2009-03-14

tonyhalikowanie 遊行四方

Zwane również obieżyświatowaniem - było w Chinach ważne. Ba, mogło stanowić wstęp do wspaniałej kariery!
Ale od początku. Jak powszechnie wiadomo (jeśli coś jest w wikipedii, to znaczy, że wszyscy o tym wiedzą), żeby zrobić w cesarskich Chinach karierę, trzeba było zdać egzamin cesarski. System taki ustanowiono w siódmym wieku naszej ery (kiedy w kniei wśród zawiei protoplasta Polski); był o tyle demokratyczny, że teoretycznie każdy mógł do egzaminu przystąpić i o tyle feudalny, że tylko bogatych było stać na naukę. Oczywiście, Chińczycy cieszą się jak dzieci, że niektórzy biedacy faktycznie zrobili w ten sposób karierę i dostali się do najwyższych kręgów władzy państwowej, ale właśnie fakt, że te nazwiska są pamiętane, świadczy najdobitniej o tym, że było to zjawisko rzadkie.
Jednak świat od zarania dziejów obfitował w ludzi takich jak ja - którym się nie chce uczyć na pamięć różnych głupot, którzy nie lubią egzaminów, a którzy i tak chcieliby dobrze zarabiać. Doskonałym przykładem może służyć Li Bai. Choć był bogaty, choć otrzymał staranne wykształcenie, choć już we wczesnej młodości uznano go za geniusza, stwierdził, że podchodzenie do egzaminów państwowych byłoby poniżej jego godności. Zresztą, w ogóle przygotowywanie się solidne do czegokolwiek nie było jego priorytetem. W przeciwieństwie do takiego na przykład Du Fu, który w celu znalezienia odpowiedniego rymu mógł nie spać i nie jeść, Li Bai pisał co mu ślina na język tusz na pędzelek przyniósł, zazwyczaj po pijanemu (praszczur Gałczyńskiego?...). Dlatego zamiast się solidnie pouczyć, włóczył się po kraju. Za Tangów bowiem ceniono nie tylko tych, którzy potrafili napisać idealnie skomponowane wypracowanie i wiedzieli wszystko o Konfucjuszu, ale też tych, którzy posiadali wiedzę życiową - potrafili zrobić coś konkretnego, liznęli geografii i umieli słuchać ludzi. Można było dostać stanowisko za taką właśnie wiedzę. Patrzcie, tyleset lat temu Chińczycy odkryli to, co Zachodowi teraz powoli zaczyna trafiać do pustych mózgownic - że papierek nie gwarantuje wiedzy, a wiedza niekoniecznie musi zostać opapierkowana i ostemplowana... I to jest meritum mojej wypowiedzi. Ale ponieważ wiem, że wszyscy z niecierpliwością czekają na ciąg dalszy historyjki o poecie, będę kontynuować.
Po wielu latach podróży Li Bai uznał, że się już dość naumiał i pojechał do cesarza. Cesarz go polubił i w zasadzie mógłby mu nawet ofiarować stanowisko, ale Li Bai się urżnął przed audiencją (pociąg do alkoholu jest u mnie może nie aś tak widoczny, jak u niego, ale...) i główny eunuch pałacowy odradził powierzanie moczymordzie jakiejkolwiek funkcji. I tu druga pointa: alkohol jest Twoim największym przyjacielem, zawsze i wszędzie. Gdyby się nie był urżnął, musiałby resztę życia spędzić wśród intryg pałacowych na pisaniu takich wierszy, jakich by sobie życzył cesarz, a dzięki zaawansowanemu alkoholizmowi do końca życia pozostał wolny. Może właśnie dlatego pozostał jednym z najważniejszych poetów chińskich?

3 komentarze:

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.