2013-03-21

szofer

Mam szofera. Wbrew pozorom to wcale nie luksus. Po prostu firma, dla której pracuję, wysyła mnie dwa razy w tygodniu poza Kunming, do Anningu (o którym już kiedyś pisałam przy innej okazji), bym niosła kaganek oświaty. A przynajmniej anglojęzyczne piosenki dla dzieci i kompletnie niepotrzebne słówka (proszę, necklace dla trzylatków, które jeszcze poprawnie nie są w stanie powiedzieć „T-shirt” czy „underwear” albo left i right dla dwuipółlatków, które w żadnym języku jeszcze nie rozróżniają lewa i prawa).
Ponieważ firma mnie wysyła, przysyłają po mnie auto, które pokonuje trasę Kunming-Anning w pół godziny z małym haczykiem zamiast w godzinę i spod domu, a nie z odległego dworca autobusowego. Wygodne.
Kierowca jest syczuańskim prostakiem. Nie wiadomo, po co przyjechał do Kunmingu, ani kiedy, bo wszelkie próby rozmowy zbywa burczeniem. Poza tym jego rodzimy dialekt syczuański wymieszał się w sposób niekontrolowany z dialektem kunmińskim, więc nawet gdy czasem się wysila i odpowiada, i tak ciężko zrozumieć. Da się, jeśli się zna kunmiński, ale nie bardzo. O dziwo, dnia pewnego odkryłam, że z Chińczykami spoza prowincji potrafi mówić w języku powszechnym – ale do nas zawsze mówi w dialekcie, bo co się będzie dla białasów wysilał. Jest źle wychowany, przekonany o własnej ważności (pewnie dlatego, że go było stać na auto) i nieuprzejmy. Nieuprzejmy dla nas, obcokrajowców, bo, ku memu ogromnemu zdziwieniu, z chińskimi nauczycielkami, które nam towarzyszą, zawsze potrafi nawiązać miły kontakt.
Nie inaczej było dzisiaj.
My dwie, okropne imperialistyczne laowaiki, siedziałyśmy z tyłu; z przodu siedziała chińska pomocnica, dzierżąc w dłoniach resztki po śniadaniu: dwie plastikowe torebeczki i kartonik po jogurcie. Pewnie jadła w drodze.
Kiedy wspinaliśmy się na obwodnicę, wywiązał się dialog między kierowcą [K] i nauczycielką [N].
K: No po co trzymasz te śmieci? Wyrzuć!
N: No ale gdzie?
K: Jak to gdzie? Przez okno!
N (pokazując resztki skrupułów): No ale jak to tak? Przecież tu jest pobocze, a za nami jedzie skuter...
K: No i co z tego? Przecież nie będziesz trzymała tych śmieci przez następną godzinę!
N (ulegając zdrowemu rozsądkowi kierowcy): No w sumie racja (wyrzuca przez okno, śmieci malowniczo unosi wiatr; całe szczęście nie wylądowały na twarzy kierowcy skutera). Tak zostawiłam z przyzwyczajenia, bo nauczycielki z obcych krajów tak robią.
K (szczerząc zęby w uśmiechu i z porozumiewawczym mrugnięciem): pewnie zostawiają sobie na pamiątkę.
N (śmieje się uroczo)
Kurtyna.
Czasem naprawdę cieszę się, że przez douszne słuchawki słychać rozmowy prowadzone przez osoby postronne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.