2012-03-31

Kijaneczki szukają mamy 小蝌蚪找媽媽

Zakochałam się, znowu... Tym razem w pięknej, starej chińskiej kreskówce o kijankach. Trwająca zaledwie kwadrans bajka opowiada o tym, jak kijanki próbują odszukać mamę i napotykają różne stworzenia wodne - kraby, żółwie, krewetki. Nie wiedząc, jak mama wygląda, z nadzieją rzucają się do każdego z tych stworzeń, a te im mówią, że nie, to nie ja, mama ma biały brzuszek, nie, to nie ja, mama ma cztery łapki, nie, to nie ja... i tak dalej. Taka sobie niby zwykła bajka, ale jest utrzymana w stylu tradycyjnych chińskich malowideł - piękna!!! No, urzekająca. I ścieżka dźwiękowa prawie jak w operze chińskiej - same tradycyjne instrumenty. Zresztą - zobaczcie sami:

2012-03-29

龍骨水車 Mlyny Smoczych Kosci

Jesli postapimy rozsadnie i wybierajac sie nad Rzeke Duoyi nie bedziemy sie spieszyc, bedziemy mogli nacieszyc oczy slicznym parkiem-skansenem mlynow wodnych. Mlyny smoczych kosci pojawily sie podobno w Chinach za czasow Wschodniej Dynastii Han (II w. n.e.) i od tego czasu caly czas pracuja. Dawniej w kieratach chodzily zarowno zwierzaki, jak i ludzie (przy czym te dla ludzi mogly wykorzystywac zarowno sile rak, jak i nog), a przymocowane do pior mlyna male saganki
wznosily sie na odpowiednia wysokosc, a woda sie wylewala i dalej korytami bambusowymi
badz ziemnymi doprowadzana byla do pol ryzowych badz innych potrzebujacych wody miejsc.
Skansenik jest uroczy; chetnie bym tam zabrala dzieciaki, zeby zobaczyly, jak to wszystko dziala :)

2012-03-28

kijanki 蝌蚪

Jakis czas temu obzarlam sie jak dzika zabim goracym kociolkiem 火鍋. Miesko pyszne, delikatniejsze od kurczaka (notabene te zaby zwa sie 田雞, czyli kurczaki polne), pychota! Troche moze na poczatku odrzucaja zabie odnoza, z doskonale wyksztalconymi palcami... Ale nie o tym w ogole mialam pisac. Tuczacy mnie bezlitosnie Zwykla Belka zabiera mnie teraz czasem na targ. Wlasciwie za kazdym razem dowiaduje sie czegos nowego o jedzeniu. Tym razem tematem przewodnim byly kijanki zaby ryczacej, po chinsku 牛蛙. Poniewaz sa wielkie, nie rozpoznalam w nich poczatkowo testowej wersji zaby. Poza tym nawet jesli - to przeciez tego sie nie je!
Je sie.
Zeby dobrze przyrzadzic kijanke, trzeba ja najpierw ogluszyc, potem wypatroszyc (niektorzy nie patrosza, ale ja nie wiem, co ona zarla, wiec lepiej wyjac wnetrznosci...), a potem sciagnac skore, zaczynajac od glowy.
Teoretycznie skore mozna jesc, ale nie jest to zaden olsniewajacy smak, chyba, ze jest kijanka podana w chrupkiej panierce. Po przygotowaniu mozna je traktowac jak kazde inne mieso - smazyc, dusic, cokolwiek. Mysmy usmazyli na czosnku, imbirze i papryce, a gdy juz byly obsmazone, dodalismy wody i dusilismy jakies 5 minut na wolnym ogniu.
Niestety. Jest to kolejna przepyszna potrawa...

2012-03-27

Rzeka Duoyi 多依河

Wyobrazcie sobie koryto rzeki uksztaltowane tym, ze zrodla tryskaja z Wyzyny Wschodnioyunnanskiej, a potem wija sie miedzy pagorkami, ktore wyrastaja od Yunnanu az po Guizhou i Guangxi. Wyobrazcie sobie, jak rzeka zlobi koryto w skalach wapiennych, jak wodospadami wpada w dolinki, jak wygladza skaly i rwie sie w dol, w dol, za Yunnan, pozostawiajac blekitna od wapienia wode i cudne zjawisko krasowe...
Dlaczego nadal jest tam tak pieknie? Moze dlatego, ze nie jest latwo sie tam dostac. Teraz juz kursuja prywatne busiki, ale nadal jest to zbyt niewygodne dla wiekszosci Chinczykow. I mozna faktycznie dotknac przyrody, zachwycic sie pieknem krajobrazu i przejrzystoscia tamtejszej wody. Ilez traca ci, ktorzy tuz po wejsciu do parku wsiadaja do meleksow, zeby czym predzej dostac sie do wodospadow i miejsc piknikowych przy koncu trasy! O ilez piekniej wsiasc w bambusowy „katamaran” 竹筏
i wolniutko z pradem sie wlec... Leniwie dzwigajacy raz za razem wioslo pychowe „gondolierzy” z tutejszej mniejszosci Buyi nie stronia od pogawedek, jesli wiec sie dobrze trafi, mozna sie niejednego o tutejszym zyciu dowiedziec. Tak samo rozmowne okazuja sie panie prowadzace muly, z ktorych grzbietow mozna ujrzec piekno Duoyi z innej perspektywy – krocza zwierzeta samym skrajem sciezki polozonej o ladnych kilkanascie metrow powyzej poziomu rzeki... Tu ciekawostka – nauczona doswiadczeniami bosmana Nowickiego nie probowalam przymusic mojego wierzchowca do zmiany trasy, tylko pozwolilam mu na wybranie wlasnej drogi. Tymczasem moi towarzysze podrozy umierali ze strachu i probowali sklonic zwierzeta do wedrowki srodkiem sciezki. Nic z tego! Oni umierali wiec ze strachu, a ja smialam sie w kulak, jednoczesnie blogoslawiac fakt, ze „Tomki” znam niemal na pamiec ;)
Pobyt nad Duoyi warto zaplanowac tak, zeby sie nie spieszyc. Brodzenie w krystalicznej wodzie, splyw pontonami po tutejszych wodospadzikach czy leniwa podroz tratwa wymagaja czasu. A przeciez trzeba jeszcze sprobowac pieczonych ryb, nabijanych z glowa na patyczek grillowy,
tutejszych placuszkow ryzowych czy wspomnianego juz przeze mnie barwnego ryzu. Dobrze zostawic sobie chwile na potajemne sledzenie Buyi, tak innych od Hanow. No i dobrze miec czas, by przyjrzec sie slicznemu skansenowi mlynow wodnych, o ktorych na pewno jeszcze napisze.

2012-03-26

KAWA

Gdyby Wam sie znudzila yunnanska kawa podawana w tutejszym starbaksie i jezeli nie mozecie zniesc kompletnego braku kofeiny w "kawach" podawanych w "Misiu Polarnym" czy innym "7 filizanek herbaty", a za neska nie przepadacie - przy ulicy Jianshe pojawil sie minikontener kawowy tajwanskiej firmy o tak swojsko brzmiacej nazwie: KAWA, czyli 卡瓦臺灣咖啡. Oczywiscie powinnismy czytac to "kaua", ale przeciez wszyscy wiemy, ze kawa to kawa, a nie zadna kaua...
Mozna sobie zazyczyc nieslodka. Dodaja do niej PRAWDZIWE mleko. A w ogole, to mozna tam sie jeszcze napic PRAWDZIWYCH tajwanskich bawarek na herbacie czarnosmoczej, czyli ulungu ;)
Strona firmy tutaj. Z niej sie dowiedzialam, ze uzywaja wloskiej kawy...Masz racje, akatko, wloska kawa JEST dobra :)

2012-03-24

przysmaki Luopingu 羅平美食

W Luopingu za najwiekszy przysmak uchodzą smażone kwiaty/łodygi rzepaku, a także przyrządzane w formie sałatki młodziutkie jego pędy. Na pędy się nie załapałam, ale łodygi, owszem, zostały nam podane.
W smaku przypominają trochę łodygi wilca wodnego, czyli rośliny o pustym sercu 空心菜. Wystarczy usmażyć z dużą ilością czosnku i odrobiną soli.
Poza tym uraczono nas również tradycyjnym kleikiem z białego grochu 稀豆粉 z “podłużnymi pączkami” youtiao 油條,
który jest wschodnioyunnanską potrawą polecaną w upały, a także zupą mięsno-pochrzynową
(pochrzyn chiński jest w tych rejonach uważany za istne panaceum, więc dodaje się go do gorących kociołków i zup).
Jedną z największych atrakcji jest tu 花米飯 (barwny ryż),
nierozerwalnie związany z żyjącą tutaj mniejszością Buyi. Z okazji księżycowego święta „Trzeci trzeci” 三月三 (w tym roku przypada dokładnie jutro), obchodzonego tutaj jak nasz śmigus-dyngus, a pełniącego funkcję Nowego Roku, przygotowują oni prawdziwą ucztę: w każdym domu świnio- i owcobicie daje początek wielodniowej zabawie, podczas której wioski się wyludniają, bo mieszkańcy gnają nad rzekę. Nad rzekami zaś polewają się wodą przy pomocy zmyślnych „wodnych pistoletów” z bambusa,
ścigają się na bambusowych katamaranach, śpiewają piosenki i jedzą właśnie nasz barwny ryż. Skąd jednak się wzięła ta nietypowa a piękna potrawa? Legend jest tyle, ile ziaren piasku na pustyni. Mnie do gustu najbardziej przypadła wersja poniższa.
Dawno, dawno temu, w pewnej wiosce zamieszkały trzy siostry, bowiem tak się złożyło, że powychodziły akurat tam za mąż. Pędziły życie beztroskie i pełne radości, bowiem wszystkim trzem urodzili się chwaccy synowie. Razu pewnego ojciec naszych kobitek postanowił wybrać się do ich wioski zobaczyć wnuków. Zaczęły się oczywiście kłócić, której jako pierwszej przypadnie zaszczyt ugoszczenia ojca. Ten, obżartuch pierwszej wody, powiedział, że trzeciego dnia trzeciego miesiąca na rozstaje przed wioską winny jego córki przynieść najsmaczniejsze potrawy, jakie potrafią wykonać z kleistego ryżu. Której zdolności kucharskie zdobędą żołądek i serce tatusia, do tej uda się on najpierw w gościnę. Dnia owego pierwsza siostra usmażyła placki ryżowe 油團. Druga upiekła ciastka ryżowe ciba 糍粑, a trzecia przygotowała pięciokolorowy ryż. Mieniący się w słońcu wielokolorowy ryż, pachnący kwiatami i słodki w smaku najbardziej przypadł do gustu naszemu łasuchowi, więc wybrał się on w gościnę właśnie do trzeciej, tak pomysłowej, córki. A plemię Buyi odtąd każdego roku przed „trzecim trzecim” przygotowuje barwny ryż, by ugościć godnie krewnych i przyjaciół.
„Zafarbować” ryż nie jest łatwo. Czarny kolor uzyskiwany jest z kory młodziutkich pędów klonu, które po zmiażdżeniu moczone są w wodzie przez co najmniej dobę. Kolor żółty można otrzymać z liliowca, wbrew pozorom rdzawego a nie żółtego, ale także z choćby gardenii jaśminowatej, które to kwiatki trzeba wyciskać, moczyć itp. O ileż to bardziej skomplikowane niż nasze barwienie ryżu szafranem!
Kolor czerwony i fioletowy można otrzymać z rośliny bliżej mi nieznanej, gatunku azjatyckiej trawy zwanej z łacińska Spodiopogon cotulifer (po chińsku jest to po prostu “czerwono-niebieska trawa” 紅藍草); kolor uzyskanego barwnika będzie się różnił w zależności od wyglądu liści, z których się go przygotowuje.
Tradycyjny „barwny ryż” był więc pięciokolorowy: biało-czarno-żółto-czerwono-fioletowy. Jednak, jako że lud Buyi rozprzestrzenił się w kilku prowincjach i w kilku klimatach, istnieją też ryże niebieskie, różowe itd.
Po zabarwieniu ryż można wysuszyć i przechowywać czas jakiś. Jeśli zdarzy Wam się taki ryż kupić, pamiętajcie, że nie można go po prostu ugotować – kolory się wymieszają i rozmemłają. Trzeba go wiec najpierw namoczyć w zimnej wodzie przez przynajmniej pół godziny, a potem ugotować na parze. Można go też usmażyć w głębokim tłuszczu – jest pyszny, ale okrrrrropnie tłusty i niezdrowy, więc tym razem odpuściłam...
Tradycyjnego żarcia jest w Luopingu oczywiście znacznie więcej, ale myśmy tam byli zaledwie trzy dni, więc resztę odkryję - mam nadzieję - następnym razem...

2012-03-22

羅平 Luoping

Luoping, położony we wschodnim Yunnanie, to województwo na styku trzech prowincji: Yunnanu, Guizhou i Guangxi. Jest znany z pięknych widoków, jak choćby nad Wodospadami Dziewięciu Smoków 九龙瀑布, z... ekhm... raftingu na Rzece Duoyi 多依河 (odchrząknięcie jest związane z faktem, że zwykły rafting można zaliczyć do sportow ekstremalnych, a akurat na tej rzece to raczej nie bardzo), czy uroczych Pagórków Złotego Kogucika 金鸡孤峰群, a także z lokalnych produktów, takich jak papierosy czy miód. Ale to nie wyżej wymienione atrakcje przyciągają tysiące turystów. To rzepak.
Pola rzepaku, idące w tysiące hektarów, w porze kwitnienia, czyli mniej więcej w połowie marca, zmieniają się w prawdziwe „Morze Żółte”.
Najpiękniejsze są pola tarasowe, zagospodarowane na wzór tych ryżowych, pełne kwiecia.
Pojechałam, zobaczyłam i... zakochałam się oczywiście – bo też od tej nasyconej żółci aż oczy bolą, ale w taki przyjemny, słoneczny sposób.
W Luopingu są górki. Malutkie, trochę większe, trochę takich, po których ciężko by się było wspiąć – są pionowe i gładkie. Gory zajmują prawie 80% powierzchni Luopingu, ale zazwyczaj nie są wysokie – najwyższy szczyt, Biały La 白腊 wznosi się na niecałe 2500 m. n.p.m., co w moim regionie jest raczej malutką górką. Jest tu sporo rzek (kolo 25) z malowniczymi wodospadami, które nawet podczas obecnej suszy nie wysychają – jest to bodaj najbardziej deszczowa i wilgotna z yunnańskich krain. Luopińczycy chętnie korzystają z rzek - niemal na każdym brzegu można znaleźć hydroelektrownię.
Mieszka tutaj sporo grup etnicznych, zajmujących się zgodnie z tradycją głównie uprawą roli; tutejsze bataty, imbir czy nasiona miłorzębu dwuklapowego słyną w całym Yunnanie. Jeśli chodzi o inne słynne produkty, to popularne jest tu powiedzenie, że Luoping to „trzy żółci” (imbir, rzepak, miód) i „trzy biele” (owoce miłorzębu, bataty o jasnym miąższu, pączki herbaciane) oraz trzy tradycyjne dania: barwny ryż, placki ryżowe, a także grzyby podobne do naszych czubajek, zwane tutaj „kurzymi jodłami” 雞樅.
Wróćmy jednak do naszego przepięknego rzepaku. Po pierwsze: właśnie jest sezon. Marzec to najlepszy czas na odwiedzenie Luopingu. Chcąc strzelić udane foty, warto wybrać się w kilka miejsc: wspiąć na któryś z pagórków Złotego Kogucika 金雞峰,
odwiedzić pola tarasowe 梯田, no i nasze wielkie atrakcje turystyczne, czyli Wodospad Dziewięciu Smoków i Rzekę Duoyi. Ale o tym to już następnym razem. A tymczasem - moje małe moi:
Nie tylko mnie się Luoping spodobał. Zachwycał się nim przecież już Xu Xiake, jeden z najważniejszych chińskich podróżników i geografów. On był w Luopingu w 1638 roku, za czasów dynastii Ming; ja prawie 400 lat później. A zachwyt pozostaje taki sam.

2012-03-14

摩登粑粑 Nowoczesne placki

Dawno, dawno temu można było w Kunmingu spróbować pysznej przekąski. Nazywała się placek z solą i pieprzem 椒盐饼, która to nazwa dość dokładnie mówi, jaki był smak owych placków. Inna rzecz, że oczywiście każdy stragan sprzedający takie placki dodawał coś od siebie, żeby placki były smakowite tudzież unikatowe. Były sobie na przykład dwie panienki, które do zagniatanego ciasta dodawały prawdziwe amerykańskie masło, dzięki czemu smak naszych placków był wyjątkowo delikatny. Ten właśnie smak przyciągnął klientelę amerykańskiej proweniencji, czyli stacjonujące w Kunmingu Latające Tygrysy; siostry zaczęły karmić plackami żołnierzy. Oni zaś, nie znając chińskiego i nie wiedząc, że placki mają już solno-pieprzną nazwę, a widząc, że dziewczęta ubierają się "po nowoczesnemu" zamiast w tradycyjne 旗袍 qipao (cipao), nazwali je "nowoczesnymi plackami", przy czym oczywiście mówili z angielska "modern", co Chińczycy, podsłuchawszy, przekształcili na 摩登 mó​dēng, czyli transkrypcję fonetyczną "nowoczesności". Nazwa się przyjęła i "nowoczesne placki" weszły na stale do potocznego języka kunmińczyków - i do ich jadłospisu.
Dziś w Kunmingu placki solno-pieprzne są bardzo rzadko spotykane, za to przy odrobinie szczęścia, można trafić na te "nowoczesne". Smakują trochę jak nasze drożdżówki. Są lekkie, maślane, słodkawe i naprawdę potrafią przypasować ludziom Zachodu.

2012-03-11

garsc wiesci

Zeby nie bylo, ze tylko sie caly czas obzeram i laze po fajnych miejscach, uzupelniam.
1)Wynioslam sie z moich ukochanych tropikow, bo mnie szefostwo wkurzylo.
2)Obgryzlam wszystkie paznokcie z nerwow w trakcie szukania roboty w Kunmingu. Takie niby duze miasto, a nic sensownego sie znalezc nie da, grrr. W koncu jednak mam pewnosc, ze nie umre z glodu - znowu bede za nauczycielke robic, a co! Ale szukam dalej, czegos fajnego i na miare moich ambicji. Niby nie mam ich zbyt wygorowanych, ale przedszkolankowanie?...
3)Gram w badmintona. Zwykla Belka kupil mi nawet specjalne buty do tego sportu, cobym slizgajac sie w trampkach po boisku nie skrecila sobie karku. Zwlaszcza, ze on mi zawsze, ale to zawsze perfidne lotki posyla i byloby na niego...
4)No dobra, nie udawajmy. Zakochuje sie od nowa w kunmingskim zarciu. W ogole, w zarciu. Nie sadzilam, ze po tylu latach w Chinach mozna mnie w ogole zaskoczyc. Zwykla Belka mnie zaskakuje. A potem sie nasmiewa z mojej rosnacej oponki, 猪finia jedna.
5)Porzadkuje stare zdjecia i te wpisy, ktore od trzech lat czekaja w schowku. A z jezdzeniem po Yunnanie poczekam, az bede miala forse...

2012-03-10

望子成龍, 望女成鳳 oby syn stal sie smokiem, a corka feniksem

Zrozumienie sposobu nadawania imion czasem mowi wiecej niz najlepsza ksiazka socjologiczna. W Chinach dobrze pokazuje zmiany spoleczne, historie, geografie, a takze zwykle przywiazanie do tradycji i historii z imionami zwiazanymi. Czasami widzisz takie imie i zastanawiasz sie "co autor mial na mysli" - jakby to byla co najmniej ksiazka detektywistyczna.
Wybrac dla dziecka imie w Chinach nie jest latwo. Nie mozna po pijanemu zerknac w kalendarz i "jak sie urodzi, tak niech ma" - bo w Chinach nie ma zadnej listy imion. Mozesz sobie na przyklad otworzyc dowolny slownik, strzelic na oslep palcem i wybrac pierwszy znak spod wskazujacego. Mozesz? No niby tak. Ale chinscy rodzice chcieliby, zeby imie sklanialo bogow do pomocy ich dziecku, pokazuja tym imieniem swoje pragnienia i ambicje, chca fajnym imieniem dziecku pomoc w zyciu. Stad na przyklad w samym Pekinie zyje ponad 5000 facetow o mianie Zhang Wei 張偉, przy czym Zhang to taki troche chinski "Kowalski", a Wei znaczy "potezny, wielki". Kazda matka chcialaby przeciez, zeby jej syn byl potezny i wielki, prawda? Za tym imieniem kryje sie tez kawal historii Chin: w czasach Rewolucji Kulturalnej imie Wei nadawano chlopcom dlatego, ze Przewodniczacy Mao byl opisywany jako “伟大的领袖、伟大统帅、伟大导师、伟大的舵手” (wielki przywodca, wielki dowodca, wielki nauczyciel, wielki sternik) - tutaj fajny plakat - i na jego czesc sie tak nazywalo synow. Z kolei dziewczynki beda nazywane 婷 czyli "Pelna Gracji" - bo przeciez takie powinny byc corki...
Ale od poczatku. Po pierwsze: imiona roznia sie w zaleznosci od regionu. Na polnocy modne sa imiona jednoznakowe, na przyklad wspomniany Wei 偉, czy tez Lei 磊 (to zabawne imie, bo poza "szczery, otwarty", co wydaje sie byc intencja rodzicow, znaczy rowniez po prostu "kupa kamieni" - bo przeciez sa to 3 kamienie 石...), Zhe 哲 (madry) albo Na 娜 (elegancka) i inne takie. Sa krotkie, wydaje sie, ze maja wieksza sile, a w dodatku szybko sie je wymawia, co pasuje polnocnym, silnym i zdecydowanym, Chinczykom. Na poludniu popularne sa raczej imiona dwuznakowe, w ktorych dwa znaki sa swoim dopelnieniem i pokazuja zadze odniesienia sukcesu, np. Junjie 俊傑 - osoba niezwykle utalentowana, wartosciowa; bohater albo Zhiqiang 志強 - wielka ambicja.
Tajwan to zupelnie inna bajka. Pozostajac wciaz pod silnymi wplywami konfucjanizmu, obfituje w imiona, ktore sie odnosza do pojec konfucjanskich, zwlaszcza cnot: Ren 仁、Yi 義、Li 禮、Zhi 智、Xin 信. To jesli chodzi o imiona meskie. Bo zenskie oczywiscie musza sie kojarzyc inaczej, z kobiecymi cnotami: Zhen 貞 (cnotliwa, nieskalana) Fang 芳 (pachnaca). My nie musimy byc madre... Rowniez nazwiska zaleza od miejsca zamieszkania, a czasami i grupy etnicznej. Na przyklad w Yunnanie popularne jest wsrod Hanow dosc rzadkie nazwisko Duan 段, a ludzie z mniejszosci muzulmanskiej, bez wzgledu na miejsce pochodzenia, czesto nazywaja sie Ma 馬.
Ale wrocmy do imion. Maja wyrazac nadzieje rodzicow, tak?
W latach '30-'50 XX wieku imiona byly jeszcze tradycyjne. Dlatego dziewczynki nazywano Shu 淑 (lagodna, delikatna)、Lan 蘭 (orchidea)、Zhen 珍 (skarb) - rodzice chcieli, zeby byly one delikatnymi, subtelnymi, pieknymi jak kwiat skarbami. Z kolei chlopcy z tamtych lat mieli imiona, w ktorych pojawialy sie znaki typu Fu 富 (bogaty) czy Gui 貴 (szlachetny, "wielki pan") - bo faceci mieli byc bogaci i wysoko postawieni.
Z ustanowieniem Nowych Chin po '49 zaczely sie pojawiac imiona "rewolucyjne" - Geming 革命 Rewolucja, Jianguo 建國 Budowanie Panstwa, Hongqi 紅旗 Czerwona Flaga - i w ogole polityczno-ideologiczne: Fandi 反帝 (Antyimperializm) czy Fendou 奮鬥 (Pracowac jak wol).
W latach '60 XX wieku w imionach chlopcow pojawial sie znak 軍 czyli zolnierz - dobrze odwzorowywalo to nastroje spoleczne i nadzieje rodzicow. Wraz z imionami typu Weibing 衛兵 (Gwaria - Czerwona Gwardia) czy Wenge 文革 (Rewolucja Kulturalna), a takze z Dong 東 (Wschod, jak w 毛澤東 - imieniu Mao) mialy ukazywac lojalnosc wzgledem Wielkiego Sternika.
W latach '70 za to zaczely sie w dziewczecych imionach pojawiac czesciej znaki typu Ying 穎 (bystra, inteligentna) - bo dziewczeta nie mialy juz byc tylko ladnymi lalkami do spelniania zachcianek mezczyzn. Tym niemniej bardzo duzo imion kobiecych pozostalo bez wiekszych zmian - mocno szowinistyczne; rodzice chinscy zawsze marzyli i marzyc beda przede wszystkim o tym, zeby piekna, cicha i czysta jako ta lelija corcia wyszla dobrze za maz, a chlopcy naja byc odwazni (na przyklad moj tutejszy ulubiony braciszek nazywa sie 張勇 czyli, w wolnym tlumaczeniu, Odwazny "Kowalski"), mocni, bogaci.
Imie moze wyrazac dume z przynaleznosci do danego regionu geograficznego. Na przyklad dumni z mieszkania w stolicy Pekinczycy nazywaja czesto dzieci Jingsheng 京生 badz Yansheng 燕生, ktore to miana doslownie znacza "urodzony w Pekinie" (燕京 to dawna nazwa Pekinu) - takich dzieci wsrod zameldowanych w Pekinie jest kolo 5000.
Inna rzecza komplikujaca kwestie imion chinskich jest to, ze w wielu z nich nie jestesmy w stanie odroznic plci danej osoby tylko na podstawie imienia. Oczywiscie, imiona takie jak Ting 婷 pelna gracji czy Long 龍 smok sa latwe. Jest jednak wiele znakow, wykorzystywanych zarowno przez kobiety, jak i mezczyzn: Hui 輝 Blask, Jun 君 Osoba-Szlachetna, Jie 傑 Osoba-Dobra-I-Madra. Czasem zdarzaja sie qui-pro-quo typu w jednej klasie dwojka studentow nazywa sie, dajmy na to, Li Jie 李傑, ale wywolujac do tablicy nauczyciel zawsze musi podawac plec...
Co jakis czas w internecie pojawiaja sie tabelki najczesciej wykorzystywanych w imionach znakow; dzieki temu rodzice moga uniknac nazwania dziecka "Agnieszka" czy "Ania" tudziez innym "Michalem" na rzecz raczej "Witolda", "Bozydara" i i "Hermenegildy". Ostatnio zuzyte niemal jak stare tasmy magnetofonowe znaki to:
1)Hong 紅 Czerwony - bardzo modny za Mao, nadal okropnie popularny, wraz z homofonicznymi wersjami, ktore sa po prostu bardziej inteligentnym wyrazem tego, ze ktos jest "czerwony", jak 洪、宏、虹,
2)Wspomniany juz Jun 軍, czyli zolnierz,
3)Lan 蘭 Orchidea,
4)Tao 濤 - Wielka Fala, imie symbolizujace potege.
5)Hua 華 - synonim chinskosci plus "wspanialy" i "wielki".
6)Guo 國 - Panstwo - 100% patriotyzmu w patriotyzmie
7)Jie 傑 - wspomniana juz "Osoba Dobra i Madra; czasem zastepowane homofonicznym 潔, znaczacym "czysty" - zwlaszcza w imionach kobiecych.
8)Zhen 珍 - wspomniany juz "Skarb"
9)Ying 英 - bohater
10)Gang 剛 - solidny, taki jak trzeba.
11)Ming 明 - jasny, otwarty, przejrzysty,
12)Xin 欣 - szczesliwa
13)Sheng 勝 - sukces, zwyciestwo.
Ale to nie wszystko. Jest tez kwestia zabobonow. Od nieprawdopodobnie dawnych czasow Chinczycy poza imionami oficjalnymi roznego typu mieli tez ksywki, uzywane przez bliskich. Imienia oficjalnego nie mozna bylo "zuzywac" na glupoty - poza tym mowiac caly czas do swej corki "elegancka, piekna" a do syna "madry i bogaty" mozna sie bylo narazic bogom, ktorzy perfidnie mogli sprawic, ze dziewcze bedzie wygladac jak nasza szkapa, a chlopczyk bedzie biedny i chuderlawy do konca zycia. Poza tym zle duchy znano z porywania tych dziewczat, ktore slynely z urody i tych chlopcow, ktorzy byli mocno odwazni. Zeby sie nie zwiedzialy wszelkie istoty nie z tego swiata o zaletach/ewentualnych zaletach dzieci, nadawane im ksywki musialy byc tak zwykle, zeby nikt sie na potomstwo nie polakomil. Stad nazywano dzieci odzwierzeco: Niuniu 牛牛 (byczek), Gougou 狗狗 (szczeniaczek), albo po prostu Pu 普, Yong 庸 albo Fan 凡 czyli zwykly, przecietny. Dzis juz nie ma sie piecdziesieciu miliardow roznych imion w zaleznosci od okazji, ale imiona zaleza od tego, czy rodzice wola wyrazic swoje nadzieje, czy nie kusic losu; czy sa wyksztalceni, czy nie; czy chca, zeby imie bylo oryginalne i MIALO ZNACZENIE, czy wola tego miliardowego Jasia; skad pochodza; jakiego sa wyznania; jakie maja przekonania polityczne itd. Ale najgorsze, ze czasem po prostu ida do wrozbity, a Twoje imie zalezy od tego, ze jakis niekoniecznie trzezwy dziadek spojrzy w horoskop i uzna, ze skoro sie urodziles o tej godzinie, to mozesz miec na imie na przyklad Morski Slonecznik albo Zakonczona Zegluga...
A w ogole, to troche informacji o imionach i nazwiskach w Chinach mozna znalezc w tej ksiazce. Jest przetlumaczona z chinskiego plus angielskiego; niestety z licznymi bledami, a poza tym bez chinskich znakow, co uniemozliwia czytanie osobom nie majacym podstaw jezyka; tym niemniej jest to ciekawa pozycja :)

oslina 驢肉

Oslina jest jadana w Chinach od zawsze. Juz za czasow dynastii Ming jadano osle kanapki. Wczoraj sprobowalam jednak czegos, nad czym zachwyt nie pozwolil mi sie wyzyc na Zwyklej Belce (wyzywam sie na nim regularnie, bo mnie przekarmia, a potem sie nasmiewa z "kola ratunkowego" w pasie). Jest to osle huoguo 火鍋 - goracy kociolek na wywarze z oslich kosci (ten rosol jest najlepsiejszy na swiecie. Wypilam litr i ciagle mi bylo malo), do ktorego, poza ulubionymi warzywami, tofu itd., wrzucamy upieczona wczesniej i pokrojona na plasterki osline.
...a potem nagle bylo 3 kilogramogodziny pozniej...

2012-03-08

Przepiorki 鵪鶉

W Chinach nie sa objete ochrona; traktuje sie je wiec jak zwykle kury, z tym, ze kazdy czlowiek doceni ich smak, milion razy delikatniejszy od ordynarnego kurczaka. Podaje sie tez w Chinach przepiorcze jaja - dorzucane do huoguo 火鍋 (goracego kociolka), pieczone na grillu, gotowane w zupie. Pyszne.
Zeby przepiorke zlapac, trzeba sie troche wysilic, bo strasznie jest plochliwa. Z tej przyczyny stala sie w Chinach synonimem tchorza, jesli wiec powiemy komus: 你是個鵪鶉!, bedzie to znaczylo, ze brak mu odwagi.

2012-03-03

Mala Pachnaca sie zareczyla!

A wiesz, Mala Pachnaca nie wrocila z nami do Jinghongu. Dlaczego? Ha! Zareczyla sie! Nawet date slubu juz wyznaczyli! - Mala Deng wyskoczyla z newsami. Oczywiscie sie ucieszylam ze szczescia Malej Pachnacej, ale jedna mysl nie dawala mi spokoju - kiedy wyjezdzalam niecale dwa miesiace temu, Mala Pachnaca plakala nam w rekaw, ze nie ma faceta, ze nikt jej nie kocha, nikt jej nie lubi i nikt jej nie chce zrobic herbatki. Jakim cudem ta panienka za chwile wyjdzie za maz? Moze jakas wpadka?
Ach, nie, nic z tych rzeczy - mowi Mala Deng. - ich rodzice sie umowili. Pojechala do domu rodzinnego na Swieto Wiosny (chinski Nowy Rok) i sie raz spotkali. Ona juz zostala w domu, zeby sie przygotowac do slubu, a on wrocil do swojego miasteczka do pracy. Po slubie zamieszkaja oczywiscie u niego. On sobie niezle radzi, jest wprawdzie od niej 4 lata mlodszy, ale ma dobra prace, pla pla pla...
Mala Deng mowila dalej, ale ja sie zafiksowalam na "i sie raz spotkali". Pytam: jak to RAZ?
No wiesz - usmiecha sie do mnie Mala Deng - to malzenstwo wlasnie tak bedzie wygladac. Spotkali sie raz, rodzice sie dogadali, a oni sie sobie nawzajem przyjrzeli i, jako ze oboje sa dosc ladni, stwierdzili, ze nie ma co sie sprzeciwiac rodzicom. I jak za jakis czas bedzie slub, kazde z nich wyladuje w sypialni w noc poslubna z zupelnie obcym czlowiekiem...

2012-03-02

niech no tylko zakwitna wisnie!

I znow caly kampus Yunnan University, caly kampus Yunnan Normal University i cala gora Yuantong pokryte sa rozowawym kwieciem... I znowu jest wiosna, taka prawdziwa, zielen w miescie i sercu ;)