2009-05-29

banki 銀行

Mieszkam sobie tutaj za panstwowe pieniadze, jak wszyscy wiedza. Stypendium rzecz fajna - czy sie stoi, czy sie lezy... :D Jako, ze od czasu jakiegos sobie zarabiam parzeniem herbaty (matko, jak ja bym chciala w Polsce tez tym zarabiac!), caly ostatni miesiac nie zdarzylo mi sie potrzebowac bankowej forsy. No, ale zbliza sie dzien dziecka i chcialabym swojemu lubemu jakis prezent kupic ;) Ide wiec sobie do banku, w ktorym mam konto, czyli do Banku Chinskiego 中國銀行, zeby wymienic stypendium, lezakujace sobie spokojnie na koncie. Niestety, choc bank jest otwarty, wymiana pieniedzy jest niemozliwa. W kazdej filii jest bowiem tylko kilka osob, ktore maja uprawnienia do wymiany walut. A ze wczoraj bylo Swieto Smoczych Lodzi, dzis oczywiscie wszystkie te osoby poprosily o urlop.
No dobra. Teoretycznie moglabym te forse wyciagnac... i wsadzic ja sobie w to miejsce, gdzie pan moze pana majstra w d... pocalowac. Bo w Chinach nie ma kantorow. W kazdym razie legalnych niet. Wymienia sie forse wlasnie w Banku Chinskim. Tylko w Banku Chinskim. Wiec tutaj ostrzezenie dla wszystkich wybierajacych sie do tego dzikiego kraju - ZAWSZE trzeba miec przy sobie gotowke, bo nigdy nie wiadomo, czy i kiedy uda Ci sie wymienic forse...
Jeszcze jedna zabawa jezykowa, ktora mi sie przypomniala. Jeden Krzyk Ptaka opowiadal, ze kiedys jakis student wlasnie rozpoczynajacy nauke chinskiego strasznie sie dziwil, co to za reklama spoleczna - Lud Chin jest bardzo fajny. Okazalo sie, ze mu sie pomylil jeden krzaczek; z 中國人民銀行 zrobil 中國人民很行 i w ten sposob z Chinskiego Banku Ludowego zrobil wlasnie reklame spoleczna ;)
中國銀行我討厭死了. 我的獎學金就在那裡; 每個月我必須把歐元換成人民幣. 這個月我一直不需要那些錢, 今天我才去換. 沒辦法. 因為昨天是節日, 所以今天雖然銀行開門, 但是很多事情辦不了, 因為有權力的人都不在. 哎呀! 我身上只有幾十塊, 不能買東西, 不能外面吃飯, 下週一才能取錢...

2009-05-28

端午節 Święto Smoczych Łodzi

Zawsze w piąty dzień piątego miesiąca księżycowego. Zawsze zajadamy się dzongdzami 粽子. Zawsze pijemy alkohol. Zawsze są wyścigi smoczych łodzi. Ale o co w ogóle chodzi?
Legend jest oczywiście tyle, ile ludzie są w stanie wymyślić. Ale Chińczycy najbardziej lubią tę o Qu Yuanie 屈原. Kto zacz? Ważna persona, minister, doradca króla. Tak, to jeszcze przed cesarstwem było, kiedy to roztomajte chińskie królestwa żarły się ze sobą. Qu Yuan uważał, że te słabsze powinny zawiązać koalicję przeciw Qinom, ale jego własny król nie był wystarczająco inteligentny i przewidujćcy, żeby Qu Yuana posłuchać. Co więcej, za namową smoczych języków wygnał biednego ministra. Pędził więc, biedak, nędzny żywot, pisząc wiersze sławiące umiłowaną ojczyznę i bratając się z ludem (stworzył piękną antologię pieśni i opowieści ludowych Pieśni z Chu 楚辭), aż pewnego dnia doszły go słuchy, że jego ojczyzna faktycznie została podbita. Spełniły się najgorsze przewidywania. Szlachetny, nie zagrał na nosie królowi: a nie mówiłem? Ale i głupi, niestety. Zamiast coś konstruktywnego uczynić, napisał Lament Ying 哀郢 i, zrozpaczony, poszedł się utopić w pobliskiej rzece.
Choć własny król go odrzucił, kochali go prości ludzie. Dlatego, nie mogąc znaleźć jego ciała, próbowali je wyławiać - ponoć stąd tradycja wyścigów smoczych łodzi 龍舟. Aby zaś Jiaolong, smok-król rzek nie pożarł ciała Qu Yuana, wrzucali pokarm - owe dzongdze moje ulubione - do rzeki, by zaspokoić smoczy apetyt.
Dzongdze jadałam nałogowo na Tajwanie, gdzie również nauczyłam się je robić. Typów tej przekąski jest tyle, ilu ludzi je robi, bo to tak jak z pierogami - każdy robi inaczej i co innego do środka wkłada. Z czego się składa dzongdzy 粽子? Z liścia - tradycyjnie jest to bambus, ale z powodzeniem można go zastąpić innym, od bananowych po lotosowe. Ja w Polsce, tęskniąc za tamtym smakiem, spróbowałam z kapustą... Oczywiście, Tajwańczycy by mnie pewnie zlinczowali, ale tradycja gołąbkowa połączona z chińską kuchnią naprawdę robi wrażenie. Po drugie jest nam potrzebny ryż kleisty. Po trzecie... No właśnie. Po trzecie jest nadzienie. A dzongdze mogą być i słodkie, i słone, i ostre, i mięsne, i wegetariańskie, i jakie sobie wymarzysz. Ja najbardziej lubię takie z fasolką azuki i wołowiną, jeśli mam być szczera, ale naprawdę można do środka włożyć wszystko. Grzyby, krewetki, fistaszki, cokolwiek! Tylko nie za dużo - podstawą jest jednak ryż.
Jeśli mamy pod ręką liście, które da się zawinąć w trójkąt 3D, to właśnie to jest tradycyjny kształt. Jeśli się nie da - odpuszczamy. W garść podgotowanego (powinien być jeszcze twardawy) ryżu wtykamy nasze przysmaki pamiętając, że mięso najlepiej pokroić w paski i podsmażyć przed wetknięciem, a grzyby mun trzeba wcześniej podgotować. Zawijamy naszego chińskiego gołąbka i związujemy sznurkiem, żeby się nie otworzył, a potem gotujemy zwyczajnie bądź na parze tak długo, aż zacznie pachnieć...

2009-05-24

Slawa, slawa, slawa :D 名聲, 名聲, 名聲 :D

Nastepna notka prasowa do kolekcji: http://yunnan.yunnan.cn/html/2009-05/23/content_374937_2.htm
I jeszcze to: http://www.ccwb.cn/html/2009-05/19/content_45736.htm
Cholera. Gdybym wiedziala, ze 信樂團 za porednictwem 快樂女聲 szuka nowego glosu, tobym na eliminacjach zapiewala 死了都要愛 moje ukochane.

A tak to dupa... :( Bylo, Tajfunie, czytac gazety i telewizje ogladac ;)
關於我的消息越來越多 :) 還有... 本來我不知道信樂團正在尋找歌手... 早知道海選時我會唱我最愛的"死了都要愛" ;)

2009-05-23

你們想聽聽看看嗎? Chcecie pooglądać albo posłuchać?

To zapraszam właśnie tutaj: 歡迎大家:

Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;) 希望你們喜歡 :)
PS. Dzisiejszego nagrania jeszcze nie mam, ale juror powiedział, że zaśpiewałam chińską piosenkę ludową lepiej od niejednego Chińczyka, a jurorka powiedziała, że w życiu nie widziała tak ładnej biżuterii. Madziara, a może ta galeria to w Chinach? Bo dziś właśnie założyłam ten piękny zielony komplet :* Dziękuję!
附言: 評委都太誇獎我. 一位說我唱"小河淌水", 唱得比很多中國人還要好. 一位說我帶的耳環, 項鍊和手鐲都非常漂亮. 是我的波蘭朋友自己做的; 她很天才, 什麼都會自己做: 服裝, 鞋子, 首飾...
說實話, 我覺得我所有的朋友比我厲害. 我會唱歌, 但是除此之外沒有什麼別的可說的... 我要繼續努力!

2009-05-20

zwywiadowana 被採訪


Podobno niezle mowie po chinsku... A i tak glupoty powypisywali w tych roztomajtych gazetach. A to ze od dziecka pasjonuje sie kultura chinska, a to ze uwielbiam gwiazdy "poidolowe". Ech... Mniejsza o to. Dzis Jeden Krzyk Ptaka specjalnie dla mnie kupil kunminski dziennik, zebym o sobie mogla w gazecie poczytac ;) Slawa... marnosc nad marnosciami ^.^ (lubie byc marna, a co!)
聽說我的漢語水平已經還可以. 那, 為什麼在報紙上有這麼多錯誤呢? 我不是小的時候就愛上中國文化. 我最喜歡的明星不是通過超級女聲出名... ㄟ...
但是還好. 一位老師在"春城晚報"找到了關於我的報導 ;) 現在我不應該叫白小颱, 應該叫紅小颱 ^.^

2009-05-19

漢語水平考試 egzamin HSK

Dostalam wyniki. Gramatyka 語法 97/100. Czytanie 閱讀 88/100. Tzw. caloksztalt 綜合 89/100. Czyli w trzech sprawach jestem na osmym poziomie. Tym najlepszym ze srednich. No i kupka nieszczescia: rozumienie ze sluchu 聽力 - zaledwie 70/100. Czyli taka trojczyna, kwalifikujaca sie na szosty poziom. No i efekt koncowy jest taki, ze choc osiagnelam pulap punktow niezbednych do zdobycia poziomu osmego, to przez te idiotyczna troje wyladowalam na siodmym :( Buuuu... Ide sie schlac ze smutku... :(
聽力不夠好. 別的方面達到了八級; 聽力才六級. 雖然我一共有339份 (從337是八級), 但是因為差別太大, 所以他們只給我七級... 我去喝酒... :( 難過啊...

雨打黃梅頭 - 倒霉 nieszczescia chodza milionami

昨天打破了杯子. 右手受傷了. 流血了--血跟恐怖片子一樣多. 結果: 連筆我都拿不了; 其他東西更不用說了. 穿衣服要半天才穿上褲子; 用左手拉鍊麻煩死了. ㄟ! 怎麼這樣呢??!!
因為手很痛所以睡不著覺. 因為睡不夠所以心情不好. 因為心情不好所以連最小的不順利都氣死我.
我去打出文件我說得很清楚: 只要一些文件打出來, 不要全部都打出來. 好像老闆故意地打出來所有的文件; 我一共必須付三十多快. 我想哭!!!!!!!
但是哭也沒有用... 昨天我在部落格禮寫上我是快樂女聲. 大概讓老天生氣喔... 所以昨天和今天都一直碰釘子...
現在的"快樂女聲"臉上一點快樂都看不出來...
Najpierw nie mialam z kim grac w pingponga. Potem rozbilam szklanke i sobie przy okazji pocielam prawice tak, ze krew sikala jak u Tarantino. Potem sie okazalo, ze zdezelowana reka nic nie moge zrobic i takie prozaiczne zakladanie spodni to udreka. A juz jedzenie paleczkami jest kompletnie niemozliwe.
Oczywiscie, reka boli jak glupia, wiec spac cala noc nie moglam. Rano niewyspana podazylam na zajecia, na ktorych glupich kilku krzakow nie moglam napisac, bo lewa reka nie umiem :P I jeszcze po drodze mnie oszukali w drukarni - mieli wydrukowac 3 stroniczki, a nie WSZYSTKO, co mialam na USB!!! I zamiast kilku kuajow zabulilam 30...... Sa takie dni, ze naprawde lepiej nie wychodzic z domu...

2009-05-18

chinski "Idol" 快樂女聲

Wiesci z ostatniej chwili: biore udzial w chinskim Idolu 快樂女聲. Przeszlam przez eliminacje przedwstepne (ach, ta biala skora i wieeeeelkie oczy!) i ciesze sie jak najbardziej zasluzonym zainteresowaniem lokalnych mediow :) Czyli: jestem w gazecie. Chinskiej oczywiscie. Niestety, bez zdjecia, wiec zdjecia sama wrzucam :)

最紅的新聞: 由於我的白色皮膚大大眼睛, 我順利通過雲南"快樂女聲"第一輪. 謝謝大家支持我, 謝謝李老師逼我參加 :) 很有意思的經歷啊! ^.^
週五四點鍾下一輪. 在昆明電視台都可以看看 ;) 請你們為我加油! ;)
你們自己看吧: http://ent.sina.com.cn/y/2009-05-19/15522527113.shtml

2009-05-14

konkurs pingpongowy 乒乓球比赛

"白小台同学
在云南大学留学生院2009年春季学期“才艺展示--乒乓球比赛”中获得“冠军”荣誉。"
Kolezanka Bialy Maly Tajfun w konkursie pingpongowym organizowanym przez instytut dla dziwolagow w semestrze wiosennym 2009 roku zostala mistrzem.
Za tytulem poszla nagroda wysokosci 200 yuanow ;)

唱歌比賽 konkurs wokalny

Kilka zdjęć :)

a śpiewałam oczywiście tę piosenkę:

Czyli alkoholiczno-miłosne wycie do księżyca.
唱過鄧麗君的"美酒加咖啡". 沒有文海的幫助就不能表演得這麼好. 馮同學, 謝謝你! :*
PS. A żeby nie było, że się zajmuję tylko śpiewaniem i pingpongiem - środsemestralne egzaminy co do jednego pozdawałam na powyżej 80%, przy czym najlepiej poszły mi chiński mówiony i pisanie wypracowań (to na pewno skutek prowadzenia bloga ;)).
附言: 我不是一直玩... 除了打乒乓球和唱中文歌之外, 我真的有的時候唸書. 期中考每一種考試我至少拿到80份的成績 :P

2009-05-13

robimy problem z niczego 杞人憂天

Jeśli już, to tylko i wyłącznie w Henanie. To znaczy: w dawnym Henanie, czyli w królestwie Qi. To właśnie tam mieszkał sobie facet, który (chyba z nudów) martwił się niewłaściwymi sprawami. Obawiał się mianowicie, że pewnego dnia niebo spadnie mu na głowę. Z tego powodu źle sypiał, niedojadał, niczym konkretnym się zająć nie potrafił. No bo jak to? On się zajmie czymś konkretnym, a niebo mu głowę rozbije...
I tak sobie marudził. Aż przyszedł kumpel i zaczął mu perswadować - człowieku, żyjesz już tyle lat, nic złego się nie dzieje, czym ty się w ogóle martwisz? Przecież niebo to tylko powietrze, nawet jak spadnie, to co ci niby zrobi? No dobrze, mówi nasza maruda, ale jeśli nawet jest tak jak mówisz, to jak to powietrze opadnie, to razem z nim opadną gwiazdy i inne takie, i nawet jeśli żadna mnie nie rąbnie w łeb, to na pewno pęknie ziemia! Na co mocno cierpliwy kolega zaczął tłumaczyć, że gwiazdy też nikomu krzywdy nie zrobią. I tak a piat'...
Wszystko się dobrze skończyło - to znaczy maruda zajęła się czymś bardziej konstruktywnym. Ale powiedzenie "Ludzie z Qi martwią się niebem" 杞人憂天 przetrwało jako opis tych, którzy nie mając poważniejszych zmartwień, wynajdują sobie jakieś kompletnie odleciane problemy.

2009-05-12

pawie 孔雀

Pawie są ważne w całych Chinach - symbolizują miłość silniejszą od śmierci. Ale w Yunnanie lubi się je szczególnie - a wszystko przez Daiów. Według nich pawie to symbol szczęścia i pomyślności. Poza tym, całkiem zresztą według mnie rozsądnie, łączą te ptaki z mocno zadowolonymi z siebie facetami. Z powodu niebywałej do tych ptaszysk sympatii, w regionach opanowanych przez Daiów, jak na przykład Xishuangbanna 西雙版納, wszystkie możliwe place, jeziorka, parki, hotele - no na co się nie spojrzeć nosi jakąś pawiowatą nazwę.

Niestety podczas wizyty w kunmińskim Zoo na górze Yuantong nie udało nam się uświadczyć ani jednego mniej leniwego pawia; wszystkie spacerowały ze złożonymi ogonami. Inna rzecz, że nawet złożone ogony wyglądają dość imponująco.
Mnie prywatnie daleko bardziej od pawiopozytywnej ideologii dajskiej interesuje tradycja hanowska. Dlatego pozwolę sobie przytoczyć najbardziej hanowską z hanowskich pawiowych opowieści.

孔雀東南飛 Pawie lecą na południowy wschód
Był sobie raz przystojniak Zhao Zhongqing 焦仲卿. Machnął się był z dziewuszką Liu Lanzhi 劉蘭芝. Chłopak niczegowaty, ona też całkiem, całkiem. Mówili o niej, że jak miała lat trzynaście, potrafiła haftować, a jak czternaście - szyć całe stroje. Koło piętnastki była już renomowaną harfistką, jako szesnastolatka recytowała pięknie poezję, a z nadejściem siedemnastej wiosny poszła za mąż. I wszystko byłoby dobrze, bo się pokochali, i to mimo, że mąż pracował w terenie i rzadko bywał w chałupie, ale wszystko zepsuła ta cholerna świekra. Znęcała się nad dziewczyną tak długo, aż zrozpaczona żona stwierdziła, że skoro w żaden sposób nie może zadowolić staruchy, to ona woli wrócić do mamy. I to mimo całej hańby, którą taki czyn przynosił.
Oczywiście, syn wróciwszy z podróży poszedł do matki zapytać o co, u diabła, chodzi, a mamuśka zaczęła puszczać pianę uszami, jaka to ta synowa niedobra, niegrzeczna, mało skrzętna itp. Syn próbował nawet stanąć w obronie żony, ale to nic nie dawało. Mam silne przypuszczenia, że tak naprawdę nie chodziło o to, że dziewczę niegospodarne, tylko o to, że jeszcze nie powiło syna...
No dobra, syn wprawdzie ogłosił, że nawet jeśli będzie się musiał rozstać z Liu Lanzhi, to i tak nie hajtnie się z inną, ale mamuśka nie odpuściła. Kochankowie nie mogli być razem, ale obiecali sobie, że choć rozłączą się cieleśnie, to duchowo - NIGDY!
Niestety, kiedy tylko dziewczę wróciło do domu, zarówno jej brat, jak i rodzona matka zaczęli ją swatać. Chętnych było od cholery, bo za czasów dynastii Han społeczeństwo chińskie było dużo mniej przewrażliwione na temat błony dziewiczej i innych takich idiotyzmów. Mimo oporu ze strony dziewczęcia, kolejne małżeństwo zostało postanowione, a jej pozostało tylko przygotowywanie wyprawki (poprzednia świekra wprawdzie dziewczynę wyrzuciła, ale hafty sobie zostawiła, świnia jedna).

Ale gdy dawny mąż to usłyszał, co koń wyskoczy popędził do domu ukochanej. Płakali oboje, ona życzyła mu szczęścia, on jej też, gdy jednak zrozumieli, że nie będą potrafili już nigdy pokochać nikogo innego, stwierdzili, że skoro na tym świecie nie mogą być razem - chcą się spotkać, i to w ekspresowym tempie, na tamtym.
Zhao Zhongqing wrócił więc do domu i pożegnał się z matką, życząc jej przy okazji długiego życia. Wrażliwy jak kamień babsztyl ochrzanił synalka, że chce się pociąć dla jakiejś dziewczyny, i że przecież mamusia już dla niego znalazła kandydatkę, o ileż bardziej pasowną, na kolejną żonę. On jednak nie zareagował specjalnie entuzjastycznie i począł czynić przygotowania do popełnienia samobójstwa.

Nie inaczej Liu Lanzhi. Nowy oblubieniec już był w ogrodzie, już witał się z gąską, a kiedy goście zaczęli chlać, ona poszła się utopić w pobliskim jeziorze. Jak tylko o tym usłyszał poprzedni małżonek, poszedł się powiesić na pobliskim drzewie.
Dopiero wtedy paskudna świekra pozwoliła, by byli razem - urządzono bowiem wspólny pogrzeb, a na ich grobie zasadzono parami drzewa, które w krótkim czasie oplotły siebie nawzajem gałęziami. Gniazdo tam sobie uwiły... No właśnie. Nie pawie, tylko znane nam doskonale kaczki mandarynki, które tak samo jak i pawie są symbolem wiernej miłości. Po co sobie tam uwiły gniazdo? Ano po to, żeby porannymi krzykami drażnić wstrętną świekrę ;)
No i teraz właśnie mam problem. No bo dlaczego, do jasnej cholery, ten poemat ma w tytule pawie? Przecież o pawiach nie ma w środku ani słowa... Nie ma w środku. Ale poemat zaczyna dwuwiersz: 孔雀东南飞/五里一徘徊 Kiedy pawie lecą na południowy wschód, co pięć mil zawracają. Chodzi mniej więcej o to, że nie potrafią wytrzymać rozłąki i dlatego nawet jeśli podejmą decyzję o odlocie, w trakcie lotu wahają się, czy jednak nie zostać. I to tak naprawdę jest mocno krótkie podsumowanie całej opowieści o kochankach, którzy się rozstają po to, żeby wrócić do siebie na wieczność.
Tutaj można zobaczyć poemat, pięknie napisany pięciozgłoskowcem, a tutaj jego tłumaczenie na współczesny chiński.
Jak by to powiedzieć... Ja chcę usłyszeć choć jedną zakończoną happy-endem tradycyjną chińską historię miłosną! Dlaczego oni zawsze umierają, cholera? A potem następuje zezwierzęcenie - jak się nie zamieniają w kaczki, to w motyle albo inne paskudztwa. Grrr...
Historia ta stała się inspiracją wielu dzieł sztuki, m.in. jednego z moich ulubionych kawałków na guzheng:

Została również przeniesiona na mały ekran:
A na zakończenie wytłumaczenie dlaczego kobiety, w przeciwieństwie do facetów, muszą się malować. Bo faceci są piękni i ładnie się noszą, a kobity wyglądają tak:

2009-05-10

Dzień Matki 母親節


Z okazji chińskiego Dnia Matki (święto ruchome, zgapione od Amerykanów, zawsze w drugą niedzielę maja) wpis dla Mamy.


<<遊子吟>>

czyli wiersz [syna] wybierającego się w daleką podróż, autorstwa poety tangowskiego Meng Jiao 孟郊


慈母手中線,
Kochająca Matka, a w Jej dłoniach nić
遊子身上衣。
I ubiór dziecka jadącego w świat.
臨行密密縫,
Tuż przed wyjazdem sekretnie ceruje,
意恐遲遲歸。
martwiąc się, że dziecię nieprędko powróci.
誰言寸草心,
Któż powie, jak serce dziecka
報得三春暉!
Ma się odwdzięczyć za ciepło matczynej miłości!

Wszystkiego najlepszego, Mamo ^.^

2009-05-09

:D wspomnien czar :D 魅力的回憶

Tancze na stole, kiecke zadzieram, tluke butelki depce szkla?Nogi, nogi, nogi roztanczone, tancza, tancza, tancza jak szalone :D
...i wariatka jeszcze tanczy ;)

To, ze tanczylam z okazji zdobycia tytulu magistra na stole nie jest niczym szczegolnym, bo wielokrotnie tanczylam na stole przy kompletnym braku okazji. Ale JAKIE JA WTEDY MIALAM KROTKIE WLOSY!!!!!! :D
差不多一年前我這樣表達終於畢業的快樂 :) 不過, 讓我覺得奇怪的並不是在桌子上跳舞的樣子 (因為我覺得如果大家好玩, 出醜也沒關係). 對我來說比較奇怪的是: 那時候我的頭髮這麼短ㄛ :D

雲南十八怪 18 dziwactw Yunnanu III

Dziś dwa dziwactwa razem, jako, że dotyczą tej samej sprawy:
三隻蚊子一盤菜
trzy komary to pełen talerz żarcia
螞蚱能做下酒菜
koniki polne robią za zagrychę

Opis tyleż frapujący, co nieprawdziwy. Ze względu na dobra pogodę zapewne, insekty rosną tu w zastraszającym tempie i do nieprawdopodobnych rozmiarów - wczoraj pół godziny tłukłam tego skubanego karalucha, zanim wywiesił białą flagę; w dodatku gumową podeszwą nie dało się przebić tej jego cholernej skorupki, więc musiałam pójść po drewniaka... Wczoraj było sprzątane, kuchnia jest czyściutka, a i tak skądś przylazł wieczorem - i to mimo braku jedzenia i mimo zapachu detergentów w powietrzu. Mam wrażenie, że one przez instalację wodno-kanalizacyjną przełażą. I tak się cieszę, że nie mamy tu całej kolonii... A raczej powinnam powiedzieć: cieszę się, że jeszcze nigdy nie zauważyłam tu całej kolonii. Ale kto wie, lato się zbliża, jeszcze wszystko przede mną... W każdym razie - choć faktycznie robactwo tu duże, to nie wystarczą trzy sztuki na talerzu, żeby była potrawa - zazwyczaj podaje się je w dużo większej ilości.

2009-05-07

Król Komedii 戲劇之王

Czyli Stephen Chow 周星馳. Mam sześciopak jego filmów - od takich, w których był jeszcze ślicznym chłopczykiem po takie, w których telefony komórkowe już nie wyglądają jak cegłówki.
Mam ten sześciopak i mam... Ze dwa miesiące już będzie. Ale czasu brak, bo egzaminy, bo milion innych rzeczy, a poza tym przecież ja nie lubię komedii, tylko poważne, ambitne kino...
Wczoraj miałam ostatnie dwa egzaminy śródsemestralne - i dobrze, bo od poniedziałku sobie choruję, ale nie mogłam tak na poważnie zająć się odpoczynkiem... nieróbstwem... jak zwał, tak zwał - bo te cholerne egzaminy trzeba było pozdawać. Ale wczoraj kupiłam jedzenia na dwa dni i uroczyście wlazłam w piżamce do wyra już koło południa, naszpikowana lekami i zaopatrzona w mój sześciopak
Oczywiście, że te filmy są beznadziejne. To znaczy... takie mocno trącące myszką. To znaczy, pościgi samochodowe, rozdmuchane problemy i tak dalej. Ale filmy z pierwszej płyty i tak mnie zaskoczyły - bo nie spodziewałam się po nich niczego poza ćwiczeniem chińskiego. A tymczasem niektóre mnie naprawdę rozbawiły - i uświadomiły ogromną różnicę między "naszymi" filmami a tymi hongkongijskimi.
(!spoiler alert!)
Na przykład, jest sobie film Najlepszy zięć 最佳女婿 z 1988 r. Piękna córka fryzjera, trójka przyjaciół, którzy rywalizują o jej względy, ale żaden nie wygrywa. Aż razu pewnego wszyscy się upijają, a dnia następnego się okazuje, że córka fryzjera straciła cnotę i zyskała brzuch. Każdy z przyjaciół jest wewnętrznie przekonany, że to on jest sprawcą. Dziecko się rodzi, a sprawa nadal nierozstrzygnięta - i w końcu rękę wybranki wraz z dzieckiem dostaje ten, który... najwięcej płaci rzekomym kidnaperom - znaczy, najbardziej mu zależy. Końcówka filmu jest cudowna - parka ma już kilkoro dzieci, ale to najstarsze skarży się, że koledzy się smieją, bo nie jest podobny do taty... Ani słowa o miłości. O tym, żeby sprawdzić, kto naprawdę jest ojcem. Dziewczyna nie wybiera sama, tylko godzi się potulnie na wszystko, co z nią ci faceci robią. Po prostu niebywałe! I jeszcze ci faceci, biją się nie o to, żeby się z nią przespać, tylko już po fakcie, gdy jest brzuchata z niewiadomoktórym - żeby się z nią ożenić! Niesłychane!

Albo 望夫成龍 Mieć wielkie oczekiwania względem męża (tytuł zabawny, bo to trawestacja przysłowia 望子成龍 - czyli dosłownie wypatrywać, kiedyż to syn stanie sie smokiem - czyli mieć wielkie ambicje i oczekiwania w stosunku do własnego potomstwa). Historia miłosna - on, sierota, chłopak z nizin, ona, stojąca cokolwiek wyżej na drabinie społecznej, bo jej tata jest jego szefem. Uciekają od niedobrego ojca, który chce lepszej przyszłości dla swojej córki. Chłopak inteligentny, ale wieś kompletna. Ona dla niego szoruje kible, a on ciężko zarobione pieniądze przegrywa na automatach. Ale chce się dla niej zmienić - tylko, że poważna korporacja nie chce go przyjąć tak ot, z ulicy, żąda zabezpieczenia finansowego. Żeby je zdobyć, ona idzie pracować jako fordanserka. O czym on się dowiaduje i zamiast ładnie podziękować i się powstydzić, że kobita na niego łoży, to jeszcze na nią wrzeszczy, skubaniec. No dobra, on dostaje pracę, pnie się po drabinie społecznej. Ma szczęście do córek szefów, córce obecnego też się podoba. Wraz z żoną przeprowadza się do dużego mieszkania, uczy się dobierać krawaty i jeść ostrygi... I nagle zaczyna zauważać, że żona nie potrafi ani jednego, ani drugiego. I choć film jest utrzymany w tonacji komediowej, okazuje się, że problem społeczny został pokazany całkiem poważnie. Ukazanie zmiany tego faceta, który z pokornego i kochającego zmienił się w pogardliwego i żądnego władzy - cudowne. Opowieść jednak dobrze się kończy - co w azjatyckich filmach (nawet komediach!) nie jest wcale takie częste.
Happy endem nie kończy się na przykład 龍鳳茶樓 Restauracja Smok i Feniks. Tutaj ciekawostka - to miejsce istnieje naprawdę, współczesna nazwa to 龍門大酒樓 Restauracja Smocza Brama. Była to pierwsza hongkongijska knajpa zaopatrzona w klimatyzację. Tytuł jest fajny, bo to historia miłosna, a jak wiadomo, smok to u Chińczyków superfacet, a feniks to superkobieta. Mniejsza o to, że akurat 鳳 to feniks-samczyk, w odróżnieniu od 凰 czyli feniksa-samiczki. W dzisiejszych czasach każdy feniks jest symbolem kobiecości. Ale to taka mała dygresja nie na temat. A w filmie chodzi o to, że ten superfacet i ta superbabka spotykają się w 茶樓 - "herbaciany budynek", ale w Hongkongu mówi się tak na tradycyjne restauracje. Miejsce jest zaklinowane w półświatku - spotykają się tam fordanserki, mafiozi itp. I właśnie - superfacet jest (niby byłym) członkiem gangu, a ona fordanserką. Ale on jest dobry dla jej mamy i kupuje jej kwiaty, a ona próbuje go nauczyć bycia rodziną. Ma do niego zaufanie, choć on właśnie wyszedł z ciupy, bo on potrafi ją obronić. Pełna miłość, samo szczęście, oboje się zmieniają dla tej drugiej osoby. Ale w pewnym momencie okazuje się, że ona za dużo wymaga, jeśli chce, żeby on mył ręce po skorzystaniu z ubikacji, a dla niego ważniejsi są kolesie. Robi jej awanturę z zazdrości, zarzuca puszczalstwo - ona mu daje w pysk i... on jej też. Ona odchodzi. Spotykają się sześć lat później - on jest taksówkarzem, który ją podwozi do domu. Gdyby to był film amerykański, pogodziliby się i żyliby długo i szczęśliwie. Ale nie jest. Dlatego ona odbiera telefon, a z rozmowy wynika, że właśnie wraca do kochającego męża i synka, a on również odbiera telefon - i okazuje się, że też sobie ułożył życie. Wielka miłość to nie wszystko.

On ma zresztą talent do grywania bandytów. Zaczął od filmu 霹靂先鋒 Final Justice z 1988 roku. Komedia o dzielnym, choć niezbyt piśmiennym superpolicjancie, który ocala życie i prostuje przyszłość młodemu złodziejowi samochodów (nasz Stephen, och, jakiż młody i śliczny!), rozbijając przy okazji mafię w całym Hongkongu. Ale wtedy to jeszcze płotka była. Już w 1990 roku był prawdziwym mafijnym bossem, handlującym narkotykami - w filmie 一本漫畫闖天涯  Z komiksem na koniec świata. Kelner zaczytany w komiksach o półświatku faktycznie dostaje swoją szansę. I choć nie zna kungfu, nie umie strzelać, a w dodatku jest skończonym tchórzem, to udaje mu się ocalić skórę własną i druhów. Niestety, ojciec chrzestny w końcu załatwia jego kumpli, a i on musi znikać. Znów brak happy endu. W dodatku, choć film jest utrzymany w konwencji komediowej, jest okropnie brutalny. Już zaczynamy lubić tych trzech wesołków, którym udaje się zawsze wyjść cało z opresji. Wiemy, że jeden jest zakochany w barowej wokalistce, że drugi ma osiem córek i nie potrafi poprawnie rozwiązać żadnej zagadki i tak dalej. I jest scena - muszą przekonać wietnamskiego bossa, żeby im pomógł w interesach. Znajdują jego dawno zaginioną żonę. Boss mówi, że chętnie im się zrewanżuje. Oni proszą o mediację między mafią hongkongijską a tajską. On mówi, że nie ma żadnego wpływu na tajskiego bossa i że może zrobić dla nich wszystko, ale nie to. I wtedy dają mu prezent - głowę jego... zastępcy? syna? I wtedy zdajesz sobie sprawę, że mimo śmiechów i chichów, ten film jest po prostu okropny... Już wiem, od kogo się uczył Tarantino.

Dziś następna porcja filmów. Lubię je. Ćwiczę chiński, bawię się, odpoczywam. Mam nadzieję, że w międzyczasie wyzdrowieję.

2009-05-05

test na facebooku ;)

Facebookowy test (czyli najwazniejszy punkt odniesienia) wykazal, ze "你的中文造诣非常好, 继续加油", czyli moj chinski zmierza w najlepszym mozliwym kierunku i mam zacisnac zeby i zakuwac dalej ;) Co jest bardzo na miejscu, jako ze jutro mam kolejne dwa egzaminy ;)
Facebook 上的考驗結果就是"你的中文造诣非常好, 继续加油".
明天要考試 ;)

就是我 :) czyzbym to znowu ja byla? ;)

我非常喜歡紫色 :) Lubie fiolet ;)

piekny 帥

Rozmawiamy o MPBL.
Mama: Ale czy Ty naprawde uwazasz, ze on jest taki piekny?
Ja: Naprawde.
Mama: Najpiekniejszy na swiecie?
Ja: Nie no, widzialam piekniejszych... ale nie na wlasne oczy ;)
關於我的男友.
媽媽問我: 你真的認為你的男友這麼帥嗎?
我回答: 真的啊.
媽媽繼續調查: 世界上最帥嗎?
我道: 當然不是喔, 我看過比他帥的... 但不是親眼看的 ;)

雲南十八怪 18 dziwactw Yunnanu II

竹筒當煙袋

fajki sa robione z bambusow


Jesli chodzi o sposob uzycia, najpodobniejsze jest to do indyjskiej sziszy. Glowna roznica polega na tym, ze zazwyczaj nie pali sie zadnego tytoniu zapachowego i nie dodaje substancji smakowych, by nie zagluszyc delikatnego smaku i zapachu bambusa.

Yunnanczycy do tego stopnia polubili te forme palenia, ze pojawiaja sie rowniez fajki imitujace bambusowe, acz wykonane z innych materialow:

2009-05-04

:D

a moze w ten sposob:czyli zajelam drugie miejsce w szkolnym konkursie spiewaczym. A gdybym zajela pierwsze, to i tak palme pierwszenstwa z radoscia bym oddala trzem Koreanczykom, ktorzy zrobili show stulecia - choc spiewac nie potrafili wcale ;)
我還是非常喜歡唱歌囉! :)

konkurs spiewaczy 歌唱比賽

"白小台同学
在云南大学留学生院2009年春季学期“才艺展示--歌唱比赛”中获得“亚军”荣誉。"
Kolezanka Bialy Maly Tajfun w konkursie spiewaczym organizowanym przez instytut dla dziwolagow (czyli szkole dla obcokrajowcow) Yunnanskiego Uniwersytetu w semestrze wiosennym 2009 roku zajela drugie miejsce.
Poszla za tym ngroda wysokosci 150 yuanow ^.^

2009-05-03

傈僳族 Lud Lisu i drabina noży

Pisałam już o nich kiedyś, przy okazji Tybetańczyków. Ale w majowy przedłużony weekend (tylko 3 dni, tfu, cholera) w Kunmingu odbył się milion pokazów różniastych, a ja mogłam sobie siedzieć pod samą sceną, bo byłam Zaproszonym-Na-Wypadek-Pojawienia-Się-Reporterów-Lub-Gości-Z-Innych-Krajów-Tłumaczem. Jedynym obcokrajowcem byłam jednak ja sama, skutkiem czego wszyściutcy dziennikarze z Kunmingu przeprowadzili ze mną wywiady, robili zdjęcia i "kamerowali". Wczoraj rozdzwoniły się telefony, bo WSZYSCY moi chińscy znajomi widzieli mnie w dziennikach telewizyjnych rozmaitych stacji yunnańskich ^.^ Jestem sławna! :D
No tak. Nieczęsto zdarza się białas, który chce oglądać ludowe śpiewy
tańce itp.

Największą atrakcją była wspinaczka na górę noży (上刀山). Przy akompaniamencie zawodowej grupy perkusyjnej,kolejni śmiałkowie wspinali się BOSYMI STOPAMI po drabinie utworzonej z noży. Sprawdziłam, czy ostre. Zacięłam się w palec. :( Każdy śmiałek, któremu udawało się tego dokonać, był tryumfalnie obnoszony po placu... na nożu (jakżeby inaczej!).
Mnie osobiście najbardziej przerażało, gdy na drabinie dochodziło do "wymijania"...

Łażeniem po nożach zajmują się przynajmniej trzy chińskie grupy etniczne - Zhuang 壯族, Yao 瑤族 i Lisu 傈僳族. U wszystkich trzech służyło to komunikacji z duchami/bogami/przodkami, zazwyczaj proszono o pomyślność, ale czasem tego typu ceremonia odbywała się, gdy konieczne były egzorcyzmy. Najprościej wyglądało to u Zhuangów - wystarczyło wejść, zadąć w róg, odpalić fajerwerki i zejść. U Yao i Lisu włażenie na drabinę nożową (oprócz nazwy 上刀山 używa się również 爬刀梯) zazwyczaj było połączone ze "zstąpieniem w morze ognia" 下火海, czyli najczęściej łażeniem po rozżarzonym metalu albo po tlących się węgielkach, czasem również z lizaniem rozżarzonych przedmiotów. Właśnie u Lisu wyglądało to najciekawiej - bo obie części ceremonii odbywają się przy akompaniamencie mocno transowej muzyki (ach, te ludowe bębenki!); wprowadzony muzyką w trans mistrz ceremonii ponoć nie odczuwa bólu i ani metal, ani ogień nie śmią zrobić mu krzywdy.
Niestety, tej drugiej części nie było mi dane zobaczyć. Za to wzięłam czynny udział w chwaleniu śmiałków za złożenie tej ofiary - zgodnie z tradycją, razem wytrąbiliśmy morze wódki, wyśpiewaliśmy morze pieśni (ja się włączałam tylko w refrenowe "lalala") i wytańczyliśmy setki tańców (i dziś musiałam iść do szewca wymienić fleczki w moich cudownych nowych fioletowych szpileczkach. Swoją drogą - jeśli spodziewacie się ludowych tańców, nie zakładajcie szpilek, dobrze radzę).
Gdyby ktoś chciał zobaczyć, tutaj filmiki: