2012-06-30

Howgh!

Garsc wiesci - bo niektorzy jeszcze nic nie wiedza.
1) 27 lipca wracam do Polski na miesiac. Jakies zamowienia przyprawowo-herbaciano-wszelkie inne? Jesli sie tylko zmiesci w bagazu, chetnie przywioze. Plan: Warszawa - Bytom - Krakow - Warszawa. Telefon ten sam, co przed wyjazdem.
2) W przyszlym roku tez bede uczyc dzieci. Czego sie nie robi dla wizy...
3) Skonczylam pisac artykul. Jesli cos z tego bedzie, powiem wiecej. Jesli nie... To satysfakcja z jego napisania pozostanie bez zmian ;)
4) Uwielbiam wlasna samowystarczalnosc. Domowy budyn, ogorki kiszone (wiedzieliscie, ze koper mozna zastapic lisciem bobkowym?), nalewka brzoskwinowa, bulka tarta z bagietki... No i ZB zajada, az milo :)
5) Nie wiem, jak opisac szczescie, ktore czuje na mysl o wakacjach.
6) I na mysl o tym, ze po wakacjach tu wroce.

2012-06-29

66 六六

Liu Liu czyli "szesc szesc" to pseudonim literacki dziewczecia pochodzacego z Anhui, a kariere robiacego za granica, w Singapurze konkretnie. Dziewcze mialo sie zajmowac handlem zagranicznym - taki sobie wybrala (jej wybrano?) kierunek studiow. Ale po kilku latach takiej pracy obrzydlo jej to do tego stopnia, ze wyniosla sie na poludnie i, przybrawszy wspomniany pseudonim, zaczela pisac. Kilka lat pozniej jej powiesc "Wang Gui i Anna" postawila na glowie chinskojezyczny swiatek literacki. Posypaly sie komplementy, zaczeto ja porownywac do Eileen Chang (tej od "Ostroznie, pozadanie") i do Hong Ying (tej od "K: Sztuka milosci", czyli od kiepskiej pornografii na slabo zarysowanym tle historycznym, ale tez od autobiograficznej "Corki rzeki", ktora podobno jest bardzo wzruszajaca - nie wiem, nie czytalam), czyli dwoch innych slawnych w Chinach, choc piszacych za granica, autorek. Czy te porownania sa sluszne i na ile - nie bardzo moge oceniac. Mam jednak wrazenie, ze stawianie tych trzech pan w jednym szeregu tylko dlatego, ze wszystkie wyjechaly za granice, jest zupelnie bez sensu...
Dlaczego o niej pisze?
Ogladalam kiedys serial "Dwustronna tasma klejaca" na podstawie jej powiesci. Serial mnie wciagnal, sklonil do przemyslen, dalam nawet kiedys temu wyraz. Jakis czas pozniej obejrzalam kolejny serial, "Domek slimaka" 蝸居, ktory tez mnie zaciekawil, choc zakonczenie bylo jak dla mnie zbyt latwe do przewidzenia. Oczywiscie, okazalo sie, ze powstal na podstawie powiesci Liu Liu. Dlatego, gdy w ksiegarni rzucily sie na mnie dwie szostki, przyjelam wyzwanie i zakupilam powiesc. Ktora napisana jest miesistym i zywym jezykiem, z pieknie zarysowanymi postaciami, ze zlosliwie uwypuklonymi wadami, z milionem "jak wiadomo", ktore maja nas wprowadzic w swiat i sposob myslenia bohaterow, przy ktorej mozna sie uczyc potocznego jezyka, mozna sie smiac, mozna plakac.
Co czynie.
Jaka szkoda, ze w Polsce sie nie wydaje takich wlasnie chinskich powiesci zamiast pornografii Hong Ying. Mozna sie z tej ksiazki dowiedziec o Chinach duzo wiecej, niz sie wie nawet w nich mieszkajac...

2012-06-27

Li Ning Company Limited 李宁有限公司

Cos Wam mowi miano "Spokojna Sliwka"? No, w zasadzie wcale sie nie dziwie, ze nie. Kiedy zdobyl 6 medali olimpijskich, pieluchy w zebach jeszcze nosilam, wiec oczywiscie goscia kompletnie nie kojarzylam. Doskonale za to jest mi znana jego firma.
Li Ning, bo o nim mowa, to chinski gimnastyk, ktory w Los Angeles w 1984 roku zdobyl 3 zlotka, 2 sreberka i jeden brazik. A potem ten sukces sprzedal, otwierajac firme produkujaca obuwie i ciuchy sportowe. Sprawy finansowe tak go pochlonely, ze na stadion wrocil dopiero w 2008 roku - zeby zapalic znicz olimpijski w Pekinie...
Nalezy sie cieszyc, ze sportowiec zajal sie tworzeniem tej marki. Dzieki temu w miejsce wszechobecnego barachla trafiaja w chinskie rece swietne produkty. Ja sama ostatnio przyodzialam sie od stop do glow w Li-Ningi
(tylko buty musialam kupic gdzie indziej, bo rozmiarowka jakas dzika), bo swietne te ciuchy, a i cena przystepna. Wreszcie moge wygladac sportowo podczas tej jogi i innych badmintonow... Hmmm, moze gdyby widzieli, z jaka przyjemnoscia sie rozciagam w tych ciuchach, zasponsorowaliby mnie, jak wczesniej Shaquille O'Neala czy reprezentacje Hiszpanii w koszykowce... Sponsoruja badminton, koszykowke, ping-pong, tenis, zarowno pojedynczych graczy, jak i cale druzyny, przeprowadzili wojne blyskawiczna z reszta chinskich firm sportowych - i wygrali.
Jest jednak i nieprzyjemna strona. Rok temu Greenpeace przeprowadzil badania probek pobranych z Rzeki Perlowej i Jangcy; jak niemal wszystkie chinskie firmy, maja w nosie ekologie - to, co scieka do rzeki mogloby, przy odrobinie szczescia, zabic kilka wiosek. Oczywiscie, na chinskich stronach ta informacja sie nie pojawia. Nawet w Wikipedii...
A tu polska strona.



2012-06-25

我要的幸福 Szczęście, którego pragnę


Kocham tę piosenkę przede wszystkim za rytm. Pasuje do porannej kawy i tworzy złudzenie słońca za oknem. Poza tym uwielbiam Stefanie Sun już od daaaaaawna, m.in. za to, że jej live jest zazwyczaj tak samo dobry, jak nagrania studyjne...

為愛情付出
Inwestować w miłość
為活著而忙碌
dla życia zaiwaniać aż furczy
為什麼而辛苦
dla-czego muszę się męczyć
我仔細記錄
Chcę sobie dokładnie zapamiętać

用我的雙眼 
Korzystam z pary oczu
在夢想裡找路
by w marzeniach znaleźć drogę
該問路的時候 
Gdy trzeba zapytać o drogę
我不會裝酷
nie zgrywam twardziela

我還不清楚
Jeszcze nie jestem pewna
怎樣的速度
Jaka prędkość
符合這世界 變化的腳步
pasuje krokom zmian tego świata
生活像等待 創作的黏土
życie przypomina glinę czekającą lepienia
幸福 我要的幸福 漸漸清楚
Szczęście, szczęście, którego pragnę powoli się uwyraźnia.

夢想 理想 幻想 狂想 妄想
Marzenia ideały fantazje iluzje próżne nadzieje
我只想堅持每一步 該走的方向
Ja chcę tylko wytrwać, by każdy krok stawiać w kierunku, w którym iść powinnam
就算一路上 偶而會沮喪
nawet jeśli czasem na drodze pojawi się zwątpienie
生活是自己 選擇的衣裳
Życie to strój, który sami wybieramy
幸福 我要的幸福 沒有束縛
Szczęście, szczęście, którego pragnę jest nieskrepowane
幸福 我要的幸福 在不遠處
Szczęście, szczęście, którego pragnę jest już niedaleko.

2012-06-23

Święto Smoczych Łodzi w Kunmingu

Piąty dzień piątego miesiąca księżycowego z dawien dawna był okazją do świętowania. Wu 午 to tradycyjna nazwa piątego miesiąca księżycowego, za to 端 ma wiele znaczeń, ale akurat tu oznacza 發端 czyli początek, rozpoczęcie. Nie wiem, dlaczego u Chińczyków miesiąc rozpoczyna się dopiero piątego dnia, ale niech im już będzie. Pewnie podobało im się, że to Podwójna Piątka, bo oni lubią te wszystkie podwójności.
Historię Qu Yuana już kiedyś opowiadałam. Tym razem skoncentruję się nie na tym, jak to święto jest obchodzone w całym chińskokulturowym świecie, tylko na tym, jak to wygląda w Kunmingu.
Jak powiadają starzy kunmińczycy, za dawnych, dobrych czasów organizowano wyścigi smoczych łodzi na rzece Panlong (jakoś serce się wzbrania przed przetłumaczeniem tej nazwy na Talerzowego Smoka...). Dziś urządzenie takiej zabawy na tym malutkim kanaliku byłoby raczej niemożliwe, wiec kunmińczycy oddają się innej przyjemności, o której za chwilę.
Kilka dni przed rozpoczęciem obchodów święta, wszyscy zaczynają kupować liście bambusowe/bananowe i kleisty ryż, bo liście trzeba solidnie oczyścić, a ryż długo namaczać. Dzongdze zawija się zazwyczaj w trójkąty 3D, ale są tez walcowate czy w kwadratach 3D. Mogą być "czyste" czyli bez nadzienia, z samym tylko aromatem liści, albo z dodatkiem fasoli, fistaszków, pasty fasolowej, surowego mięsa czy też tutejszej szynki, słynnej zresztą na całe Chiny. Jada się je na wszystkie posiłki, obdarowuje się nimi krewnych i znajomych.
Z rozpoczęciem święta, na drzwiach wejściowych bądź w okolicy drzwi wiesza się kępki tataraku i piołunu.
Na ścianach natomiast zawisają duiliany o Zhong Kuiu łowiącym demony i o kotach łapiących myszy; podobno właśnie zawieszone w Święto Smoczych Łodzi uchronia one mieszkańców przed nieszczęściami. To o kotach czasami jest też rzeźbione w drewnie i epatuje odrobinę cepeliowatością. Akurat moi sąsiedzi nie wywiesili wizerunków Zhong Kuia, pewnie im się nie chciało zdejmować noworocznych ozdóbek (a my narzekamy na tych, którym się nie chce wyrzucić choinki po świętach Bożego Narodzenia...)...
Około południa zdejmujemy piołun i palimy go rytualnie, żeby wypłoszyć robale z naszych mieszkań. Po tym dobrze spełnionym obowiązku zasługujemy na odrobinę wytchnienia i zażycie tej przyjemności, o której wspomniałam wcześniej: jedzenia! Ugotowane wcześniej dzongdze

nadają się już do spożycia. Zazwyczaj kroi się je w grube plastry i albo spożywa od razu, albo najpierw obtacza w jajku i obsmaża. ZB uwielbia dzongdzyki z cukrem, ale on nawet pieczywo zajada tylko z grubą warstwą masła i cukru, wiec on się nie liczy... U bardziej ceniących tradycję kunmińczyków spotyka się raczej zmemłany na proszek brązowy cukier, a także miód, sezam i - a jakże! - konfiturę z róży! Część tak przygotowanego poczęstunku przeznaczona jest dla przodków, do których wędruje wraz ze spalanymi w dużych ilościach piekielnymi pieniędzmi, ale potem do stołu zasiadają żywi. Najpierw, na poprawienie apetytu, spożywa się kompocik zwany 平胃散* (kłącza astrowatych+kora magnolii+imbir+skórka pomarańczy+chińska lukrecja+owoce głożyny pospolitej gotowane długo na wolnym ogniu), potem w charakterze przystawek pojawiają się: ugotowany czosnek (po prostu trzeba w lekko osolonej wodzie ugotować nieobrany czosnek, niby nic wielkiego, a naprawdę pyszne), gotowaną fasolę bądź bób, koniecznie takie, które już puściły pędy:
które maczać można w rozmaitych pikantnych sosach, kiszone kacze jajka,
ciastka z nadzieniem kwiatowym, sacime (薩其馬), ciasteczka lotosowe 芙蓉糕 z mąki z kleistego ryżu i wiele innych przysmaków. Do popicia służyć powinna tylko i wyłącznie nalewka realgarowa. Ba, służy ona nie tylko do picia! Zwilżamy nią brwi, uszy, nos i usta dzieci, na ich czołach wypisujemy wódką tą królewski znak 王, a odrobina wódki powinna też znaleźć się na ekhm najważniejszej części ciała małych chłopców. Podobno ma to ochraniać przed chorobami no i oczywiście dezynfekować (po co dezynfekować brwi - tego już nie wiem...).
Następnych kilka dni pracujemy nad ochroną m.in. przed reumatyzmem - wieśniacy sprzedają do miasta kokornakowate czy inne jasnotowce, które służą tym razem nie do picia, tylko do kąpieli.
Kunming, miasto kwiatów, ma też długą tradycję organizowania "kwietnych ulic" - bo i też właśnie teraz mamy tu najwięcej gatunków kwiatów. Są kwiatowe konkursy o przedługiej tradycji (dawniej zawsze wygrywały zajmujące się zarobkowo hodowlą kwiatów świątynie buddyjskie).
Dawnymi czasy po Święcie Smoczych Łodzi zaczynała się pora deszczowa, z dużą ilością bakterii, a co za tym idzie, chorób; o pojawiających się chmarami szkodnikach nie warto nawet wspominać. Realgar, piołun, kompot ziołowy, tatarak i cala reszta tego tradycyjnego paskudztwa miała przed tym ustrzec. Spożywanie w następnych miesiącach świeżych ryb i baraniny również było podyktowane względami zdrowotnymi - i choćby dlatego te zwyczaje i przesądy wcale nie są tak śmieszne, jakimi wydają się na pierwszy rzut oka...
Z głębokim szacunkiem dla tradycji życzę wszystkim Czytelnikom udanego Święta Smoczych Łodzi!

*w wolnym tłumaczeniu: medykament na uspokojenie żołądka.

2012-06-20

slub opata 方丈還俗完婚



Ten macho ze slubnego zdjecia to opat (tak!) Swiatyni Bambusowej. Dal sobie spokoj z zyciem zakonnym dnia 9 czerwca b.r., a slub odbyl sie 17 czerwca (tak, po tygodniu!) w mocno drogim hotelu, w ktorym wynajeli 30 stolikow (wesele na okolo 300-400 osob). Wybranka serca naszego prawie 50letniego bylego mnicha to 26-letnia specjalistka od jadeitu, wlascicielka sporej firmy nim handlujacej.
Nie, nie ozenil sie dla pieniedzy. Tutejsi opaci sa bogatsi nawet od naszych :P Oczywiscie, nie wszyscy "mnisi" sa darmozjadami zerujacymi na ludzkiej naiwnosci, nie wszyscy tez napychaja sobie kabzy kosztem wiernych, ale...
Swoja droga, ciekawe, jak sie poznali...
Notka na podstawie tej wiadomosci.

2012-06-19

badminton 羽毛球

Uwielbiam badminton. Najchętniej grałabym od rana do wieczora w sesjach: 15 minut gry - 5 minut zdychania - 5 minut wracania do siebie i tak a piat'. Może po kilku latach byłabym w stanie wydłużyć 15 minut do 25 albo i pół godziny, ale to raczej mało prawdopodobne*. Ze zdychania też pewnie nie będzie mi dane zrezygnować...
Do rzeczy.
W Chinach i na Tajwanie badminton jest bardzo popularny; jest tu więcej boisk do badmintona niż do piłki nożnej czy siatkówki. W badmintona grywają dzieci, ale i staruszkowie w parkach, a profesjonalne boiska służą przede wszystkim tym, którzy nie tak ot sobie packają lotkę, tylko tym, którzy naprawdę się znają. No i mnie, ale to tylko przypadek.
Dodatkowo, ponieważ Kunming jest położony w całkiem wysokich górach (prawie 2000 m.n.p.m.), jest tu mało tlenu, więc lotka jest szybsza, a zabawa ciekawsza. Stąd przyjeżdżające tu tłumy pół- i całkiem profesjonalnych zawodników, ćwiczących grę w warunkach ekstremalnych. Oczywiście, zazwyczaj przerzynają sromotnie z tutejszymi, bo nieprzyzwyczajeni. A już taki ZB rozkłada dużą część kondycyjnie, bo on po prostu dobiega do wszystkiego, odrzutowiec ma w tyłku czy co, sama już nie wiem... Ale też ćwiczy, grywa regularnie i to nie takie pitu pitu, tylko trzy godziny meczów z rzędu na przykład. Sama perspektywa takiego meczu mocno go cieszy.
Piątkowy wieczór. Dzwoni telefon; ZB odbiera, a za chwilę przychodzi i, ucieszony, woła: Idę dziś na meczyk badmintona!
Ja właśnie czytam pasjonującą książkę, więc odmrukuję pod nosem: dobrze, kochanie i czytam dalej.
ZB patrzy na mnie z wyrzutem, że nie naciskam, by ze mną został i w ogóle, i mówi: no już mnie tak nie powstrzymuj!
Na co mnie się chochlik włącza, zaczynam jęczeć: nie opuszczaj mnie, no jak możesz wyjść w takiej chwili, w ogóle mnie nie kochasz, no zostań!... A jednocześnie wypycham go za drzwi.
Zaśmiał się, pozbierał zabawki i wyszedł. Słyszę odgłos zamykania mnie na trzy spusty. Biorę telefon, żeby przypomnieć bałwanowi, że jestem w mieszkaniu i żeby mnie może jednak nie zamykał, ale zanim zdążyłam wybrać numer, słyszę soczyste !@#$%$#@, a potem wybuch śmiechu i otwarcie zamka, i dopiero wtedy stuptanie na dół...
Jak można być tak roztrzepanym i jednocześnie tak dobrze grać w badmintona??!!
A tu dowód na to, że grywam w badmintona:

*niestety, przewidziałam trafnie...

2012-06-17

Bylica pospolita 藜蒿

Kolejna roślinka do zielnika to kuzynka piołunu, nic więc dziwnego, że tak jak piołun poprawia przemianę materii, zwiększa apetyt, działa moczopędnie i odkażająco, a także pomaga nam się pozbyć życia wewnętrznego (lewatywa wysyła owsiki na pewną śmierć, a napary pomagają na to, co w trzewiach piszczy) czy zewnętrznego (choćby wszy boją się bylicy panicznie). Również mole i inne szafowe żyjątka nie przepadają za gorzkawym aromatem bylicy. Ale w Polsce, choć stosowana czasem jako przyprawa, nie jest bylica specjalnie popularna. W Chinach natomiast choćby sam fakt, że jest znana pod bardzo wieloma nazwami, świadczy najlepiej o jej popularności w wielu regionach, od Heilongjiangu po Yunnan. Ja poznałam tę roślinkę pod yunnańskim mianem 藜蒿 líhāo, ale PRAWDZIWI Chińczycy usłyszawszy tę nazwę, zapewne nie wiedzieliby, o co chodzi, dopóki nie powiedziałabym, że chodzi o 蘆蒿 [芦蒿] lúhāo.
Wzmianki o niej pojawiły się już w biblii chińskiego zielarstwa, czyli w Księdze Ziół Shennonga, czyli ponad 2000 lat temu, a szczegółowo omówiona jest w Kompendium naturalnych surowców leczniczych z XVI wieku. Poza wszystkimi sposobami użycia znanymi w Polsce, w Chinach stosuje się ją również do zapobiegania chorobom zębów, leczenia wątroby, gardła i - co najciekawsze! - do chronienia mózgu. Zachęcona w ten sposób, oczywiście MUSIAŁAM spróbować. Bylicę można spożywać w sałatkach, oczywiście po zblanszowaniu, bądź smażoną. My spróbowaliśmy w tej drugiej wersji:

Młodziutkie liście można też ukisić, ale muszą być bardzo świeże, żeby sztuka się udała - ze starymi lub zniszczonymi liśćmi potrawa będzie gorzka. Spożywać można wszystkie części rośliny, ale najszerzej dostępne są łodygi, które nie są ani zdrewniałe jak korzeń, ani gorzkawe jak liście. Nie należy się jednak bylicą (ani piołunem, jeśli już o tym mowa) przesadnie obżerać - zawiera ona bowiem tujon, który wzmaga co prawda czynność kory mózgowej - co mogłoby czasem nawet być przydatne - ale w większych dawkach wywołuje drażliwość a nawet psychozę, a w konsekwencji upośledza układ nerwowy. Z tych samych względów lepiej się nie upijać notorycznie absyntem czy wermutem, ale to już zupełnie insza inszość.
Szukając informacji o bylicy, natrafiłam na opisy jej magicznych właściwości - podobno broniła podróżników przed złymi duchami (pewnie lisicami...) i dzikimi zwierzętami - Chińczycy jednak skupiają się głównie na jej zastosowaniach leczniczych i kulinarnych. Zastosowanie lecznicze to bynajmniej nie tylko napary czy maści tudzież lewatywy; można nakladać bylicę bezpośrednio na skórę za pośrednictwem igieł akupunkturowych, a najchętniej przy moksybucji, zawsze na gorąco, żeby się pod wpływem ciepła uwolniły lecznicze substancje.
Przepis? Ten, co zwykle: wrzucić zieleninę pokrojoną w kawałki długości kciuka na rozgrzany olej w woku, ewentualnie dołożyć czosnek lub/i chilli. Można dorzucić paprykę, koniecznie czerwoną, żeby ładniej wyglądała na talerzu. Usmażyć tak, żeby była jeszcze lekko chrupka, a już nie surowa. To przepis idealny na większość zieleniny w Chinach...

2012-06-15

dowod 證明

po pierwsze na to, ze mieszkam w Kunmingu, a po drugie na to, ze kibicuje Polsce.
(park Uniwersytetu Yunnanskiego)

(Swiatynia Yuantong)

(Swiatynia Konfucjanska)

(Paifang Zlotego Konia)

(Wschodnia Wieza)

(taras hostelu Hump)

2012-06-13

tasznik pospolity 薺菜

Kolejny chwast do mojej kolekcji. Swoją drogą, skoro wiadomo, że należy do rodziny kapustowatych, to dlaczego dla nikogo poza Chińczykami, Japończykami i Koreańczykami nie jest oczywiste, że należy go spożywać?... Inna rzecz, że medycyna chińska nie uważa ziołolecznictwa za szarlatanerię, jak to bywa określane w Polsce. Dlatego lekarze nadal tu wypisują wywary z tasznika na zbyt obfite miesiączki (działa przeciwkrwotocznie), na problemy z nerkami (działa moczopędnie), na wzmocnienie, na biegunki, na chore oczy i tak dalej. Jednak ze względu na dużą zawartość histaminy, nie zaleca się podawania tasznika kobietom w ciąży - może wywołać skurcze macicy grożące poronieniem.
Oprócz tego tasznik jest coraz szerzej wykorzystywany w branży kosmetycznej, w moim regionie jednak jest to przede wszystkim żarcie. Smaży się go z kluskami ryżowymi, nadziewa się nim pierożki, można tasznik podawać w sałatkach, zupach, używać jako przyprawy. Co najlepsze, zarówno liście, jak i korzenie czy nasiona doskonale smakują i zachowują lecznicze działanie. Docenili to nie tylko Chińczycy, ale i inni Azjaci: Japończycy spożywają tasznik m.in. z okazji Święta Siedmiu Ziół Nanakusa-no-sekku 七草の節句, jak sama nazwa wskazuje, w towarzystwie innych zielonych paskudztw, wsadzonych do kleiku ryżowego, a Koreańczycy zajadają się tasznikiem zblanszowanym i pokropionym olejem sezamowym czy innymi przyprawami - zwie się to Naengi namul 냉이나물 (o namulu, najwazniejszej koreanskiej sałatce poza kimchi, tutaj).
Wracając do Chińczyków: pierwsze wzmianki o spożywaniu tasznika pojawiły się 300 lat przed narodzeniem Chrystusa; wszyscy żarli, ale nikt nie pomyślał o uprawie. Dopiero przełom XIX i XX wieku przyniósł pierwsze uprawy tasznika w okolicach Szanghaju. Smakosze uważają jednak, że tak jak pieczarki nie dorównują dziko rosnącym grzybom, tak i tasznik uprawny nie ma w sobie "tego czegoś". My, Yunnańczycy, możemy się cieszyć prawdziwym, dzikim smakiem tasznika, bo pełno go tu rośnie.
Dziś spożyliśmy "czystą" zupę tasznikową,
czyli oczyszczony tasznik w kępkach, razem z korzeniami, wrzucony do zimnej wody z odrobiną soli i tłuszczu. Trzeba gotować dosłownie chwilkę, jeśli pogotujemy za długo, liście stracą sprężystość i zamiast zupy będzie nieapetyczna bryja.

2012-06-11

楊梅 woskownica

To takie drzewo, które występuje w klimacie podzwrotnikowym nawet na najkwaśniejszej i prawie jałowej glebie, i jest obrabowywane z owoców przez każdego normalnego przechodnia. Owocki woskownicy są albowiem przepyszne, howgh. Ojczyzną woskownicy są oczywiście Chiny, które są porastane przez te drzewka od co najmniej czasów Chrystusa, ale przeprowadziła się woskownica też na Tajwan, do Japonii, Korei itd.
Owocki woskownicy można spożywać w milionie postaci: świeże oczywiście są najlepsze, ale są też sprzedawane suszone, puszkowane, zacukrzone na śmierć, no i oczywiście sfermentowane. Właśnie ta ostatnia forma spowodowała, ze wpadłam na szatański pomysł wsadzenia 3 kilo woskownic do wielkiego słoja, zasypania ich cukrem, a potem zalania wódką. Skoro smak maja lekko wiśniowo-śliwkowo-jeżynowy, nalewka powinna się udać, prawda? Sok w każdym razie wyszedł pyszny (ZB oszalał na punkcie kaszy manny na mleku podanej na zimno z sokiem z woskownic...), a na nalewkę poczekam jeszcze te dwa tygodnie, niech stracę... Jeśli kiedyś znowu dostaniemy woskownice od ekhm świekrów, zrobię konfitury :)
Woskownice, oprócz tego, że są przepyszne, są też zdrowe. Zawierają sporo polifenoli, mają więc silne działanie przeciwutleniające, zmniejszają ryzyko wystąpienia chorób układu krwionośnego i raka, i w ogóle są panaceum. Zresztą, prace nad przekształceniem owocu w lek już trwają...
Cóż. Według mnie nalewka to też barrrrdzo zdrowy napój. Prawda, Dom? ;)
A same owoce, zgodnie z chińską medycyną, spożyte przed libacją powodują ponoć, że nawet po najbardziej wymyślnych drinkach się nie heftuje...

2012-06-09

Chitler 西特乐

W centrum Kunmingu znajduje sie sklep o wdziecznej nazwie Hitler.
Jest to sklep z gadzetami, smiesznymi podkoszulkami, klawiaturami do komputera Hello Kitty itp. Skad wiec ta zlowieszcza nazwa?
Coz. Przykro powiedziec, ale z glupoty.
Nazwa chinska to 西特乐 a nie 希特勒. Obie zbitki wymawia sie Xitele (w mandarynskim nie ma zbitki "hi", dlatego Chinczycy chichocza 嘻嘻嘻 xixixi), ale tylko druga jest fonetyczna transkrypcja nazwiska postaci historycznej. Druga to skrotowiec od 南北东西 在此 在此, czyli, w wolnym tlumaczeniu, mydlo i powidlo, unikaty tylko tutaj, radosc tylko tutaj. Wytluszczone znaki to wlasnie nasz "Hitler" - ktorego wersje angielska widzialabym raczej jako Heatler jesli juz w ogole, a polska - jak w tytule.

2012-06-07

Tchaikovsky: Rococo Variations [Yo Yo Ma, violoncello]

Mozecie sobie mowic, ze jestem zidiociala azjofilka i ze przemawia przeze mnie chinskonarodowa duma. Wisi mi to. Yo Yo Ma JEST genialny. Jak ktos nie wierzy, to prosze: kawalek koncertu z okazji 150 rocznicy urodzin Czajkowskiego.

CBDO.
Poza tym, ostatnio tak sobie ze ZB gadalam i pytam - dlaczego, chociaz w Chinach jest tak wielu muzykow, w tym i wiolonczelistow, slawny jest tylko Yo-yo Ma? ZB mowi, ze tylko on jest naprawde dobry. Pytam dlaczego. "Bo wychowywal sie w Stanach, a na Zachodzie ksztalca Muzykow. Tu mozna sie co najwyzej, przy dobrych wiatrach, nauczyc techniki, a nie tego, zeby kazdy dzwiek, gruntownie przemyslany, pokazywal emocje".

2012-06-05

Jesteś moim....


Nic mnie z tą piosenką nie łączy. No może poza tym, że jest debilnie prosta, więc czasem ją po pijanemu popełniałam w KTV, nie dbając o to, że z tekstu kojarzyłam tylko chwytliwy refren, który sprowadza się do tego, że koleś się drze: jesteś moimi oczami, dzięki Tobie dostrzegam piękno każdej pory roku itd. Tak naprawdę wsłuchałam się w tekst i zapatrzyłam w historię dopiero niedawno, jakoś przypadkiem. Że niby on i ona. Ona niewidoma, a on ją skrycie kocha i się nię opiekuje. On choruje, ma umrzeć, mówi lekarzowi, że oczy mają przeszczepić ukochanej, ona odzyskuje wzrok i dopiero wtedy odkrywa, jak bardzo on ją kochał. Finał piosenki, wszyscy płaczą, kurtyna.
Piosenka jest wzruszająca, a wokalista nieźle śpiewa :) A ja czasami ni stąd, ni zowąd usłyszę w radiu kawałek refrenu i już potem tak za mną chodzi. Oczywiście, śpiewam tylko znaną mi część, "ni szy ło de jen" (czyli jesteś moimi oczami), lalalala.
Do rzeczy.
Jestem sobie u ekhm świekrów i gotujemy z ZB, a ponieważ to nie nasza kuchnia, trochę się po niej bez sensu miotamy. ZB co jakiś czas wykrzykuje nazwy potrzebnych produktów/narzędzi, a ja mu je dostarczam.
ZB: nóż!
Ja: (podaję od razu, bo tasaki są duże i je łatwo namierzyć).
ZB: mała miska!
Ja: (zwlekam, ale po chwili znajduję).
ZB: sól! sól! SÓL! - krzyczy zapamiętale, a ja nie mogę nigdzie znaleźć. A trzeba Wam wiedzieć, że sól się po chińsku wymawia podobnie do oka, tylko na innym tonie, ale też "jen". Więc, szukając "jenu", przypomniałam sobie oczywiście piosenkę o innym "jenie". I zaczęłam śpiewać: Jesteś moją solą... A ZB natychmiast podchwycił i śpiewa dalej: Jesteś moim octem! Ja, skręcając się ze śmiechu, dodaję: jesteś moją bułką tartą. I co z tego, że się średniówka nie zgadza? :D

2012-06-03

ta twoja...

Uwielbiam pic mleko. Tak, wiem, mleko dla cielat, a nie dla starych krow, w dodatku ludzkich. Ale co poradze? Kocham i juz! Jest poza tym tyle napojow mniej od mleka zdrowych, od coli poczynajac, na wodce konczac, ze wyrzuty sumienia sobie odpuszczam i jakos ze dwa razy w tygodniu draluje po mleko. Czesc tzw. mlek w Chinach smakuje tak, jak moze smakowac wyobrazenie mleka z platonskiej jaskini, ale czesc jest prawdziwa. Prawdziwosc mleka poznaje po tym, ze sie zsiada, a nie plesnieje ;) ZB tez lubi mleko, a jego ulubiona legumina jest kasza manna na mleku z owocami/syropem owocowym, wiec mamy spory przerob. Do tego stopnia spory, ze gdy ostatnio ZB u osiedlowego mleczarza probowal zanabyc ow boski plyn, mleczarz bez odrobiny emocji chrzaknal, ze "ta twoja juz kupila"...
Ja tam sie ciesze, ze mozemy unikac zbednych zakupow. ZB sarka, ze od tylu lat mieszka w tym miescie i nikt nigdy go na ulicy nie poznawal, a teraz idzie na ten sam targ, co od dwudziestu lat i sprzedawcy pytaja, dlaczego tym razem mnie nie przyprowadzil i nagle pamietaja, co lubi jesc...

2012-06-01

โรตีกล้วยหอม miotane placki z bananami 甩手粑粑

Przekąska ta przywędrowała do Yunnanu z Tajlandii. Proces wytwarzania słodkich placuszków roti kluai czy po prostu roti znam już na pamięć:
Robimy placek z kulki ciasta. Dodajemy duuuużo oleju, żeby się nie przykleił na stałe do "stołu"
Najpierw rozpłaszczamy łapkami:
Potem zdejmujemy z blatu trzymając za brzegi...
...i świst! kręcimy ciastem młynka, jakbyśmy pizzę robili, a potem miotamy plackiem o blat:
Po kilku rzutach tym apetycznym dyskiem, placek robi się ogromniasty. Od dziś precz z wałkowaniem - jest przereklamowane ;)
Tak przygotowane ciasto ozdabiamy ciapką z banana i jajka, składamy na pół i wrzucamy na gorący olej:
Gdy się usmaży, odsączamy z tłuszczu i tniemy na kawałki wygodne do wcinania przy pomocy wykałaczek. Tniemy oczywiście nożyczkami.
Na koniec można podlać zagęszczonym mlekiem słodzonym, ale nie jest to obowiązkowe ;) Gdyby nie ten tłuszcz, zajadałabym się miotanymi plackami na okrągło, a tak - dopieszczam się nimi tylko, gdy pojawia się wyjątkowa okazja - na przykład Dzień Dziecka :) Wszystkiego najlepszego! :)
A jeśli chcecie przyrządzić taki placek, tutaj znajdziecie przepis.
Jeśli zaś chcecie zobaczyć sam proces od początku do końca, to poniżej film prosto z Bangkoku: