2009-10-26

Uciekaj moje serce

Liryzm w najlepszym wydaniu, piosenka, ktora kocham. Przy ktorej placze, jesli spiewa ja Stanislaw Soyka, a od ktorej mam gesia skorke na calym ciele, jesli barowo chrypi ja Kasia Nosowska.

Jakos tak mi nostalgicznie...

PS. Te linki to specjalnie dla mojej Mamy z okazji imienin :)

2009-10-25

吐魯番的葡萄熟了 Turfańskie winogrona już dojrzały

To tytuł cudnej piosenki. Ja jestem w niej zakochana od dawna, kayka jest w niej zakochana od mniej dawna, a mam nadzieję, że od dziś i Wy staniecie się jej fanami.
Turfan czyli po chińsku Tulufan 吐魯番 to kraina we wschodniej części Xinjiangu, tam, gdzie pogoda dobra, uprawia się melony, bawełnę i właśnie winogrona. Jak na Xinjiang przystało, od cholery tam Ujgurów (70% ludności), "prawdziwych" Chińczyków jest tam niecała 1/4 ludności! Dlatego też i o miłości śpiewa się tam inaczej niż u Hanów...
Po pierwsze, imiona kochanków od razu pokazują, że chodzi o Ujgurów. Zarówno Karym (克里木), jak i hmmm... Aneczka (阿娜爾汗) to bardzo popularne w tamtych okolicach imiona. Dokładne tłumaczenie brzmienia "Anarhan" (wspomnianej Aneczki) to "Granat" - jeśli się tak nazywa dziewczynę to dlatego, że jej płeć jest delikatna, jeśli już barwiona, to rumieńcami czerwonymi jak krew, a słodycz jej jest niepojęta...
Po drugie, oni są romantyczni do potęgi pięćdziesiątej trzeciej i pół! To wino, które upaja serce dziewczyny i uczucie, które oplata ją jak bluszcz... Właśnie tak trzeba kochać :)

克里木参军去到边哨
Karym zaciągnął się do wojska; wysłali go do strażnicy przygranicznej
临行时种下了一棵葡萄
Tuż przed wyjazdem zasadził krzew winogron
果园的姑娘哟 - 阿娜尔罕哟
Ogrodniczka, och, słodka jak granat
精心培育这绿色的小苗
troskliwie opiekuje się zielonymi pędami.

Ach!
引来了雪水把它浇灌
Nawadnia krzew roztopionym śniegiem
搭起那藤架让阳光照耀
I o tyczkę oparła, by grzały go promienie
葡萄根儿扎根在沃土
Winogrona ukorzeniają się w żyznej ziemi
长长蔓儿在心头缠绕
Długie pnącza owijają się wokół serca
长长的蔓儿在心头缠绕
Długie pnącza owijają się wokół serca.
葡萄园几度春风秋雨
Winogrona przetrwały już kilka razy wiosenne wiatry i jesienne deszcze
小苗儿已长得又壮又高
Małe pędy już wzrosły; są bujne i wysokie
当枝头结满了果实的时候
a kiedy gałązki wypełniły się dojrzałymi owocami,
传来克里木立功的喜报
przyszły dobre wieści o zwycięstwach Karyma
啊!
Ach!
姑娘啊 遥望着雪山哨卡
Dziewczyno, ach, wyczekujesz z dala sygnału z ośnieżonych szczytów,
捎去了一串串甜美的葡萄
wysyłasz kiściami słodkie winogrona
吐鲁番的葡萄熟了
Turfańskie winogrona już dojrzały
阿娜尔罕的心儿醉了
A serce dziewczyny słodkiej jak granaty pijane jest szczęściem
阿娜尔罕的心儿醉了
Serce dziewczyny słodkiej jak granaty pijane jest szczęściem.

2009-10-24

kilka słów

Dziś, półtora roku po skończeniu studiów, odebrałam wreszcie dyplom - wraz z odpisami, suplementami, indeksem, dwoma zdjęciami, maturą i innymi takimi. Fajne uczucie :) I Dyrektor Najwspanialszej Placówki Edukacyjnej śmiał się ze mnie, że mam takie niestosowne zdjęcie. Bo mam nagie (och, ach!) ramiona. Tak. Chciałam mieć niestosowne zdjęcie na dyplomie :)
***
Dziś pracowałam od 8 rano do 8.15 wieczorem minus jazda z kampusu do centrum (pół godziny) i później przejście z IKu na japonistykę. Aha, jeszcze minus 10 minut na zapiekankę.
***
dialog z trenerem kungfu:
Trener: No, jak się przeprowadzisz do Chin (co jest oczywiste, skoro tak dobrze mówię po chińsku), to koniecznie zamieszkaj u nas, w Szanghaju (on jest z Anhui, ale stara się o tym zapomnieć, bo od 30 lat państwo mu płaci za to, że należy do kadry/trenuje kadrę, więc ma w Szanghaju i okolicy trzy domy - jeden żeby do pracy było blisko, drugi weekendowy i trzeci dał córuni).
Ja: nie lubię dużych miast, kto by chciał w takim mieszkać? Tam wszyscy się spieszą.
T: Ale przecież wszyscy chcą mieszkać w Szanghaju!
J: (nie komentuję, tylko patrzę na niego z politowaniem) No dobrze, ale nie bardzo mogę wyjechać z kraju, tu mam rodziców i w ogóle...
T: tak, ja też wolę mieć przy sobie córkę. Ale twoi rodzice na pewno zrozumieją, że będziesz wolała mieszkać w Szanghaju, tak jak na przykład moja córka.
J: twoja córka już wyszła za mąż?
T: nie, jeszcze nie.
J: a jak wyjdzie to co? dalej będzie się trzymać mamusi i tatusia?
T: no przecież ma swoje mieszkanie.
J: a jeśli się zakocha w kimś spoza Szanghaju?
T: (spojrzał na mnie z politowaniem; szanghajki nie zakochują się w gołodupcach z prowincji - a dla nich prowincja to wszystko, co nie jest Szanghajem... no, może poza Pekinem ;) ) to on się przeprowadzi do Szanghaju.
J: dlaczego?!
T: bo przecież WSZYSCY CHCĄ MIESZKAĆ W SZANGHAJU!!

2009-10-14

tlumacze sie glupio i niestosownie

Tak. Nadal nie prowadze bloga w sposob odpowiedni (to znaczy z czestymi wpisami o rzeczach ciekawych, albo przynajmniej smiesznych). Na swoje wytlumaczenie moge co najwyzej powiedziec, ze jeszcze nigdy w zyciu tak nie zaiwanialam. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, ze gdyby ktos mnie chcial uwolnic od tego zaiwaniania, tobym jeszcze go pewnie pogryzla, bo ja uwielbiam tak zaiwaniac! Uczyc, tlumaczyc, oprowadzac...

A propos oprowadzania: ciekawostka.

Oprowadzam chinskie malzenstwo. Wchodzimy na wzgorze wawelskie, opowiadam o Wawelu, o polskich krolach, o niejednorodnej architekturze, bla bla bla. Pytam: chcecie wejsc do srodka? Chca wiedziec, co jest w srodku. Mowie. Chwila zastanowienia. "A ile kosztuje bilet?". Odpowiadam. Milczenie. "Nie, nie chcemy, idzmy dalej".
Prowadze Kanonicza, Grodzka, dochodzimy do kosciola Mariackiego. Opowiadam o oltarzu, historia zoltej cizemki itp. Pytanie: kupic bilety i wejdziemy poogladac? Chwila zastanowienia. "Nie, idzmy dalej". I tak w kolo Macieju... W koncu, indagowani, mowia, ze te bilety to drogie sa. Ze kto to widzial, bo u nich w *** wszystkie wazne obiekty to darmowe.
Skapitulowalam; przeciez, mimo mrozu siarczystego, mozemy swobodnie lazic po centrum i opowiadac o Bramie Florianskiej.
Pora obiadowa. Chce ich zabrac na jakis smaczny polski obiad. Zobaczyli ceny. Skonczylismy na kebabie (swoja droga, kebab strasznie podrozal!).

Jutro Wieliczka. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Moze odmowia wejscia ze wzgledu na cene biletow???

2009-10-04

......

chora jestem. Zadna nowosc, wiem. Ale tym razem jest do kitu, bo zaczelam juz dorosle zycie, a gorzej zawalac obowiazki niz po prostu zwagarowac z lekcji. I tak siedze, zaopiekowana przez Arcyprzebrzydle Wspollokatorki, pokasluje, pokichuje, generalna dupa.
Nie tak mialo byc.
A jeszcze dzis wlasnie jest Swieto Srodka Jesieni. Powinnam przegryzac ciasteczko ksiezycowe, lukajac na ksiezyc i myslec o bliskich-dalekich. Myslec sie nawet udaje, czasami nawet nie placze, ale ksiezyca na niebie brak i ciasteczek niet. Cholera by to wszystko wziela...

No dobrze. Z tych nielicznych pozytywow, ktore mi sie wydarzyly - Instytut Konfujusza mnie chce, kilku uczniow mnie chce i na razie nie musze szukac w Krakowie mieszkania. To dobrze, bo szukanie jest frustrujace. Zostaje w Krakowie - blisko do domu i do Przyjaciol; Planty, Wawel i Blonia; znajome miejsca, znajome twarze. Nie lubie podrozowac. Nie lubie nic zmieniac. Trwanie jest lepsze niz gonitwa.

Wbrew wszystkiemu, to nie samotnosc jest najgorsza. Niepewnosc wygrywa kazde starcie. Mieszkanie jedno- czy dwuosobowe? Wyjechac czy szukac dalej? A co, jesli...

Wlasnie tego czasu nienawidze, wlasnie ten czas chce skrocic, wlasnie dlatego popedzam MPBL ile wlezie. Zobaczymy...