słowem pisanym a mówionym - język potoczny jest dość prosty, za to język formalny wypowiedzi pisemnych - to głęboka studnia, pełna odniesień, przysłów, porównań i innych literackich zabiegów. Przy czym trzeba powiedzieć, że większość dzisiejszych książek pisanych jest nie przez znających warsztat erudytów, a przez tzw. zwykłych ludzi, których słowo pisane nie różni się niczym od mówionego.

      Usuń
    2. Z pozycji laika jej książki wyglądają na bardzo dobrze przygotowane pod względem merytorycznym, ale byłam ciekawa, czy to tylko dobre wrażenie, czy rzeczywiście tak jest :).
      No właśnie u Lisy w książce była wzmianka, o większej mocy słowa pisanego - dlatego wypisuje sie ideogramami słowa typu pomyślność czy bogactwo i je albo pali, aby dotarły do bogów, albo wypisuje w istotnym miejscu.
      Pisałaś kiedyś u siebie o wierzeniach Chińczyków? Interesuje mnie to, jak są w stanie połączyć deklarowany ateizm i oddawanie czci przodkom/stawianie posągów lwów na wejściu do swoich banków/fabryk/większych interesów czy malowaniu istotnych elementów (typu posągi) na złoto czy czerwono, aby przyciągnąć szczęście i bogactwo.

      Usuń
    3. Niestety, nie mam materiału do badań. Żaden z moich znajomych Chińczyków się nie modli, nie palą papierowych pieniędzy dla zmarłych itd. Znaki szczęścia owszem, piszą - obowiązkowy jest znak szczęścia na drzwiach. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak głęboko zakorzeniona jest wiara, że to coś zmieni, bo gdy pytam, stwierdzają, że to tylko zabobon, ale taki miły, a w ogóle to Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek... Ciężko mi więc powiedzieć, na ile współczesny Chińczyk faktycznie wierzy w te rzeczy, na ile jest przywiązany do tradycji, a na ile po prostu bezmyślnie powtarza czynności wykonywane przez innych Chińczyków, żeby się nie wyróżniać.

      Usuń
  8. Wiecznie mnie zadziwiasz swoimi artykułami - okazuje się, że Chińczyków znam tylko poprzez nie zawsze sprzyjające stereotypy. Bo się tak dziwię - Chińczycy pięknie mówią o miłości?.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! A niemiecki jest językiem zakochanych i poetów! :D Mnie oba te fakty językowe zdumiewają tak samo ;) Na dowód, że zanurzywszy garść w języku, łatwo można sypnąć ślicznymi zwrotami o miłości, choćby ten wpis: http://www.speakingofchina.com/mandarin-love/chinese-phrases-on-love-and-destiny/

      Usuń
    2. Co do niemieckiego, to zdecydowanie ;). Wszystko to kwestia stereotypów. Po francusku też można szpetnie zakląć ;)

      Usuń
  9. Miłość nie wybiera :) Ale może to dobrze, bo wielu z nas nie odważyłoby się na pewne kroki. Mnie od lat fascynuje historia Chin i Azji, tak słabo chyba u nas znana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jest fascynująca! Zwłaszcza, jeśli mamy okazję poznać tę historię z paru różnych perspektyw :)

      Usuń
  10. Słownik na bezludną wyspę - świetny plan!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wreszcie bym się nauczyła tego języka naprawdę porządnie :)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.